Bo nie łudźmy się: Unia Europejska i reszta świata w najbliższych miesiącach i latach nie ucieknie od skutków wojny. Nawet jeśli zaszyjemy się w chacie na odludziu, bez telewizji i Internetu, to będziemy potrzebować prądu, gazu i paliwa, a czasem pewnie także jakiegoś sklepowego pożywienia i pasty do zębów. A o ich cenach i dostępności decyduje ostatnio wojna. Wczoraj (26 kwietnia) gruchnęła wieść, że Gazprom zakręcił Polsce kurek z gazem, za który nie chcieliśmy płacić w rublach. Jako mieszkaniec bloku, którego kotłownia jest opalana gazem, poczułem się nieswojo. Choć okres grzewczy mamy szczęśliwie za sobą, a do następnego jest nieco czasu, być może naszym orłom z rządu uda się wymyślić coś innego niż kolejna dziurawa tarcza z kartonu. Byłbym bardzo zdziwiony, ale niezmiernie szczęśliwy, gdyby tym pomysłem była ogólnonarodowa, biało-czerwona akcja budowy źródeł energii odnawialnej – turbiny wiatrowe i panele słoneczne n