EN

Ośmioro wspaniałych

Ośmioro specjalistów, którzy na co dzień zajmują się marketingiem i reklamą w branży nieruchomości i osiem spojrzeń na tę działalność. Goście miesięcznika „Eurobuild CEE” dyskutują o zmianach na rynku w Europie Środkowo-Wschodniej, o nadziejach i perspektywach rozwoju

Emil Górecki, „Eurobuild CEE”: Przez ostatni rok obserwujemy skutki kryzysu na rynku nieruchomości w Stanach Zjednoczonych. W Polsce nie są one aż tak widoczne, choć są odczuwalne, bo rynek działa jak system naczyń połączonych. Czy ucierpiał również marketing nieruchomości, czy sytuacja dziś znacznie różni się od tej, którą obserwowaliśmy rok temu? Jeśli tak, to na czym polegają te różnice?

 

Beata Kokeli, członek zarządu i dyrektor handlowy Centrum Development & Investments: Trzeba pogrupować te zagadnienia w dwa segmenty. Czym innym jest marketing, którego celem jest sprzedaż inwestycyjna, a czym innym jest marketing skierowany do ewentualnych użytkowników, czyli najemców centrów handlowych albo biurowców. Bez wątpienia zauważalny jest wpływ czynników zewnętrznych na sprzedaż inwestycyjną. Takim czynnikiem jest wysokość stóp kapitalizacji, które teraz akurat rosną. Banki rewidują swoją politykę kredytową
z powodu credit crunch. Światowa sytuacja makroekonomiczna na pewno ma wpływ na marketing sprzedażowy inwestycji nieruchomościowych. Czy także na ten drugi segment? Myślę, że nie. Wysoki popyt na powierzchnie biurowe i handlowe sprawia, że tych zawirowań nie widać.

Andrzej Łapeta, dyrektor strategiczny Firmy Reklamowej Kuc: Wpływ ten jest bardziej zauważalny na rynku mieszkaniowym, z powodu zatrzymania szybkiego wzrostu cen. W tym segmencie widać też wyraźnie proces zmiany postaw konsumentów – obserwujemy mniej zakupów o charakterze inwestycyjnym. Istotnych różnic nie widać natomiast w marketingu centrów handlowych.
Problemy deweloperów
i inwestorów z kredytowaniem inwestycji komercyjnych nie wywierają jeszcze silnego wpływu na działania marketingowe, nie powodują dramatycznego zmniejszania budżetów reklamowych. Centra handlowe nie muszą szukać jakiejś innej formuły, by przyciągać nowych klientów oraz najemców.

Mladen Petrov, „Eurobuild CEE”: To znaczy, że działy marketingu od razu poczuły zmianę na rynku inwestycyjnym?

 

Mariusz Filip, prezes zarządu Grupy Doradczej Fama: Jeśli chodzi o mieszkaniówkę, to na pewno tak.
Dla nas jest to dobry znak. Nadszedł okres przejściowy, gdy budżety marketingowe nie są jeszcze ograniczane, ale deweloperzy już czują, że rynek jest trudniejszy,
a klient bardziej wymagający. To sprawia,  że marketing staje się istotny. Dziś podejście deweloperów do takich działań jest poważniejsze. Kiedy reklamowaliśmy inwestycję Dobra 54, stworzyliśmy dla niej pewną kreację. Po pierwszym spotkaniu dla VIP-ów 30 proc. mieszkań było zarezerwowanych. Zleceniodawca stwierdził więc, że zaplanowane materiały reklamowe zrobimy, ale o połowę taniej. Zrobiliśmy minimum, inwestycja i tak się sprzedała, ale zabrakło przełożenia tego sukcesu handlowego na prestiż marki. Staraliśmy się mówić o tym, że rynek będzie się zmieniał, że kreacja nie jest tylko kwestią sprzedaży jednego produktu, że to sprawa wizerunku firmy w dłuższym okresie. Teraz obserwujemy przebudzenie deweloperów. Chcą oni robić swoje kampanie bardzo profesjonalnie, zaczęli podpisywać z nami umowy długoterminowe na całość obsługi marketingowo-reklamowej.

Maciej Komarczuk, menedżer ds. PR
w Media Forum: Na tym rynku bardzo rozwinęła się konkurencja. Powstaje coraz więcej inwestycji. Deweloperzy zaczynają zauważać, że sama lokalizacja i nazwa osiedla nie zapewnią sukcesu sprzedażowego. Musi być więcej narzędzi dotarcia do klienta. Już nie robimy wyłącznie materiałów gazetowych, musimy używać multimediów. Teraz nie klienci szukają inwestycji, tylko inwestycje szukają klientów.

