EN

Pusty taras

Architektura
Lista jego dokonań jest bardzo długa. Zaczyna i kończy się w Warszawie - mieście, w którym się urodził i któremu był oddany do końca. Stefan Kuryłowicz, jeden z najbardziej wybitnych współczesnych polskich architektów, zginął 6 czerwca w wypadku lotniczym w Hiszpanii

Na początku był kiosk z kiełbaskami w pobliżu Dworca Gdańskiego w Warszawie. To był jego pierwszy projekt. Lubił tam wracać i go oglądać. Kiosk przetrwał 30 lat, z czasem wtopił się w otoczenie. Także późniejsze realizacje profesora Stefana Kuryłowicza - budynek biurowy Focus, stacja metra Dworzec Gdański, Centrum Królewska, biurowiec Nautilus przy Nowogrodzkiej... na stałe wpisały się w krajobraz Warszawy.

Zginął w wieku 62 lat. Nie doczekał się realizacji kolejnych inwestycji: budynku Plac Unii, który powstaje na miejscu słynnego Supersamu, dokończenia biurowca Prosta Tower czy wreszcie budowy Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego.
Warszawa to nie tylko miejsce urodzenia profesora. To przede wszystkim miejsce, gdzie tworzył i gdzie powstało najwięcej jego dzieł. W mieście - tak trudnym do pracy - chciał robić projekty ponadczasowe. Projekty, które uspokoją nieco panujący tu architektoniczny nieład. Bardzo lubił Warszawę. Mimo to, zdarzało mu się narzekać na żmudne tempo realizacji inwestycji. Wtedy do głosu dochodziła jego kreatywność - liczne przepisy i bariery w ostateczności sprawiały, że jego projekty stawały się bardziej oryginalne. Założona przez niego pracownia ma na swoim koncie budynki publiczne, domy mieszkalne, lotniska, stadiony, centra handlowe i biurowce. Jego prace doceniane były też zagranicą, mimo że pracował wyłącznie w Polsce. Wystarczy wspomnieć, że został zaproszony do pięcioosobowej, międzynarodowej grupy architektów, doradzających Sekretarzowi Generalnemu ONZ w sprawie modernizacji gmachu ONZ w Nowym Jorku, słynnego dzieła Le Corbusiera i Oscara Niemeyera.

Dziedzictwo
To w Warszawie powstała większość projektów, choć nie brakuje również inwestycji realizowanych w całym kraju. Warto wspomnieć o stadionie w Białymstoku (obecnie w trakcie budowy) czy hotelu Hilton w Gdańsku. W trakcie budowy znajduje się m.in. Narodowe Centrum Muzyki na wrocławskim Placu Wolności, Centrum Naukowo-Badawcze Geocentrum Politechniki Wrocławskiej, Collegium Humanisticum Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. - Odwaga w projektowaniu. Z tym Stefan będzie mi się zawsze kojarzył. Tak zostanie zapisany w dziejach współczesnej, polskiej architektury. Nie bał się kontrowersji. Był odważny i przekonywał do swoich racji inwestorów. Wierzył w swoje projekty - mówi Michał Baryżewski, bliski przyjaciel i sąsiad z Juraty, jeden z założycieli gdyńskiej pracowni Arch-Deco. Zbigniew Reszka, wiceprezes SARP-u i prezes Arch-Deco dodaje: - Doskonale współpracował z inwestorami, ale nigdy nie odpuszczał. Potrafił przekonać do swoich racji - robił to spokojnie, przytaczał argumenty, do skutku. Te słowa potwierdza Grzegorz Pękalski, prezes spółki Libra Projekt, dla której pracownia Stefana Kuryłowicza zaprojektowała centrum handlowe Galeria Warmińska w Olsztynie. - Słuchał uważnie, potrafił zadawać pytania bez końca. Wszystko po to, żeby spełnić wymagania klienta. Jednak architektura była najważniejsza. A z tą w handlu różnie bywa. Przecież dobrze sobie radzą centra handlowe, które nie mogą pochwalić się piękną bryłą. On jednak nalegał i przekonywał, że warto. Miał takie amerykańskie podejście - tłumaczył bardzo cierpliwie. Media wykreowały go na gwiazdę, ale w relacjach z klientami nie było żadnego gwiazdorstwa - mówi Grzegorz Pękalski. - Gdy myślę o projektach Stefana, od razu widzę budynek Focus w Warszawie. Biurowiec ten był pewnym przełomem na polskiej scenie architektury - przekonany jest Michał Baryżewski. Dla wielu Focus, na początku wydawał się kontrowersyjny z powodu skali. Umiejętnie jednak przełamał monotonię w podejściu do projektowania budynków biurowych. Na polską scenę wprowadził światowe trendy.

Odporność
Nie każdy projekt, który powstał na deskach jego pracowni spotykał się z zachwytem. Profesor Kuryłowicz był krytykowany za projekt Marina Mokotów - jedno z największych osiedli zamkniętych w Warszawie. Mówiono, że powstaje enklawa dla zamożnych, niewidoczna dla tych, którzy nie mają do niej dostępu. Krytycznych głosów nie brakowało podczas realizacji osiedla mieszkaniowego Eko Park na Mokotowie. Jak sobie z tym radził? - Miał bardzo dobre podejście - mówi Michał Baryżewski. - Po prostu krytyką się nie przejmował. Był bardzo taktowny, otwarty na inne pomysły, ale zawsze trzymał się obranego celu.
Marek Kuryłowicz zapamięta na zawsze optymizm ojca. - Najbardziej zachwycało mnie w nim to, że prawie w każdym jego działaniu, choćby nie wiadomo jak trudnym i ryzykownym, przebijał dziecięcy wręcz entuzjazm i pewność, że wszystko się dobrze skończy. Nie zważał na trudności, które napotykał na swojej drodze. A kiedy spotykała go porażka potrafił ją zaakceptować i traktować jako zło konieczne, które w żaden sposób nie zmniejszało jego woli dalszego działania - opowiada. - Zawsze podziwiałem go za ilość energii jaką rozsiewał dookoła i za stopień, w jakim potrafił angażować się we wszystko co robił - dodaje.

