EN

Majstra od zaraz...

Otwarcie zachodnich rynków pracy dla polskich budowlańców spowodowało olbrzymi odpływ pracowników z kraju. Również zmniejszenie liczby szkół zawodowych
i techników budowlanych zaowocowało brakami kadrowymi. Jak dziś przedsiębiorcy radzą sobie z tym problemem? Najczęściej sprowadzają pracowników z zagranicy

Według danych Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa i Konfederacji Budownictwa i Nieruchomości
w branży brakuje obecnie ok. 150 tys. wykwalifikowanych pracowników. Wynika to głównie z dwóch czynników. Pierwszym z nich jest nadspodziewany rozkwit budownictwa, drugim zaś emigracja Polaków zarówno na zachód, jak i na wschód Europy.
– Według moich szacunków po otwarciu granic z Polski wyjechało 2-2,5 mln osób. Jeśli chodzi o sektor budowlany, kraj opuściło nie mniej niż 300 tys. rodaków. Jednak stwierdzenie, że wszyscy oni wyjechali na Zachód, traktuję jako mit. Spora liczba polskich budowlańców pracuje np. w Moskwie. To niewyobrażalnie wielkie inwestycje, do których zrealizowania potrzebna jest armia ludzi. Poza tym na wschodnich budowach też dobrze płacą – mówi Zbigniew Bachman, dyrektor Polskiej Izby Przemysłowo Handlowej Budownictwa.

Cegły ze złota
Pensje w sektorze budowlanym nieustannie rosną. Z badań serwisu wynagrodzenia.pl wynika, że średnia płaca w budownictwie (określana przez statystykę jako mediana) wynosi 2,6 tys. zł. Najniższe płace występują oczywiście na stanowiskach pracowników szeregowych, tu nawet co 10 osoba ma zarobki mniejsze niż 1 tys. zł brutto, jednocześnie połowa specjalistów zarabia między 1,85 a 3,8 tys. zł. Jednak ich dochody w dużych miastach bywają czasem kilkakrotnie wyższe w stosunku do pensji w małych, prowincjonalnych miejscowościach. Szczególnie cenni i dobrze wynagradzani są pracownicy wykwalifikowani, którzy potrafią na przykład obsługiwać specjalistyczne maszyny. Kilka miesięcy temu Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad podała, że robotnik
z uprawnieniami do prowadzenia pojazdów wykorzystywanych do budowy autostrad zarabia miesięcznie co najmniej 8 tys. brutto.
– Płace robotników budowlanych poszły bardzo w górę, choć nadal zdarzają się przypadki niskich wynagrodzeń. Niegdyś wybudowanie metra kwadratowego obiektu kosztowało 3 tys. zł., dziś stawki podniosły się do 4,3 tys. zł za mkw., więc odpowiednio zwiększyły się również płace. Robione kilka lat wcześniej kosztorysy tegorocznych inwestycji nijak się mają do obecnych stawek za robociznę, wynajem maszyn czy zakup materiałów budowlanych. Przez to do wielu przetargów nikt dziś nie chce startować. Taki los spotkał np. budowy autostrad, których kosztorysy robiono kilka lat temu – twierdzi Zbigniew Bachman.

Trudna droga na Wschód
Coraz częściej polskie firmy zajmujące się rynkiem budowlanym decydują się na pracowników zagranicznych. Wykonawcy wybierają różne kraje, ale kierunek jest jeden
– Wschód. Wbrew pozorom nie jest łatwo sprowadzić do Polski pracownika zza wschodniej granicy, głównie ze względu na gąszcz przepisów, przez które przedsiębiorcy muszą przebrnąć. Branża budowlana mówi jednym głosem – trzeba zmienić ustawę o zatrudnieniu obcokrajowców. Bez tego, według niektórych, na rynku zapanuje chaos.
– Indywidualny napływ pracowników zza granicy powoduje psucie lokalnych rynków pracy. Jeśli budowlańcy będą przyjeżdżać do Polski bez kierowników budów, firmy wykonawcze nie będą miały z nich dużego pożytku. Przez pierwsze pół roku pobytu w naszym kraju cudzoziemcy będą się uczyć języka (by porozumieć się z polskim kierownictwem)
i tego, jak pracować na polskiej budowie – zauważa Zbigniew Bachman.
Obecnie polski pracodawca musi złożyć u wojewody dossier wszystkich sprowadzanych osób. Za wniosek na każdego pracownika trzeba zapłacić ok. 1 tys. zł. Pismo zostaje przekierowane do starosty, który je opiniuje, ale wcześniej powinien sprawdzić, czy na lokalnym rynku nie ma żadnego miejscowego pracownika, który mógłby się podjąć tej pracy. Procedura ta trwa nawet kilka miesięcy, a dynamicznie rozwijający się rynek nie może tyle czekać.