Wojciech Gepner, menedżer ds. PR w Echo Investment: Z jednej strony rosną oczekiwania klientów, z drugiej – pojawia się więcej możliwości dotarcia. Rozwojowi rynku towarzyszy rozwój technologii. Kilka lat temu nie było możliwości robienia, na przykład, wirtualnych wycieczek. Dziś pojawiają się nowe rozwiązania
i dlatego się je wykorzystuje.

Michał Witkowski, dyrektor marketingu i sprzedaży w Atlas Estates: Warto przyjrzeć się budżetowi na marketing nieruchomości mieszkaniowych. W ostatnich trzech, czterech latach co najmniej 80 proc. tego budżetu trafiało do prasy, z czego 90 proc. przypadało na środową „Gazetę Wyborczą”. Dziś mamy większą konkurencję na rynku dzienników, a ponadto – wszyscy szukają nowych dróg dotarcia: pojawia się outdoor, radio czy Internet. Podsumowując: dopiero potrzeba pcha nas w kierunku dywersyfikacji narzędzi dotarcia.

Marcin Samek, dyrektor działu strategii w Agencji Reklamowej S4: Więcej deweloperów zauważa konieczność stworzenia spójnego marketingu, w którym wszystkie części
– od produktu po komunikację
– korespondują ze sobą. Deweloperzy zauważyli, że jest to istotne z punktu widzenia długofalowej polityki. W przypadku nowych projektów, zadają sobie pytanie, dla kogo ten produkt jest przeznaczony. I zaczęło się dzielenie: dla młodych, pierwszy kąt, dla dojrzałych, dla ludzi po pięćdziesiątce etc. Teraz o marketingu inwestycji zaczyna się myśleć już na etapie tworzenia projektu. Dzięki temu możemy świetnie zaplanować całą strategię komunikacji i to przełoży się na sukces także w dłuższym okresie.

Mariusz Filip: Dziś dostrzega się wreszcie klienta docelowego. Strategie reklamowe są planowane już na etapie projektowania, a nawet zdarza się, że to my doradzamy inwestorowi,
w którą kategorię klientów powinien celować. Będąc w branży przez 10 lat, niejednokrotnie mamy większą wiedzę o rynku od zagranicznych inwestorów, którzy są tutaj od pół roku. Dla zleceniodawcy współpraca z nami staje się coraz częściej jednym z ważniejszych elementów strategii.

 

Emil Górecki: A jak wyglądała sytuacja w przypadku obiektów komercyjnych?

 

Beata Kokeli: Zupełnie inaczej.
W przypadku centrów handlowych, nie było szansy rozpoczęcia projektu bez wcześniejszego zlecenia firmie doradczej analiz rynku, na podstawie których można było określić pozycjonowanie obiektu, a z kolei na tej podstawie dobierało się najemców. Dopiero spozycjonowany produkt z określonym zestawem najemców mógł być przedstawiony potencjalnemu inwestorowi. Projekty mieszkaniowe, niezależnie od tego, jak były zbudowane,
i tak znajdowały klientów. Dziś
i w tym segmencie działa się
w sposób profesjonalny. Nikt, kto nie określi grupy docelowej, nie zdecyduje się na inwestycję, bo to wpływa na ocenę inwestycyjną. Jeżeli wiemy, do kogo adresujemy produkt, to wiemy, za ile będziemy sprzedawać, potem – jeśli wiemy, za ile sprzedawać, wiemy też, za ile będziemy budować.  

Marcin Samek: Rynek nieruchomości komercyjnych na pewno był znacznie lepszy, bardziej świadomy i profesjonalny. Jeśli chodzi o marketing nieruchomości, to relacje inwestor – najemca zawsze wyglądały dobrze i wielkich zmian nie widać. Ale patrząc na firmy inwestujące w centra handlowe i na ich komunikację z klientami finalnymi, to w ciągu ostatnich lat dostrzec można bardzo duże różnice. Do tej pory mamy na rynku sieci galerii handlowych, których promocja w poszczególnych miastach w ogóle nie jest spójna. Ale widać też zmiany: coraz częściej kampanie promocyjno-informacyjne robi się w sposób przemyślany, są one ciekawe i przyciągają uwagę. Dzieje się tak z kilku powodów. W dużych miastach nasila się  konkurencja. Wzrósł poziom ludzi pracujących w działach marketingu. Rośnie wiedza o tym, jakim produktem jest centrum handlowe w tkance miejskiej i jakie funkcje spełnia.

