EN

Wiosenna panika na giełdzie

Raport giełdowy
Koniec lutego i początek marca przyniosły załamanie na rynkach finansowych na całym świecie, niewidziane od upadku banku inwestycyjnego Lehman Brothers w 2008 roku. W USA niemal oficjalnie ogłoszono koniec hossy, a cały świat zamarł w oczekiwaniu na wiarygodne prognozy dotyczące wpływu koronawirusa na gospodarkę

Choć w Chinach – gdzie epidemia wybuchła w styczniu – szczyt zachorowań minął i sytuacja wraca do normy, pod koniec lutego gospodarczy świat zdał sobie sprawę z zagrożenia, szczególnie po tym, jak epicentrum wzrostu zakażeń stała się Europa, a także USA. Sytuacja we Włoszech, gdzie najprawdopodobniej błędy na samym początku epidemii spowodowały rozlanie się koronawirusa po całym kontynencie, ściągnęła indeksy w dół w dwóch falach: najpierw w ostatnim tygodniu lutego, choć były to umiarkowane spadki w porównaniu z tym, co miało nadejść. Wtedy też, pod koniec lutego, wielu specjalistów sugerowało, że to dobra okazja do kupowania, a perspektywy marcowych wzrostów nadal są aktualne. Analitycy wskazywali wówczas – WIG20 był na poziomie ponad 1900 pkt – że jednak trzeba liczyć się z tym, że indeks blue chipów nie powróci ponad 2000 pkt. Nieco ponad dwa tygodnie później WIG20 „zameldował” się na poziomie nieco ponad 1300 pkt, a cała warszawska giełda zaliczyła najgorszą sesję w historii, ze spadkami przekraczającymi 10 proc. Nie lepiej było na zagranicznych giełdach – amerykański Dow Jones zanotował najgorszą sesję od czarnego poniedziałku w 1987 roku, kiedy to skala spadków dziennych była nawet większa niż w apogeum kryzysu z roku 2008. Rekordowe dzienne spadki zaliczyły także giełdy europejskie. Co się wydarzyło? Drastycznie wzrosły obawy o rozwój gospodarczy z powodu epidemii – sygnały o przerwaniu łańcucha dostaw z Chin wzmocnione zostały paraliżem państw Europy, które wprowadzały ograniczenia w podróżowaniu i korzystaniu z usług. W połowie marca liczne kraje europejskie zamknęły granice, szkoły, restauracje, bary, odwołały wydarzenia i zgromadzenia masowe, co w oczywisty sposób wpłynie na gospodarkę i nastroje konsumentów. Podstawowe pytania dotyczą teraz tego, ile potrwa stan nadzwyczajny – bazując na doświadczeniach azjatyckich, na pewno będzie to wiele tygodni. Druga kwestia to reakcja rządów i banków centralnych. Załamanie gospodarcze to groźba bankructwa mniejszych firm lub całych branż (np. turystycznej, eventowej), które z dnia na dzień utraciły możliwość generowania przychodów. To z kolei oznacza, że konsumenci, także w Polsce, korzystający z dobrej koniunktury przez ostatnie lata, mogą zmniejszyć swój apetyt na zakupy, szczególnie dóbr trwałych. Nic więc dziwnego, że prognozowane tempo wzrostu PKB w 2020 roku w ciągu zaledwie kilkunastu dni było zrewidowane przez część ekonomistów do nawet poniżej 2 proc. z powyżej 3 proc. PKB. Natomiast nadal dominuje niepewność, bo też nikt w sposób odpowiedzialny nie jest w stanie ocenić, czy latem sytuacja gospodarcza wróci do normy, czy kryzys gospodarczy związany z koronawirusem utrzyma się do końca roku.

Na giełdzie obserwowany okres czterech tygodni skończył się spadkami rzędu 30 proc. w przypadku WIG i WIG20. Na szerokim rynku kilka sesji nosiło znamiona paniki, a 12 marca zanotowano najgorszą sesję w historii (spadek o 13 proc., tego samego dnia notowania na Wall Street zostały wstrzymane na 15 minut). Na tym tle wyróżniają się indeksy sektorowe, które straciły „jedynie” 19 proc. (WIG-Budownictwo) i 17 proc. (WIG-Nieruchomości). Relatywna moc indeksu budowlanego to wpływ notowań Budimeksu – spółki ważącej 44 proc. w indeksie, która opublikowała wyniki za 2019 rok, ale co ważniejsze wypowiedziała się o perspektywie wypłaty sowitej dywidendy o czym finalnie zdecydują jednak akcjonariusze. Grupa osiągnęła blisko 7,6 mld zł przychodów i ok. 226 mln zł zysku netto. Budimex oprócz deweloperki liczy także na część usługową poprzez przejętą w 2019 roku spółkę FB Serwis (zajmuje się utrzymanie infrastruktury i gospodarką odpadami). Otwartą kwestią – podobnie jak przy całej budowlance pozostaje wpływ koronawirusa na gospodarkę. Budimex poinformował, że obawia się zakłóceń w łańcuchu dostaw oraz zaburzeń w sferze pracowniczej: zamknięte granice utrudnią pozyskiwanie pracowników z Ukrainy, a sytuacja epidemiczna może oznaczać także dużą skalę zwolnień lekarskich. Deweloperzy dość długo byli oporni na paniczne nastroje panujące na giełdzie, dopiero panika drugiego tygodnia marca zepchnęła ich indeksy na minusy względem początku roku. Dobre wyniki za 2019 rok i perspektywa sowitych dywidend zachęcała do trzymania akcji w portfelach. Tymczasem po informacjach dotyczących Polnordu czy Echo Investment (w obu przypadkach gruntownie zmienił się akcjonariat) kolejna spółka – Archicom – rozpoczęła przygotowania do zmiany w strukturze właścicielskiej. Spółka, własność rodzinna, poinformowała o rozpoczęciu przeglądu opcji strategicznych, których efektem może być zarówno nowa emisja akcji objęta przez inwestora, jak i sprzedaż istniejących akcji. Pierwsze rozwiązanie dawałoby szansę na pozyskanie środków i wykorzystanie ciągle sprzyjającej sytuacji na rynku mieszkaniowym. Otwarte pozostaje jednak pytanie dotyczące całej gospodarki i wszystkich branż, w tym i deweloperskiej – jak sytuacja z koronawirusem wpłynie na gospodarkę. (Mir)

Sąsiedzi z większą odpornością

Spadki wynikające z obaw związanych z epidemią koronawirusa nie ominęły także Pragi i Budapesztu. Ale – podobnie jak wiele rynków wschodzących – tamtejsze parkiety okazały się trochę silniejsze niż warszawska giełda, która – dodajmy – jest jednak największa z nich i najbardziej płynna. Od początku roku zarówno BUX, jak i PX50 straciły po 25 proc., czyli nieco mniej niż WIG20 (-35 proc.).

Kategorie