EN

Zabójczy wyścig szczurów

Budownictwo
POLSKA Branża budowlana pogrąża się w kryzysie. Ostatnie kłopoty giełdowych spółek to dopiero początek czarnej serii. Będą kolejne upadłości, będą zwolnienia.

– Całą branżę czekają bardzo ciężkie czasy. Pewnego ożywienia spodziewamy się dopiero w drugiej połowie 2014 roku – twierdzi Dawid Piekarz, wiceprezes Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa. Co to oznacza dla ludzi zatrudnionych w tej branży? – Szacujemy, że pracę może stracić od 100 tys. do 150 tys. osób – szacuje Dawid Piekarz. I dodaje, że w ostatnich dwóch latach na budowę dróg przeznaczono blisko 30 mld zł rocznie. W przyszłym roku będzie to około 6 mld. – Zmniejszenie nakładów na infrastrukturę fatalnie odbije się na kondycji całej branży – podkreśla. Mostostal Warszawa już porozumiał się ze związkami zawodowymi – do końca stycznia 2013 roku z firmą pożegna się od 410 do 439 osób. Redukcja etatów dotknie też pracowników firmy Strabag – w 2012 roku ma zostać zwolnionych blisko 1,7 tys. osób. Zwolnienia nie ominą także budowlańców firmy Budimex. Cięć można spodziewać się w spółkach Grupy PBG, które już złożyły wnioski o upadłość. Na początku czerwca Polimex-Mostostal wypowiedział zakładowy układ zbiorowy. I choć prezes spółki – Konrad Jaskóła – tłumaczy, że chodzi o uniknięcie zwolnień grupowych, to wśród pracowników rosną obawy, że bez cięcia etatów się nie obejdzie. Niestety, wszystko wskazuje na to, że do końca roku liczba firm, które ogłoszą grupowe zwolnienia jeszcze się wydłuży. Dariusz Blocher, prezes Budimeksu, w wypowiedziach dla prasy nie ukrywa, że w budownictwie pracę straci kilkadziesiąt tysięcy osób. – Niemal wszystkie firmy będą zmuszone przeprowadzić restrukturyzację. A to najczęściej oznacza redukcję etatów dorzuca Dawid Piekarz.

Jak do tego doszło
Ostatnie dwa lata wydawały się być budowlanym eldorado. Rozwój infrastruktury – budowa dróg i autostrad, kontrakty na stadiony, rozbudowa i przebudowa lotnisk oraz stacji kolejowych – to wszystko pozwalało z optymizmem patrzeć w przyszłość. Przyspieszenie inwestycji przed Euro 2012 przyniosło jednak odwrotny skutek. Branża, po okresie prosperity, wcale nie jest wzmocniona. Wręcz przeciwnie. – Mieliśmy szansę na rozwój i wzmocnienie sektora budownictwa i ta szansa została niestety zaprzepaszczona. Zamiast tego mamy ryzyko upadłości wielu firm – mówił na konferencji „Branża budowlana po Euro. Groźba upadłości czy szansa na rozwój?” Marek Michałowski, prezes zarządu Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa. Dlaczego tak się stało? Budowlańcy obarczają winą system zamówień publicznych, który premiuje najtańsze oferty. – Wiele firm, które wygrały przetargi jedynie niską ceną, nie miało doświadczenia w budowie autostrad czy stadionów. Zaproponowały najniższe stawki i, niestety, przeliczyły się – mówi Dawid Piekarz. A prezes związku dodaje bez ogródek: – To, co nastąpiło w Polsce to wyścig szczurów i licytacje najniższej oferty. W przetargach startowało 15-20 firm, wiele wśród nich egzotycznych i niedoświadczonych, niemających ani kompetencji, ani zaplecza finansowego, aby sobie poradzić – zauważa Marek Michałowski. Przedstawiciele branży zwracają uwagę na fakt, że Polska, jako jedyny kraj Unii Europejskiej, nie stosuje jednolitych ogólnych warunków kontraktowych (tzw. FIDIC). Krytykują też wybór oferentów oparty jedynie na kryterium ceny. Brak tzw. prekwalifikacji prowadzi do niezdrowej konkurencji. – Wprowadzenie systemu realnej prekwalifikacji gwarantowałoby, iż do złożenia oferty zostałyby dopuszczone tylko te firmy, które są przygotowane zarówno technicznie, kompetencyjnie, jak i finansowo – zauważa Marek Michałowski.

Cena jest (i będzie) najważniejsza
Prof. dr Zofia Bolkowska z Wyższej Szkoły Zarządzania i Prawa wskazuje, że na przekroczenie planowanych kosztów kontraktów wpływały płace i ceny materiałów, które stanowią około 60 proc. kosztów. Zbyt nisko wycenione zlecenia nie tylko nie przyniosły spodziewanych zysków, ale nakręciły spiralę zadłużenia i doprowadziły do zatorów płatniczych. Do tego doszły opóźnienia w realizacji kontraktów skutkujące karami za niedotrzymywanie terminów. Branża liczy, że do roku 2014 uda się zmienić podejście rządu do zamówień publicznych. Czy słusznie? Raczej nie. „Gazeta Wyborcza” opublikowała w połowie lipca tekst Sławomira Nowaka, ministra transportu, budownictwa i gospodarki morskiej. – Od dawna mówi się o konieczności zmiany prawa zamówień publicznych na roboty budowlane, tak by cena nie była jedynym kryterium oceny ofert. Często słyszymy „ekspertów”, którzy „w trosce o jakość wykonywanych prac” podważają rynkową zasadę, że cena musi decydować o tym, kto wygrywa przetarg. I de facto zamieniają się w lobbystów firm wykonawczych, żądając dopłacania do kontraktów. Chciałbym złożyć jasną deklarację – nie będzie dopłacania do kontraktów! I będę bronił zasady, że cena obok terminu wykonania zamówienia (bo tak jest dzisiaj) jest podstawowym kryterium wyboru ofert – napisał. Na pocieszenie pozostaje jednak deklaracja ministra. – Liczę na to, że program „Polska w budowie 2” zostanie uruchomiony już w 2014 roku i rozmachem będzie podobny do obecnego.
Firmom budowlanym pozostaje więc tylko czekać. Ile z nich dotrwa do roku 2014?

Kategorie