EN

Błędne koło

Temat numeru
Przeterminowane faktury, niespłacone zobowiązania, zatory płatnicze - to jedna z najczęstszych przyczyn bankructw firm z branży budowlanej. Zatory płatnicze stają się zmorą polskich budowlańców

O tym, że problem jest, i to coraz większy, świadczą statystyki. - W styczniu tego roku do programu monitorowania przeterminowanych należności wywiadowni gospodarczej Soliditet Polska zgłoszono nieco ponad 5 tys. dłużników z branży budowlanej, którzy ogółem zalegali z płatnościami na łączną kwotę 228 mln zł, co tylko w porównaniu do analogicznego okresu roku ubiegłego stanowi wzrost o 54 proc. - mówi Tomasz Starzyk z Soliditet Polska (Grupa Bisnode). Liczby nie kłamią - sytuacja firm w branży budowlanej pogarsza się. - To widać w rosnącej liczbie upadłości odnotowanych w sądach gospodarczych. W I kwartale tego roku zbankrutowało 46 firm, co w porównaniu z I kwartałem 2011 roku stanowi wzrost o 44 proc. - komentuje Tomasz Starzyk. I chociaż sytuacja dotyczy przeważnie małych firm, które świadczą usługi dla większych podmiotów, mamy do czynienia z zadyszką całego sektora. Jak podaje Korporacja Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych, natężenie upadłości spółek z rynku budownictwa osiągnęło poziom 2,68 proc. Rok wcześniej było to 2 proc. ­- Takie sytuacje z reguły zdarzają się w odniesieniu do inwestycji publicznych. Widzimy pilną potrzebę głębokiej, merytorycznej i ciągłej, tj. podczas całego okresu trwania inwestycji, kontroli ze strony organu nadzorczego, który jest zaangażowany w proces inwestycyjny. Czy to inwestora zastępczego, jego rady nadzorczej, czy też jakiegokolwiek innego organu nadzorczego ze strony administracji publicznej - podsumowuje Robert Nowak, rzecznik prasowy firmy Imtech Polska.

Ryzykowne autostrady
Problem firmy Dolnośląskie Surowce Skalne (DSS), której upadłość właśnie ogłosił sąd, to tylko jeden z wielu przypadków utraty płynności finansowej spółek budowlanych. DSS podały, że konsorcjum Covec, z którym wspólnie budowały autostradę A2, zalega im z płatnościami na kwotę 50 mln zł. To tylko jeden z przykładów, a przecież budownictwo drogowe generuje dość dużo problemów związanych z przepływami pieniężnymi. Jak tłumaczy Urszula Nelken, rzecznik prasowy Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, zatory płatnicze powstają na drodze: podwykonawca a jego usługodawcy i dostawcy. - GDDKiA spłaca swoje zobowiązania terminowo. Generalni wykonawcy otrzymują zatem przelewy na czas. W rozumieniu artykułu 647.1 Kodeksu cywilnego jesteśmy także płatnikiem dla podwykonawców spełniających warunki określone w art. 647.1 k.c., czyli tylko firm budowlanych, które zostały zgłoszone i zatwierdzone jako podwykonawcy. W przypadku, kiedy generalny wykonawca nie ureguluje należności, jest do tego zobowiązana GDDKiA - wyjaśnia Urszula Nelken. Inaczej widzi to Polimex-Mostostal, który właśnie w opóźnieniach ze strony ?GDDKiA dostrzega problem. - Dotyka nas problem nadmiernie długich terminów płatności realizowanych przez GDDKiA za wykonane prace lub za niezbędne do wykonania roboty dodatkowe na kontraktach drogowych. Dotyczy to płatności idących w setki milionów złotych, co pogarsza płynność finansową i utrudnia terminowe regulowanie zobowiązań w stosunku do poddostawców i podwykonawców. Powstają zatory płatnicze, spada rentowność i wyniki finansowe firm zaangażowanych w realizacje projektów drogowych - mówi Konrad Jaskóła, prezes zarządu firmy Polimex-Mostostal. To właśnie usługodawcy i dostawcy najbardziej na tym cierpią. Na efekty nie trzeba długo czekać. - Opóźnienia w płatnościach mogą prowadzić do upadłości tych firm, które nie posiadają silnego zaplecza finansowego. Mogą także wymuszać na firmie budowlanej - która chce pozostać na rynku - wdrażanie takich rozwiązań wewnętrznych, które zapewnią możliwość prawidłowego funkcjonowania nawet w obliczu takich opóźnień z płatnościami - podsumowuje Robert Nowak.

