Kobiety z korporacyjną przeszłością
Temat numeruKtóż z nas nie marzył o założeniu własnej firmy, czy to restauracji, kawiarni, czy choć małego sklepiku? Któż z nas nie wyobrażał sobie, jak by to było - zostać własnym szefem i nie musieć już nigdy znosić kaprysów przełożonego? Jakiego typu kobieta jest gotowa zaryzykować wszystko, by spełnić takie marzenia? Mężczyźni są stereotypowo postrzegani jako osoby stanowcze, skłonne do podejmowania ryzyka, a jednak to płeć piękna coraz wyraźniej zaznacza swoją obecność na rynku nieruchomości, szczególnie w firmach konsultingowych. Zatem, jaka kobieta jest gotowa zrezygnować z bezpieczeństwa i regularności wypłat w dużej korporacji na rzecz braku pewności, skąd przyjdzie następny przelew?
Do własnego biznesu trzeba dojrzeć
Jedną z takich osób jest Renata Osiecka, która trzy lata temu odeszła z firmy Panattoni, by zostać partnerem zarządzającym w Axi Immo. - Zawsze chciałam mieć swoją własną firmę, ale do tego trzeba dojrzeć. Dopiero wtedy jest się w stanie ocenić ryzyko i możliwości - uważa Renata Osiecka. Wspomina, że w tamtym czasie wiele osób odchodziło z dużych korporacji, a ona dostrzegła w tym okazję do zbudowania zespołu. Było to po upadku Lehman Brothers, wielu ludzi szukało na rynku bezpiecznej przystani. Axi Immo, zaczynające od małego, pięcioosobowego zespołu, stało się firmą, która zatrudnia obecnie 22 osoby, a gama usług obejmuje dziedziny od reprezentacji najemcy po zarządzanie projektami. Zdaniem Renaty Osieckiej, osoba chcąca założyć tego typu firmę musi posiadać cechy takie, jak pasja, cierpliwość i dyscyplina. - Zbudowanie własnego biznesu nie jest czymś, co można osiągnąć w jeden dzień. Jest to proces wymagający nie tylko pasji, ale również cierpliwości i systematyczności, dzięki którym doskonali się daną firmę każdego dnia. Lecz pasja może okazać się niebezpieczną cechą. - Kiedy firma staje się twoim hobby, całym twoim życiem, dochodzi do pewnego uzależnienia. Piętnaście lat temu zdałam sobie sprawę, że nieruchomości są pasjonującym tematem. Tym, co mnie wciągnęło, było tworzenie strategii projektu - mówi szefowa Axi Immo. Mimo to stanowczo odżegnuje się od bycia pracoholiczką. - Wiem, że nie mogę pozwolić sobie na wypalenie w ciągu roku czy trzech lat. Trzeba pracować efektywnie. Takie przekonanie stara się krzewić w kulturze organizacyjnej swojej firmy. - Nie powinno się pracować 24 godziny na dobę tylko dlatego, że szef może na ciebie krzywo spojrzeć. Jeżeli nie potrafisz utrzymać równowagi między życiem rodzinnym a pracą, nie będziesz efektywnym pracownikiem - mówi Renata Osiecka.
Kaprysy rynku
Renata Osiecka zdecydowała się założyć Axi Immo, bo zawsze wierzyła - jak sama mówi - że na rynku istnieje nisza dla mniejszych firm. Pierwszy rok okazał się dużo łatwiejszy niż trzeci. Dało mi to dużo pozytywnej energii - wspomina Renata Osiecka. Jednym z pierwszych zdobytych klientów był jej były pracodawca, Panattoni Europe. Jednak wiele rzeczy uległo zmianie w ciągu trzech lat obecności Axi Immo na rynku. - Pojawia się wiele nowych firm, uaktywnili się mniejsi deweloperzy, ale rynek wcale nie jest dojrzały. Potrzebne są bardziej specjalistyczne usługi, a klienci żądają dużo bardziej zaawansowanych kompetencji niż zaledwie dwa lata temu - mówi założycielka Axi Immo. Na samym początku firma specjalizowała się w obszarze nieruchomości magazynowych, teraz dołączyły działy nieruchomości handlowych i biurowych. Jednak Renata Osiecka przyznaje, że dział tych ostatnich jest wciąż niewielki i wymaga większej uwagi. - Rynek nieruchomości biurowych jest najbardziej zaawansowany. Jest tam największa konkurencja, ale i największa liczba klientów, największy wolumen sprzedaży i największa liczba transakcji - zauważa Renata Osiecka.
Szczęśliwy zbieg okoliczności
W przeciwieństwie do Renaty Osieckiej, Marta Machus-Burek nie od zawsze chciała zakładać własny biznes, a jednak jest obecnie partnerem i jednym z założycieli firmy Astaris Property Solutions. Pierwotnie pracowała w agencji Donaldsons, która w 2007 roku została przejęta przez DTZ. W 2009 roku, po siedmiu latach pracy i osiągnięciu stanowiska dyrektora działu retail asset management i członka zarządu, odeszła z firmy. - Po ośmiu latach szukałam innych możliwości. Byłam ciekawa, jak jest gdzie indziej - mówi. Opisuje proces założenia firmy niemal w kategoriach przypadku, kiedy to trzy osoby spotkały się pewnego dnia poza Warszawą i tak narodziła się idea założenia spółki. - Działała ona przez około sześć miesięcy, ale zaangażowałam się w kilka ciekawych projektów, wartych kontynuacji. Chciałam poznać granice swoich możliwości, dlatego pomyślałam, że po prostu tego spróbuję. Nadal nie czułam, że wiem, jak prowadzić własny biznes - tłumaczy Marta Machus-Burek. Nie była jednak gotowa na to, by działać w pojedynkę. - Doradzanie klientom nie jest pracą dla jednej osoby. Zawsze zajmuje się tym zespół, którego członkowie mają takie samo podejście - mówi. Postanowiła więc poszukać ludzi, którzy chcieliby do niej dołączyć i w końcu zaprosiła do współpracy Jolantę Wawrzyszuk i Thorstena Machusa.
