EN

Nikt im nie wierzy?

Pomysły posłów Ligi Polskich Rodzin i Samoobrony zaniepokoiły branżę. Pomimo realnego zagrożenia organizacje zrzeszające właścicieli centrów czy sieci handlowych nie mają zbyt wielkich osiągnięć w obronie swoich interesów

Populiści z LPR i Samoobrony starają się pozyskać sympatię elektoratu (a zwłaszcza jego większej, biedniejszej części), w związku z czym pod koniec minionego roku odżyły pomysły wprowadzenia zakazu handlu w niedziele i święta. Pierwszym miastem, w którym na krótko wprowadzono takie ograniczenie, był Radom. Pomysł okazał się klapą. Pomimo tego do zakazu handlu w wybrane dni (autorstwa Ligi) politycy Samoobrony dołączyli ograniczenia dla firm planujących otwarcie wielkopowierzchniowych obiektów handlowych (szczegóły w ramce). Pikanterii dodaje fakt, że osobą reprezentującą wnioskodawców jest Waldemar Nowakowski, założyciel i szef sieci sklepów Lewiatan, które powstają w niedużych miastach. Propozycje polityków nabierają realnych kształtów zwłaszcza w kontekście coraz bardziej prawdopodobnego wejścia partii Andrzeja Leppera do rządu.

Przeciwko prawu
Pomysły polityków poruszły media. Organizacje zrzeszające firmy związane z rynkiem handlowym - Polska Organizacja Handlu i Dystrybucji oraz Polska Rada Centrów Handlowych - wypracowały odpowiednie stanowiska, które przedstawiły w rozmowach z dziennikarzami. Z opinii tych wynika, że projekt ustawy wprowadzającej zakaz pracy w niedziele i święta w sklepach zatrudniających powyżej pięciu pracowników jest niezgodny m.in. z Konstytucją RP. Do tego trzeba dodać długą listę konsekwencji ekonomicznych, jak zwolnienia pracowników, mniejsza liczba kontraktów dla firm budowlanych, architektonicznych, dostawczych itd. - Z zebranych przez nas informacji wynika, że w przypadku uchwalenia ustawy obroty sieci detalistów mogłyby spaść nawet o 25 proc., a zatrudnienie o 15 proc. Trzeba pamiętać, że pracownicy weekendowi to w dużym stopniu studenci oraz osoby pochodzące z mniej rozwiniętych regionów z wysokim wskaźnikiem bezrobocia. Czy politycy mają dla nich alternatywę? - pyta retorycznie Anna Szmeja-Kroplewska, sekretarz generalny Polskiej Rady Centrów Handlowych.
Z badań PRCH, które rada przeprowadziła wśród swoich członków, wynika, że ponad 50 proc. firm planuje zmianę stanu zatrudnienia, o ile będzie zmuszona zamknąć sklep w niedziele. Wyniki ankiety są jednym z narzędzi wykorzystywanym w dyskusji o zakazie handlu. Ciekawostką jest fakt, że 16 proc. badanych opowiedziała się za wprowadzeniem zakazu handlu. Zdaniem przedstawicielki PRCH są to deklaracje m.in. najemców obiektów handlowych w mniejszych miastach, w których zakupy w niedziele nie są aż tak popularne.

Pomysły posła Nowakowskiego
Zakaz handlu w niedziele i święta jest nie mniej groźny, niż paraliż inwestycyjny, jaki może zafundować przedsiębiorcom partia Andrzeja Leppera. - Uważamy, że projekt Samoobrony ograniczy powstawanie wszelkich obiektów handlowych o powierzchni powyżej 400 mkw. w małych i średnich miastach, czyli tam, gdzie najbardziej potrzeba inwestycji. Planując rozwój aglomeracji władze coraz częściej decydują się na współpracę z inwestorami, którzy wzbogacą miasto o ofertę rozrywkową, handlową i usługową - wyjaśnia Anna Szmeja-Kroplewska. Jej zdaniem projekt Samoobrony spowoduje zwiększenie kosztów inwestycji. Proponowane zapisy są także niebezpieczne dla władz lokalnych, którym odbierze się prawo do decydowania o tym, jak ich miasto ma wyglądać i w którym kierunku ma się rozwijać. Tymczasem tzw. ściana wschodnia czeka na inwestycje handlowe. Deweloperzy dopiero rozpoznają te tereny i podcinanie im skrzydeł na początku drogi na pewno nie pomoże wyrównywaniu różnic między ,Polską A i B".

Kogo zaboli mocniej
Maria Andrzej Faliński, dyrektor generalny Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji, wskazuje na fakt, że na pomyśle Samoobrony, by częściowo zakazać budowy obiektów wielkopowierzchniowych, stracą przede wszystkim galerie handlowe, w których oprócz sklepów znajdują się także bary czy restauracje.
- Wielka dystrybucja poradzi sobie na rynku. W przyszłości wyjściem z sytuacji mogą być inwestycje w mniejsze sklepy kilkusetmetrowe. Zresztą część z koncernów już od pewnego czasu wprowadza w życie taką politykę, np. Tesco - mówi dyrektor generalny POHiD.

Nie dać się zastraszyć 
Wszystko jednak wskazuje na to, że inwestorzy na razie ignorują incjatywy naszych parlamentarzystów. Nie dotarł do nas żaden sygnał o wycofywaniu się z planów inwestycyjnych na skutek politycznych zapowiedzi. Największe sieci handlowe ogłosiły nawet kolejne, miliardowe inwestycje: w latach 2006-07 tylko Metro i Geant chcą wydać łącznie ponad 1 mld zł: Niemcy - około 200 mln euro, a Geant Polska - 500 mln zł. Może tak po cichu i nieoficjalnie nikt nie wierzy w powodzenie misji ,obrony polskich, drobnych przedsiębiorców", jaką starają się realizować populiści z LPR i Samoobrony.    

Ewa Andrzejewska

Kategorie