Płacić czy nie płacić?
Z regularnym przepływem gotówki mają problem także budowniczowie stadionów w Warszawie i Wrocławiu. Hydrobudowa Polska z Grupy PBG - generalny wykonawca Stadionu Narodowego - zawarła w kwietniu tego roku ugodę, która ma uregulować płatności wobec podwykonawców. Jak zaznacza Krzysztof Woch, dyrektor ds. relacji inwestorskich Hydrobudowa Polska, powstanie zatorów płatniczych to m.in. rezultat zlecania przez zamawiającego [Narodowe Centrum Sportu - przyp. red.], w związku ze zmianami projektowymi, licznych prac dodatkowych i zamiennych, których rozliczenie następuje dopiero po wielu miesiącach, część do dzisiaj nie została jeszcze uregulowana. Koszty finansowania tych prac ponosił i ponosi zatem wykonawca, co oczywiście przekładało się negatywnie na rentowność realizowanego kontraktu. - Wartość dotychczas uregulowanych robót dodatkowych wynosi blisko 130 mln zł netto (stan na 6 kwietnia 2012 roku). Jesteśmy blisko uzgodnienia wynagrodzenia za kolejny zakres robót, który wyceniliśmy na około 20 mln zł. Na rozliczenie czeka jednak wciąż znacząca część zleconych przez zamawiającego prac. Dla porównania, wartość kontraktu głównego to 1 mld 235 mln zł, co pokazuje, że skala wprowadzanych w trakcie realizacji zmian była bardzo istotna - dodaje Krzysztof Woch. Z kolei w komunikacie wydanym przez Narodowe Centrum Sportu czytamy, że opóźnienia nie powstały z winy NCS-u, a problem z regulowaniem swoich płatności ma generalny wykonawca. - Mimo iż NCS od początku zawarcia kontraktu na budowę Stadionu Narodowego w Warszawie terminowo reguluje zobowiązania względem konsorcjum generalnego wykonawcy, (który do tej pory otrzymał 95 proc. wartości kontraktu podstawowego), miało ono problemy z terminowym realizowaniem płatności na rzecz swoich podwykonawców. Aby pomóc wszystkim firmom, wobec których konsorcjum zalega z płatnościami, NCS zdecydowało się na podpisanie ugody, dzięki której mamy pewność, że przekazane na konto generalnego wykonawcy środki trafią bezpośrednio do podwykonawców. W dniu podpisania ugody, tj. 6 kwietnia, pieniądze zostały przekazane na specjalne konto generalnego wykonawcy - powiedział Robert Wojtaś, prezes zarządu Narodowego Centrum Sportu. Przedstawiciel Hydrobudowy Polska potwierdza, że podpisana ugoda udrożniła opisane zatory płatnicze. Zgodnie z nią, zamawiający przelał na konto generalnego wykonawcy ostatnie 5 proc. wynagrodzenia z tytułu kontraktu głównego (tj. ponad 72 mln zł brutto). - Kwota ta natychmiast została przekazana podwykonawcom. W ugodzie przewidziano także rychłą wypłatę wynagrodzenia za kolejny uzgodniony zakres robót dodatkowych (tj. 29 mln zł brutto) oraz przyspieszenie rozliczeń pozostałych nierozstrzygniętych kwestii - komentuje Krzysztof Woch. Zatory płatnicze to także zmora pracujących przy budowie Stadionu Miejskiego we Wrocławiu. Firma Imtech, zajmująca się wykonawstwem instalacji wewnętrznych w obiekcie, odstąpiła od umowy z generalnym wykonawcą obiektu ­- spółką Max Bögl. Zarzuca jej wstrzymywanie wypłaty zafakturowanych i wymaganych zobowiązań. - Takie sytuacje dosyć poważnie wpływają na funkcjonowanie naszej firmy. Wprawdzie jesteśmy w stanie wytrzymać opóźnienia w płatnościach (przede wszystkim z powodu solidnych fundamentów finansowych), ale nie możemy sobie stale pozwalać na odgrywanie roli drugiego inwestora w jakimkolwiek projekcie, w którym uczestniczymy. A do tego właśnie prowadzą takie sytuacje. Imtech inwestuje swój własny kapitał (poprzez płacenie za wykonane roboty swoim podwykonawcom), ciągle czekając na płatności ze strony generalnych wykonawców, którzy je bezprawnie wstrzymują - twierdzi Robert Nowak. Max Bögl nie zgadza się z przedstawionymi zarzutami i przedstawia swoją wersję: ?W dniu 13 marca 2012 i 3 kwietnia 2012 zostały dokonane płatności bieżących i wymagalnych faktur Imtech Polska. Na dzień dzisiejszy Max Bögl Polska zabezpieczył kwotę w wysokości 2,6 mln zł na pokrycie roszczeń podwykonawców Imtech Polska, która zostanie wypłacona dopiero po przedstawieniu całkowitego rozliczenia się Imtech Polska z jej podwykonawcami. Max Bögl Polska nie wyklucza również dokonania bezpośredniej zapłaty wynagrodzenia należnego dla podwykonawców Imtech Polska." - czytamy w oświadczeniu wydanym przez firmę.