Pilot
- Publicznie mój ojciec funkcjonował jako architekt, pedagog oraz pilot. Te trzy dziedziny pochłaniały praktycznie cały jego czas - mówi Marek Kuryłowicz. Latał z zamiłowania, ale też, żeby zaoszczędzić czas. Jego przyjaciół to nie dziwi - przecież zajmował się tyloma rzeczami na raz. Odpoczywał w sposób aktywny: narty, tenis, wyjazdy. Jego przyjaciele mówią wprost: "Zaraził się bakcylem lotnictwa." Trudno żeby było inaczej - w jego rodzinie latało się od zawsze: stryj Piotr Kuryłowicz, kuzyn Lew Kuryłowicz i szwagier Maciej Zalewski, wszyscy skończyli słynną szkolę w Dęblinie i latali w RAFie. Zginął w katastrofie awionetki wraz z Jackiem Syropolskim, wieloletnim przyjacielem i współpracownikiem z pracowni.

Pedagog
Kiedy nie latał, sporo czasu poświęcał pracy na uczelni. - Swoją pasją do architektury udało mu się zarazić kilka pokoleń studentów. Przez lata obserwowałem jak ważna była dla niego oraz mojej mamy ich działalność dydaktyczna. Swoim podopiecznym chcieli przekazać jak najwięcej wiedzy i jak najlepiej przygotować ich do bycia architektami na trudnym polskim rynku - opowiada Marek Kuryłowicz. - Był bardzo lubiany przez studentów. Był człowiekiem Renesansu, niewiele miał z inżyniera wpatrzonego tylko w liczby - dodaje Zbigniew Reszka. Jak zapamiętali go jego byli studenci z Politechniki Warszawskiej, dziś pracujący już w zawodzie? Maciej Zawadzki, pracownia architektoniczna BIG: - Kontakt z profesorem zapisał się głęboko w mojej pamięci. Mógłbym z miejsca przytoczyć wiele jego ciekawych opinii i rad, z których korzystałem w późniejszym okresie. Jego podejście do nauczania architektury było świeże i wyjątkowe. Imponował młodszym.

Przyjaciel
- Na zawsze zapamiętam nasze spotkania w Juracie. Stefan był zakochany w tym miejscu. Miał tu apartament. Biegał po plaży, a wieczorami delektował się z nami dobrymi winami. Teraz pozostała pustka, której nie da się wypełnić. Stefan mówił nam - pół żartem, pół serio - "Jestem numer 1!". Bardzo ciężko pracował, miał prawo tak mówić. Był numerem 1, wizjonerem - mówi Zbigniew Reszka. - Dusza towarzystwa. Gdy jeździliśmy zwartą grupą architektów po świecie, każdy się rozglądał i pytał "Kiedy przyjedzie Stefan?". Czasem wpadał na jeden dzień - na tyle mógł się wyrwać z pracy - ale liczyło się, że jednak był z nami - dodaje. Michał Baryżeweski wspomina: - Nie wyobrażam sobie, jaki on musiał mieć napięty grafik, ale nigdy nie narzekał na nadmiar obowiązków. To był taki człowiek, który od razu zasypiał i wstawał pełen zapału do pracy. Co ciekawe, w naszym gronie architektów - przyjaciół nie rozmawialiśmy dużo o architekturze. To po prostu były długie rozmowy o życiu. Po nim zostanie bardzo dużo. Ale ja wciąż widzę taras jego apartamentu w Juracie, tuż pode mną. Lubił tam leżeć długimi godzinami, żartowaliśmy, że się spali słońcem. Dawał mi swoje, już przeczytane gazety, a ja przychodziłem do niego z dobrą kawą... Pusty będzie ten taras.

Przyszłość
Ludzie z branży chwalą pracownię Kuryłowicz & Associates za to, że nie była podatna na koniunkturę. Niezależnie od czasów - prosperity, czy kryzysu - firma miała się dobrze. Dziś zatrudnia ponad 60 pracowników i tym samym jest jedną z największych pracowni architektonicznych w kraju. - Kuryłowicz & Associates będzie trwać dalej. Dziesiątki projektów, które obecnie opracowujemy będą realizowane. Zamierzamy kontynuować współpracę z naszymi klientami i ciągle zdobywać nowych. Przez lata funkcjonowania mojego ojca w firmie udało mu się przelać na swoich współpracowników najważniejsze sprawy dla praktyka architektury. Jestem pewien, że po tych najtrudniejszych pierwszych miesiącach pracownia będzie działała nadal ze znaną sobie dynamiką - mówi Marek Kuryłowicz. Trudno się nie zgodzić. W końcu Kuryłowicz & Associates to największe dzieło Stefana Kuryłowicza. Pamięć o nim - jak mówi jeden z jego studentów - będzie żyła nadal, nie tylko w zrealizowanych projektach, ale i w tych, które dopiero powstaną.

Kategorie