Beata Kokeli: Tak naprawdę pierwszym krokiem powinno być budowanie marki dewelopera i to od tego powinny wychodzić strategie marketingowe poszczególnych produktów.

Wojciech Gepner: W przypadku centrów handlowych marka deweloperów nie ma aż takiego znaczenia. Klienta końcowego to nie interesuje. Ale dla najemców to jest czynnik najważniejszy. Ich interesuje nie nazwa centrum, tylko  deweloper, bo – oprócz marki – oferuje on całe swoje zaplecze, wiedzę, doświadczenie. Ale nie ma co narzekać, że kiedyś było gorzej. Było po prostu inaczej i pewnie za 10 lat też będziemy mogli powiedzieć to samo o dzisiejszym marketingu. W końcu, na czym polega dobry marketing: czy na tym, że kampania nam się podoba, czy na tym, że produkt się dobrze sprzedaje?

Andrzej Łapeta: Około 80 proc. reklam inwestycji mieszkaniowych w dziennikach to po prostu ogłoszenia. Nie ma tu kreacji na wyższym poziomie. Deweloperzy nie odczuwają takiej potrzeby i dlatego reklama tych produktów praktycznie się nie rozwija. Podobnie jest z centrami handlowymi tam, gdzie nie ma zapotrzebowania na reklamę z prawdziwego zdarzenia. Nie dotyczy to rynku warszawskiego, wrocławskiego czy krakowskiego, bo te są dobrze rozwinięte. Nieco inaczej jest
z reklamami skierowanymi do inwestorów. Te w wielu przypadkach są dobrze robione od samego początku. Często są to wzorce przeniesione z Zachodu. Polscy inwestorzy też chętnie tworzą swój wizerunek i nie mają z tym większych problemów. Dysproporcje widać raczej w komunikacji z klientami ostatecznymi.

 

Emil Górecki: Czy w tej branży wszystko da się sprzedać?

 

Beata Kokeli: Jasne! Każdy obiekt, niezależnie od lokalizacji, można sprzedać. Trzeba do tego tylko gruntownego przygotowania i dobrej strategii marketingowej. Jeśli agencja
i deweloper dobrze się rozumieją, to sprzedaż produktów, które nieraz są ułomne, bywa bardzo silnie wspierana. Mówi się: lokalizacja, lokalizacja, lokalizacja. Pewnie! Jednak zdarza się, że dwa centra handlowe stoją obok siebie i tylko jedno z nich odnosi sukces. Nie jest trudno sprzedać doskonały produkt. Znacznie więcej energii i umiejętności wymaga sprzedaż obiektu w gorszej lokalizacji, gdzie jest silna konkurencja, czy gdy sytuacja w mieście jest trudna. 

Mladen Petrov: Czy jest możliwe przereklamowanie produktu?

 

Mariusz Filip: Wczoraj mieliśmy w firmie dyskusję o jednej z inwestycji na warszawskim Wilanowie. Są opinie, że agresywna kampania, jaką prowadzi deweloper, odstrasza ale – powiedzmy sobie szczerze – nazwa tego dewelopera jest teraz bardzo rozpoznawalna. Z jednej strony, efekt został osiągnięty, ale z drugiej – pewna grupa docelowa może poczuć się odstraszona. Jest cienka granica między przereklamowaniem a rozreklamowaniem towaru.

Maciej Komarczuk: Znam agencję, która opracowała strategię dla inwestycji mieszkaniowej pewnego dewelopera, który chciał sprzedać ją po 15 tys. zł. za 1 mkw. Potem jednak posta-
nowił przeorientować się na średniego klienta, bo chciał szybko zbyć swoje mieszkania. Problem był taki, że cały plan marketingowy został przygotowany w Hiszpanii. Inwestor chciał w całości przenieść go na Polskę, nie uwzględniając lokalnych realiów. Kopia tylko czasem jest dobra, kiedy wprowadza do naszej taktyki coś nowego. 

Michał Witkowski: Strategia marketingowa powinna wynikać ze strategii firmy. Jeśli projekty pasują do ogólnej wizji dewelopera, to nie ma problemu, żeby sprzedawać je pod jednym brandem. Zgrzyty pojawiają się wtedy, gdy grupy docelowe się rozchodzą. Wtedy trzeba nieco schować swoje logo.