Czekać, ale działać
Jedną ze spółek, które nie czekają bezczynnie na nowelizację ustawy, jest Polnord, który 4 kwietnia br. podpisał list intencyjny z pekińską grupą deweloperską China International Industry and Commerce w sprawie sprowadzania pracowników z Chin. Wojciech Ciurzyński, wiceprezes Polnordu, potwierdza, iż najprawdopodobniej za pół roku zostanie sprowadzona pierwsza grupa pracowników z Państwa Środka. Nieoficjalnie wiadomo, że ludzi do Polski będzie sprowadzać też chińska spółka z polskim kapitałem 
– Royalton Holdings Asia. Mają to być nie tylko Chińczycy, ale również Hindusi, którzy prawdopodobnie już w tym roku rozpoczną pracę na jednej
z łódzkich budów. Royalton Holdings Asia nie chce jednak oficjalnie potwierdzić tej informacji.
Kolejną spółką, która obrała kierunek wschodni, jest J.W. Construction. W kwietniu przyjechała do Polski pierwsza, 60-osobowa grupa Tadżyków, a niedługo na  budowach prowadzonych przez firmę pojawi się również 120 Uzbeków.
– Mieliśmy duże problemy
z pozyskaniem polskich pracowników. Wskaźnik bezrobocia w Warszawie – nawet przed masową emigracją na Zachód – wynosił zaledwie niecałe
5 proc. – mówi Jerzy Zdrzałka, prezes zarządu J.W. Construction. – Poziom wynagrodzenia zagranicznych pracowników jest wprawdzie nieco niższy od polskich, ale po dodaniu wszystkich kosztów, jakie firma musiała ponieść, aby sprowadzić ich do kraju, utrzymanie zagranicznego pracownika jest właściwie tak samo drogie, jak polskiego. Szukaliśmy kandydatów na Wschodzie, jednak w grę nie wchodzili pracownicy z Ukrainy, ponieważ tam jest również boom budowlany. Udało nam się nawiązać kontakt z tadżycką firmą, która organizowała ekipy budowlane na rosyjskie budowy. Po rekrutacji na tadżyckim i uzbeckim rynku przysyła pracowników do Polski. Przygotowania do przyjazdu obcokrajowców do pracy trwają bardzo długo
– co najmniej kilka miesięcy. Przepisy regulujące te kwestie są bardzo zagmatwane i niedostosowane do dzisiejszej rzeczywistości.

Uczyć się, uczyć się,
uczyć się...
Problemy prawne to dopiero pierwsza z przeszkód, jakie muszą pokonać polscy przedsiębiorcy. Czeka ich jeszcze długa droga z wdrażaniem do pracy cudzoziemskich pracowników.
– Nasi pracownicy mają roczne pozwolenie na pobyt
i pracę w Polsce. Obecnie przechodzą szkolenia z zakresu BHP, przeprowadzamy także wstępną weryfikację tego, co potrafią. Długość ich pobytu
w kraju zależy od tego, czym się wykażą. Pierwsza ze sprowadzonych grup pracuje obecnie przy budowie warszawskich osiedli przy ul. Lazurowej i Górczewskiej. Być może część z nich zostanie oddelegowana do pracy w Łodzi. Na razie nie mamy w planach sprowadzania większej liczby obcokrajowców, ponieważ nie brakuje nam już pracowników. Jednak nie wykluczamy tego w przyszłości – dodaje Jerzy Zdrzałka.
– Zatrudnianie zagranicznych pracowników na placu budowy wiąże się z pewnym ryzykiem – dla zdrowia, bezpieczeństwa i jakości pracy
– co wynika z różnic językowych i braku doświadczenia
– przyznaje Jonathan Cohen, construction director z Quinlan Private Golub. –  Dlatego w sytuacji, gdy wykonawca chce korzystać z zagranicznej siły roboczej, oczekujemy, że wykaże, w jaki sposób chce rozwiązać te problemy. Naszym zdaniem polscy robotnicy są jednymi z najlepszych w Europie (dlatego łatwo im znaleźć pracę na rynkach zagranicznych), natomiast robotnicy z Rumunii, Bułgarii i państw dawnego ZSRR wymagają większego nadzoru
– tylko wówczas są w stanie osiągać polskie standardy pracy. Gdzie wykonawcy znajdą dodatkowych kierowników i jak pokryją koszty dodatkowego nadzoru? Zdecydowanie samo uciekanie się do korzystania z zagranicznej siły roboczej nie rozwiąże problemów tej branży  Zuzanna Wiak

Kategorie