Problem jest, winnych nie ma
Z czego wynikają problemy firm ze spłatą swoich zobowiązań? Rywalizacja cenowa - mówią eksperci. - Pogarszająca się koniunktura w branży budowlanej i oczekiwana mniejsza liczba zleceń ze strony sektora publicznego zmuszają firmy budowlane do dalszego konkurowania ceną w postępowaniach przetargowych. Na to wszystko nakłada się problem utrzymującej się niepewności na rynkach finansowych, dobiegająca końca faza realizacji większości inwestycji na Euro 2012, konieczność cięć inwestycyjnych ze strony sektora publicznego, brak wyraźnego ożywienia w inwestycjach sektora prywatnego - tłumaczy Tomasz Starzyk. Oficjalnie żadna z firm nie przyzna się do polityki świadomego przeterminowywania faktur. Jednak, jak podkreślają eksperci, jest to zjawisko dość często spotykane. - Wydaje się, że firmy, szczególnie te znajdujące się w trudnej sytuacji na rynku, ratują się przeterminowując swoje zobowiązania wobec kontrahentów, twardo negocjując z podwykonawcami oraz dostawcami materiałów. To wpływa bowiem w bezpośredni sposób na obniżenie kosztów realizacji kontraktu. W obliczu mniejszej liczby przetargów, rywalizacja cenowa o nowe zlecenia będzie bardzo ostra, ze szkodą dla wszystkich stron procesów inwestycyjnych - komentuje Tomasz Starzyk. Na jeszcze inną przyczynę wskazuje Konrad Jaskóła. Jak twierdzi, powodem narastających zatorów płatniczych jest narzucanie w przetargach przez samorządy firmom budowlanym warunków płatności polegających na rozliczeniu dużej części prac dopiero po wykonaniu całości zadania, w miejsce dotychczas stosowanych rozliczeń etapowych. W efekcie firmy budowlane zmuszane są do finansowania inwestycji w okresie jej realizacji. Ma to niekorzystny wpływ na kondycję finansową wykonawców, szczególnie w przypadkach realizacji długotrwałych i kosztownych budów. Z kolei Agnieszka Marcinkowska, główny specjalista ds. analiz i prognoz KUKE, mówi: - Do bezpośrednich przyczyn powstania stanu niewypłacalności przedsiębiorstw budowlanych zaliczyć trzeba przede wszystkim zaangażowanie się wielu firm w nierentowne dla nich projekty infrastrukturalne. Jest to segment charakteryzujący się dość niskimi marżami. Nadmiernie wydłużone terminy płatności, przekraczające nawet 100 dni, powodowały, że przedsiębiorstwa zmuszone były same finansować roboty kwotami, które często przekraczały ich możliwości finansowe. O ile dla dużych firm oznaczało to jedynie spadek wyników finansowych, dla małych często było przysłowiowym ?gwoździem do trumny".