Beata Kokeli: Kiedy pracowałam w firmie TK Development, która specjalizowała się w nieruchomościach komercyjnych, podjęliśmy decyzję o wejściu w projekt mieszkaniowy Tivoli Park na warszawskim Targówku. Okazało się, że potencjalni klienci, przeglądali poprzednie inwestycje i rozpoznawali je, bo byli również ich konsumentami.
To ułatwiało im podjęcie decyzji.

Wojciech Gepner: Jeśli chodzi o mieszkania, to marka dewelopera ma znaczenie. Podczas targów mieszkaniowych przeprowadzono wśród klientów badania na rozpoznawalność marki deweloperów. Echo zajęło czwarte miejsce, mimo że akurat w tych targach nie braliśmy udziału. To najlepszy dowód, że klient mieszkaniowy interesuje się deweloperem, choć „final user” centrum handlowego – już nie. Z kolei, dla klienta instytucjonalnego, wynajmującego powierzchnię w centrum, marka dewelopera ma znaczenie zasadnicze. Po prostu trudno uwierzyć deweloperowi, który istnieje pół roku, że wybuduje świetne centrum handlowe, skoro do tej pory jeszcze żadnego nie postawił.

Marta Busłajew, menedżer ds. marketingu w Colliers International: Wielu operatorów marek handlowych, którzy wchodzą na rynek polski lub szukają nowych lokalizacji, pyta
o adres oraz o to, kto jest deweloperem danego centrum handlowego. Szczegółowe pytania o sam produkt pojawiają się dopiero
w następnym etapie rozmów.

Marcin Samek: Ciekawe czy produkt lepiej sprzedaje się pod marką dewelopera, czy pod marką własną (np. jako „Osiedle przy Kasztanowej”), czy też wreszcie jako marka wspomagana przez markę dewelopera? Tę pierwszą strategię często stosuje J.W. Construction. Czy to jest lepiej, czy gorzej? Nie ma jednej odpowiedzi na to pytanie. Wszystko zależy od wizerunku marki dewelopera, specyfiki inwestycji czy wreszcie od grupy docelowej, do której kierujemy ofertę.

Mladen Petrov: Co jeżeli deweloper, znany z budowania mieszkań o niższym standardzie, zdecyduje się budować drogie apartamenty w centrum Warszawy?
Jak będzie postrzegana jego inwestycja?

 

Mariusz Filip: Na pewno taka firma zmieniłaby swoją strategię i nie eksponowałaby swojego logo w tej inwestycji. Może powołałaby inną spółkę do realizacji tego projektu? Etykietka dewelopera mrówkowców mogłaby mieć negatywny wpływ na odbiór luksusowej inwestycji, zwłaszcza, że taki klient jest bardzo wymagający.

Maciej Komarczuk: Mój klient, firma Włodarzewska, jest postrzegany jako deweloper, oferujący mieszkania dostępne cenowo. Obecnie zdecydował się na zainwestowanie w luksusowy projekt pod Warszawą: domy jednorodzinne, pole golfowe, małe lotnisko, hotel, spa, korty tenisowe itd. Nie reklamujemy tego pod marką „Włodarzewska”, choć oczywiście tego nie unikamy. Stworzyliśmy dla tej inwestycji markę „Sobienie Królewskie”, pod którą ją promujemy.

Andrzej Łapeta: Firma Orco rozpoczynała swoje inwestycje mieszkaniowe w Warszawie od osiedla na Białołęce, a teraz buduje Złotą 44 i nikomu z potencjalnych klientów specjalnie to nie przeszkadza.

Mariusz Filip: Ale bardziej znana jest marka Złota 44 niż Orco.

Emil Górecki: Od początku naszego spotkania przewija się wątek budżetu
na reklamę i marketing. W jaki sposób się go konstruuje? Czy dziś ta procedura jest inna, niż rok temu?

Andrzej Łapeta: Inaczej to wygląda w przypadku nieruchomości mieszkaniowych, kiedy wiadomo, że pieniądze inwestor odzyskuje niemal od razu, a inaczej
w nieruchomościach komercyjnych, gdzie na zwrot trzeba czekać wiele lat, a reklama jest konstruowana na podstawie umów, które podpisuje się z najemcami…

Beata Kokeli: …i doświadczenia, bo budżety dla inwestycji buduje się, patrząc na wcześniejsze wydatki i ich efekty.

