EN

Kilka słów o dostępności

Small talk
Agnieszka Karwala ze spółki mieszkaniowej Skanska, opowiada o początkach zielonej certyfikacji mieszkaniówki, dlaczego do problemu dostępności budynków nie należy pochodzić wyłącznie od strony kosztowej, a także o tym, że inne miasta muszą się mocno postarać, by dogonić Warszawę

Anna Zamyłka: Jest Pani pierwszą osobą, która zwróciła uwagę na potrzebę certyfikowania projektów mieszkaniowych jako „Obiektów bez barier”. W jakich okolicznościach to się stało?

Agnieszka Karwala, starsza menadżerka projektu w spółce mieszkaniowej Skanska: To był rok 2016, prowadziłam wtedy projekt Holm House na warszawskim Mokotowie. W tamtym czasie już trwała dyskusja dotycząca dostępności przestrzeni publicznej i komercyjnej, ale zwróciłam uwagę na fakt, że przecież po pracy wracamy na nasze osiedle, gdzie również nie powinniśmy napotykać barier. Wtedy zrodził się pomysł, by i budynki mieszkalne podlegały certyfikowaniu. Dziś to dosyć oczywiste, ale osiem lat temu było to pionierskie podejście. Razem z Fundacją Integracja wytyczaliśmy standardy. Poddaliśmy nasz projekt audytowi, zweryfikowaliśmy, co jest do poprawy, i zaimplementowaliśmy nowe rozwiązania. Osiedle Holm House zostało oddane do użytkowania w 2018 roku i był to pierwszy obiekt mieszkalny w Polsce z tytułem „Obiekt bez barier” (OBB).

Czy od tamtej pory certyfikujecie wszystkie kolejne projekty?

Raczej tak, bo miewamy inwestycje, których nie certyfikujemy, ale staramy się je maksymalnie dostosować do standardów OBB. Czasem bowiem osiedla powstają na terenach, na których realizację założeń certyfikatu uniemożliwiają zapisy miejscowego planu zagospodarowania. Są też takie projekty, które budujemy teraz, ale z racji tego, że są wieloetapowe, pozwolenia na nie otrzymaliśmy, zanim zaczęliśmy certyfikować budynki. Ale wszystkie obiekty, które tworzymy obecnie, opierają się już o nowe standardy i każdorazowo dążymy do ich certyfikacji.

Co się kryje pod słowem dostępność?

Odpowiedź jest złożona, bo dostępność mierzymy w różnych obszarach. Kiedy myślimy o niepełnosprawnych, zazwyczaj w pierwszej kolejności przychodzą nam na myśl osoby na wózku. Tymczasem niepełnosprawność przybiera przeróżne formy. Na początku naszej współpracy Fundacja Integracja przygotowała dla nas spacer po mieście, żebyśmy odczuli, w jaki sposób odbierają przestrzenie osoby z innymi niepełnosprawnościami, na przykład wzrokową. To było pouczające doświadczenie. Dla osób niedowidzących lub z wadami wzroku istotne są odległości, kontrasty czy faktura, a nawet światło i jego natężenie, które na tę percepcję przestrzeni wpływają.

Jak bardzo dostosowanie podnosi koszt inwestycji?

Niestety, dostosowanie obiektów już istniejących może być kosztowne. Jeżeli podejmujemy decyzje odpowiednio wcześnie i projektujemy już z uwzględnieniem pewnych wartości i celów, z pewnością jest to prostsze rozwiązanie. Koszty wówczas analizowane są w zupełnie inny sposób. Dlatego my nie bierzemy w ogóle pod uwagę dostosowywania i od początku projektujemy tak, by móc spełnić wymogi certyfikacji.

Czyli można zaryzykować stwierdzenie, że inwestycja od początku odpowiednio zaprojektowana pod kątem dostępności nie odczuje wyższych kosztów realizacji?

Myślę, że wypracowaliśmy już z naszymi projektantami pewien standard. Mamy podstawowe wymagania, które są kierowane do architektów, a oni od początku myślą o budynku, uwzględniając nasze wytyczne. Wartość takiej inwestycji na pewno jest wyższa niż standardowego obiektu, który nie ma takich dostosowań. Osoby kupujące mieszkania myślą perspektywicznie, np. o swoich starzejących się rodzicach albo o dzieciach, którym zastosowane przez nas rozwiązania znacząco ułatwiają korzystanie z przestrzeni osiedla. Nie podchodzimy do tematu dostępności od strony stricte kosztowej – budujemy obiekty, które pozostaną w przestrzeni przez długie lata, więc to niezwykle odpowiedzialne, by tworząc je, myśleć o inkluzywności.

Jakie ponadstandardowe rozwiązania stosujecie?

Każdy nasz budynek, który certyfikujemy, poddawany jest audytowi (na etapie projektowania) oraz ponownej weryfikacji w momencie, gdy jest oddany do użytkowania. Analizowane są bardzo różne obszary. Przepisy mówią na przykład, że powinniśmy stosować drzwi szerokości 90 cm, bezprogowe wejścia, podjazdy z odpowiednimi relingami i uchwytami – to są obszary oczywiste, ale my staramy się zrobić więcej. Przykładowo ze względu na osoby starsze stosujemy w przestrzeniach wspólnych ławki z podłokietnikami, dzięki którym łatwiej się z nich podnieść. Montujemy też klamki o kształcie, który jest wygodniejszy zarówno dla dzieci, jak i seniorów, sprawdzamy także siłowniki w drzwiach, żeby te osoby mogły je samodzielnie otworzyć. Badamy ponadto kontrasty w przestrzeniach wspólnych, sprawdzamy, czy numer lokalu wyróżnia się odpowiednio na tle faktury, na której został zamocowany, sprawdzamy również dostępność urządzeń, takich jak domofony, włączniki czy klamki w oknach – każde z nich musi być zamontowane na odpowiedniej wysokości. Istotne są również bezprogowe wyjścia na balkony i tarasy.

Jak wygląda dostępność na osiedlu, na którym Pani mieszka?

Muszę przyznać, że w mojej okolicy sytuacja wygląda bardzo dobrze. Mieszkam w budynku zaprojektowanym lata temu, ale zostały w nim zapewnione dojazdy i dojścia, a przy wejściu jest winda-podnośnik. Do Warszawy przeprowadziłam się z Krakowa i widzę, że inne miasta muszą zrobić więcej, żeby nadgonić to, co już dzieje się w stolicy.

Kategorie