Cierpią zawsze podwykonawcy
Według wielu inwestorów Polska na tle innych państw Europy Środkowo-Wschodniej nie wypada najgorzej. Pozostałe kraje regionu borykają się z własnymi problemami gospodarczymi. Największe różnice występują przy porównaniu z Węgrami, których rynek budowlany tkwi w depresji. Géza Katona z kancelarii Katona & Partners Attorneys at Law uważa, że głównym problemem, przed którym stoi branża, jest brak dostępu do kredytów bankowych. Nic więc dziwnego, że wielu generalnych wykonawców nie otrzymuje wynagrodzenia. Géza Katona wyjaśnia, że w łańcuchu dostaw branży budowlanej nagromadziło się ogromne zadłużenie, ponieważ sektor państwowy nie wykazuje chęci dokonywania płatności na rzecz generalnych wykonawców. Jest to efektem braku środków publicznych na inwestycje, co jest związane z restrykcyjną polityką finansową rządu.
W Rumunii głównym źródłem problemów jest załamanie koniunktury w sektorze budownictwa mieszkaniowego. Partner zarządzający w kancelarii Enescu & Cuc, Mihai Cuc, twierdzi, że około połowa deweloperów powierzchni mieszkaniowych w Rumunii ogłosiła upadłość w ciągu ostatnich dwóch lat. Banki, które mają status wierzycieli preferowanych, odzyskały większość środków, często pozostawiając innych partnerów z niczym. Co interesujące, akurat w tym przypadku nie ucierpieli generalni wykonawcy. - W praktyce beneficjent płaci z góry, przynajmniej za materiały. Generalny wykonawca ponosi pewne straty, lecz nie takie, by groziła mu upadłość - mówi Mihai Cuc i wyjaśnia, że wielu generalnych wykonawców ma inne projekty (często z sektora publicznego), na których mogą zarobić tyle, by się utrzymać. Znów, tak jak w Polsce, cierpią podwykonawcy. Spory sądowe są zarówno kosztowne (dużą część kosztu stanowią podatki), jak i długotrwałe. Uzyskanie orzeczenia sądowego trwa średnio 1,5 roku do 2 lat, a dodatkowo nie stanowi ono gwarancji, że zadłużenie zostanie spłacone. Oprócz tego, wielu podwykonawców nie ma wystarczających środków własnych, by czekać tak długo. Problem jest dość poważny. ?Według danych opublikowanych przez Coface Romania, w ubiegłym roku w branży budowlanej nastąpiła upadłość aż 3548 spółek, co stanowiło ponad 15 proc. upadłości spółek ze wszystkich sektorów. Rumuńska branża budowlana cieszy się wątpliwą sławą jako sektor, w którym upada trzecia pod względem wielkości liczba spółek, za sektorami handlu i logistyki. Sytuacja w Czechach wcale nie jest lepsza. David Šimonek, szef zespołu ds. nieruchomości i środowiska w Baker & McKenzie, mówi, że branża budowlana wciąż walczy z kryzysem. - Głównym powodem jest całkowity brak kontraktów publicznych, szczególnie w obszarze projektów infrastrukturalnych - dorzuca. Przykład takiej sytuacji stanowi czeski oddział międzynarodowej firmy budowlanej Eiffage, w stosunku do której toczy się obecnie postępowanie upadłościowe. Jednak David Šimonek wierzy, że Eiffage jest wyjątkowym przypadkiem, a inne duże firmy budowlane przetrwają na rynku, głównie zdobywając mniejsze kontrakty. To z kolei powoduje, że dla małych firm, zależnych od mniejszych kontraktów, ich dostępność będzie mniejsza. - Dlatego groźba niewypłacalności jest bardziej widoczna w przypadku mniejszych firm, szczególnie tych posiadających liczny personel, którego nie można skutecznie zredukować, ponosząc minimalne koszty - zauważa David Šimonek. W pewnym sensie problemy, które nękają Czechy, są zbliżone do problemów, które wystąpiły w Polsce, ponieważ źródłem wielu z nich jest sektor publiczny. Václav Matyáš, prezes Czeskiego Stowarzyszenia Przedsiębiorców Budowlanych (SPS), mówi wprost: największym dłużnikiem jest państwo. ?

Agnieszka Marcinkowska
główny specjalista ds. analiz i prognoz w Korporacji Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych Winna ostra konkurencja
Pomimo całkiem niezłych wyników produkcji budowlano-montażowej, obejmujących roboty o charakterze inwestycyjnym i remontowym, (12-proc. wzrost w lutym w stosunku do analogicznego okresu w 2011 roku) od dwóch lat obserwujemy systematyczny wzrost natężenia upadłości firm w branży budowlanej. W pierwszych trzech miesiącach tego roku stosunek ilości upadłości do liczby firm działających na tym rynku wahał się w przedziale 2,62-2,68 proc. Dwa lata temu było to jedynie 0,80-0,85 proc. W pierwszym kwartale tego roku upadłość ogłosiło 38 firm budowlanych. Było to 31 proc. więcej niż w poprzednim, czwartym kwartale 2011 roku, w którym zanotowano 29 upadłości oraz 15 proc. więcej niż w pierwszym kwartale ubiegłego roku, kiedy to upadły 33 firmy. Wzrost ten spowodowany jest głównie ostrą konkurencją na rynku, a także, w przypadku mniejszych firm, brakiem odpowiednich środków finansowych na prowadzenie działalności w obliczu obowiązujących na rynku zasad finansowania projektów budowlanych z budżetów publicznych i środków unijnych.

Kategorie