Wojciech Gepner: Zawsze była to metoda wskaźnikowa, przy czym wskaźniki się zmieniają.

Andrzej Łapeta: Jeśli mówimy o kwestii efektywności środków, wydawanych na reklamę i marketing, to trudno znaleźć proste, jednoznaczne wskaźniki, które pozwalałyby firmom zaplanować te wydatki.

Michał Witkowski: Kiedy rynek jest tak zmienny i wielowymiarowy, to takie wyliczenia są po prostu niemożliwe. Teoretycznie można wyliczyć, na przykład, koszt pozyskania jednego klienta. Jednak możliwości sprzedażowe bardzo mocno dyktuje popyt. W sytuacji takiej stabilizacji, jaką dzisiaj mamy, zainwestowanie nawet dużych środków może nie przełożyć się na wyniki sprzedaży. Dla klienta istnieje jedna bariera, której nie jest on w stanie pokonać. To cena. Wówczas żadne działania marketingowe nie pomogą.

Beata Kokeli: Więc wtedy może
deweloper powinien zrezygnować z części swojej marży? Nie w tym rzecz, że czegoś nie można sprzedać, a raczej w tym, ile można na tym zarobić. Inna sytuacja jest, gdy – przy zwiększonym budżecie marketingowym – deweloper zmniejsza swoją marżę. Nie można postawić sztywnej bariery,
od której w dół nie sprzedajemy. Pytanie, jak bardzo jeszcze możemy obniżyć cenę, by konkurencja nas już nie pobiła.

Wojciech Gepner: O ile inwestycja, której budowa rozpoczęła się 2 lata temu, przy galopujących cenach, pozwalała utrzymywać wyższe marże, to teraz tak już się nie da. Co prawda wzrosły ceny nieruchomości, ale także – działek, materiałów budowlanych, pracy itd. Ciągle rosną koszty marketingu. Obecny poziom cen jest po prostu odzwierciedleniem aktualnej sytuacji na rynku.

Andrzej  Łapeta: Lord Leverhulme, jeden z założycieli firmy Unilever, powiedział kiedyś: „Wiem, że połowa środków, wydanych na reklamę, to środki zmarnowane, kłopot w tym, że nie wiem, która połowa”. Robimy dużo rzeczy i nie zawsze możemy odpowiedzieć na pytanie, co przynosi skutek.

Mladen Petrov: Jak oceniacie państwo kreacje w reklamie nieruchomościowej?

 

Marcin Samek: Biorąc pod uwagę reklamy w dziennikach, to ciągle 80 proc. stanowią ogłoszenia sprzedażowe. Kiedyś było to 95 proc., więc i tak widać postęp. Ale nadal to nie są reklamy, które jeżdżą na festiwale, ta kategoria jest reklamowana nieciekawie. Jeżeli zaś chodzi o galerie handlowe, to niektóre mają bardzo dobre kreacje, jak choćby warszawska Arkadia czy poznański Stary Browar.

Mariusz  Filip: Warto porównać nasze produkty z zagranicznymi, to jest jakaś wskazówka. Nasz rynek jeszcze 5 lat temu skupiał się wyłącznie na własnym podwórku, ignorując to,
co dzieje się poza krajem. Dopiero później zaczęliśmy podpatrywać innych i odnosić się do sytuacji w Europie i na świecie.

Andrzej  Łapeta: Nie boję się tego powiedzieć: my jako kraj, zaczynamy być awangardą w marketingu w nieruchomościach. International Council of Shopping Centers ogłosiło niedawno, że na 6 europejskich nagród przyznawanych centrom handlowym za całokształt, aż  4 trafią do Polski. W tym roku do europejskiej nagrody marketingowej ICSC Solal Awards jest nominowanych 46 kampanii, w tym 10 z Polski. Jest to nagroda wyłącznie za marketing. Kampania otwarcia Arkadii zdobyła dwie nagrody ICSC: międzynarodową, przyznawaną w Stanach Zjednoczonych Maxi Merit Award 2005 i europejską Solal Marketing Award 2006. Dlatego sądzę, że my, Czesi i Słowacy stajemy się w marketingu centrów handlowych jakąś istotną siłą. 

Emil Górecki: Czy my wciąż podpatrujemy reklamę zachodnią? Czy jest ona dla nas wzorcem? Z tego, co państwo mówicie, wynika, że wręcz przeciwnie – to my wyznaczamy trendy.

 

Wojciech Gepner: Brzmi to trochę nieprawdopodobnie, ale tak właśnie jest. My nie bardzo mamy co podpatrywać, bo to my się rozwijamy.

Andrzej Łapeta: Ale również reklama się rozwija.

Maciej Komarczuk: W marketingu nieruchomości wykorzystujemy te same narzędzia, których używamy w marketingu innych produktów. To rozszerza pola widzenia, dodaje polotu. Zaczęliśmy traktować centra handlowe czy mieszkania jak produkty.

 

Mladen Petrov: Jak wygląda współpraca inwestora, dewelopera z agencją reklamową? Czy zdarza się, że dochodzi
do jej zerwania?

 

Andrzej Łapeta: Czasem jest dość trudno nakłonić klienta do pewnych pomysłów, zwłaszcza jeśli są inne niż jego wizja. Naszą rolą jest wtedy przekonywać.
W pewnym sensie jest to wpisane w tę pracę.

Mariusz Filip: Choć zdarza się, że cała strategia marketingowa jest zatwierdzana przez ludzi, którzy nie znają się na marketingu, a czasem nawet na polskim rynku. Wydaje im się, że przywiezienie wszystkiego z kraju, gdzie ta strategia już zadziałała, jest idealnym rozwiązaniem, choć my wiemy, że tak zwykle nie jest.

Michał Witkowski: Musicie państwo też zrozumieć, że my – ludzie z działu marketingu – podejmując decyzje, ryzykujemy pieniądze naszej firmy. Może gdyby to agencje podejmowały takie ryzyko…

Andrzej Łapeta:….i miały udział w zyskach?! Bardzo chętnie!

Michał Witkowski: Myślę, że teraz jest to do przemyślenia.

 

Emil Górecki: W podobny sposób, używając tych samych schematów, nawiązań, wątków, można sprzedawać domy, krany, masło czy usługi bankowe. W takim razie – czy istnieje coś takiego, jak specjalizacja w branży nieruchomości?

 

Michał Komarczuk: Dostrzegamy coś takiego, jak specjalizacja
w tej branży. Mamy w agencji osobę, która zajmuje się wyłącznie nieruchomościami i ma zupełnie inne spojrzenie na tworzenie reklamy dla tej branży. Dwa dni temu poprosiłem ją, by przygotowała reklamę do zupełnie innego projektu. Owszem, zrobiła to, ale efekty jej pracy nie powalały na kolana. W dziedzinie public relations także widać taką specjalizację. Problem w tym, że wiele agencji, które współpracują z deweloperami, traktują ich jak jeden z wielu produktów: mają czekoladki, pastę do zębów i dewelopera.

Marcin Samek: Myślę, że specjalizacja agencji reklamowej wyłącznie w marketingu deweloperów byłaby błędem. Doświadczenie w innych branżach jest dużą wartością, a kontakty z innymi klientami stają się kopalnią pomysłów.

 

Mladen Petrov: Nie zauważyłem,
by reklamowane były biura. Czyżby tego nie potrzebowały? 

 

Marta Busłajew: W Warszawie sam rynek bardzo pomaga. Projekty, które dopiero się budują, są wynajmowane na pniu. Dlatego naszym najemcom materiały marketingowe poszczególnych biurowców nie są aż tak potrzebne. Stanowią jednak istotną pomoc dla agencji. Dla najemców biur najbardziej liczą się: adres, standard budynku, a dopiero później deweloper.

Marcin Samek: Na Zachodzie biurowce starają się wyróżniać poprzez promowanie pewnych wartości. Powstają obiekty ekologiczne, które naszpikowane są panelami solarnymi, oszczędzają wodę, mają energooszczędne oświetlenie i ogrzewanie. Inne wyróżniają się technologią. Nie wiem, czy w Polsce to staje się zauważalne.

Mariusz Filip: Spójrzmy na Tulipan House firmy Segro. Ten budynek miał być najbardziej ekologiczny. Deweloper zaprojektował nowoczesne instalacje, solary, ale w realizacji połowa z tego przepadła. Oczywiście, jest to z reguły kwestia budżetu.

Marta Busłajew: Po prostu jesteśmy jeszcze na bardzo wczesnym etapie rozwoju odpowiedzialności społecznej. Na razie więc realizacja szczytnych idei w budownictwie obiektów biurowych to pionierstwo. ν

Kategorie