Czym jest odpowiedzialność?
- Czuję, że gdybym została w DTZ, nie zyskałabym tyle, ile dzięki temu doświadczeniu - mówi Marta Machus-Burek. - Nauczyłam się dużo więcej na temat tego, jak ogólnie działa biznes. Zdobyłam wiedzę na temat finansów, prawa oraz zarządzania ludźmi w innym kontekście. Nie zawsze było to przyjemne - podejmowanie kroków prawnych w celu odzyskania płatności czy kontakty z urzędem skarbowym - niemniej jednak stanowiło potrzebne doświadczenie. Sprowadza się to do pełnej odpowiedzialności za wszystko, co się robi, za wszystkich klientów i tych, którzy dla mnie pracują. Pracownik może zawsze użyć jakiejś wymówki, ale osoba prowadząca swój biznes, nie może tego zrobić - dodaje Marta Machus-Burek. Zapytana o to, jak ciężko pracowała, odpowiada żartem, mówiąc, że są dwa rodzaje ludzi: ci, którzy przypisują sobie zasługi i ci, którzy ciężko pracują - czasem warto znaleźć się wśród tych ostatnich, bo panuje tam mniejsza konkurencja. Niemniej jednak nie wierzy w to, że ciężka praca to jedyny warunek osiągnięcia sukcesu. - Trzeba być bardziej efektywnym. Dobrze rozdzielać pracę i zadania. Ponadto trzeba mieć jeszcze większą pewność, że projekt klienta ma sens z twojego punktu widzenia. Ważne jest, by nie poświęcać zbyt wiele czasu na projekty, które borykają się z poważnymi problemami, dotyczącymi na przykład gruntu, dlatego też ocena projektu powinna być szybka i trafna - mówi. Niezależnie od tego, do jakich rozmiarów urośnie jej firma, nie zamierza poświęcać całego swojego czasu na zarządzanie nią. - Jestem człowiekiem czynu i budowniczym relacji. Osobiście nie byłabym zbyt szczęśliwa, siedząc za zamkniętymi drzwiami jako dyrektor zarządzający, czy to we własnej firmie, czy w obcej. Lubię kontakt z klientami i poznawanie nowych ludzi - mówi przedstawicielka Astaris Property Solutions. Podobnie jak wszystkie kobiety-przedsiębiorcy, z którymi rozmawialiśmy, sprawia wrażenie osoby zarówno bardzo pewnej siebie, jak i zadowolonej.
King Sturge i co dalej?
W maju zeszłego roku Jones Lang LaSalle ogłosił zakup King Sturge. Menedżerowie tej firmy na całym świecie zostali postawieni w kłopotliwej sytuacji. Czy lepiej pozostać, aczkolwiek na podrzędnym stanowisku, czy też poszukać pracy gdzie indziej? Stare porzekadło mówi, że każdy kryzys niesie ze sobą szansę. Jedną z kobiet, które postanowiły wykorzystać swoją nową sytuację była Olga Mrazkova, była dyrektor ds. finansów odpowiedzialna za Czechy i Słowację. Założyła firmę Dirigo oferującą usługi takie, jak audyt, księgowość oraz zarządzanie aktywami i nieruchomościami. - Była to decyzja podjęta po kilku miesiącach. Dowiedziałam się o przejęciu chyba w kwietniu. Wiedziałam, że coś się dzieje, ale oficjalnie powiadomiono nas o tym w maju, wtedy to zaczęłam rozglądać się za nowymi możliwościami. W październiku udało mi się porozumieć z nowym zarządem, a moja nowa firma została zarejestrowana w grudniu - mówi Olga Mrazkova. W King Sturge pracowała przez ponad dziesięć lat. - Kiedy dołączyłam do zespołu liczył on zaledwie 15 osób. Wprowadziłam wszystkie procedury wewnętrzne. Pięć lat później otworzyliśmy biuro na Słowacji, gdzie również byłam odpowiedzialna za finanse. To właśnie tam zastał mnie kryzys kredytowy - wspomina Olga Mrazkova. Po doświadczeniu pracy w korporacji, sprawia wrażenie jakby delektowała się działaniem w małej firmie. - Korzystne jest to, że mogę się teraz koncentrować na rzeczach, które lubię. Nie ma skomplikowanych zasad. Sama je dla siebie ustalam. Chcę skupić się na małych firmach, zbyt małych, by opłacało im się zatrudniać własnych dyrektorów finansowych. Zamierzam oferować im pomoc w obszarze zarządzania biurem, procedur wewnętrznych, rentowności i efektywności, a także w zakresie zarządzania mieniem i nieruchomościami - wyjaśnia założycielka Dirigo. Obecnie ma pięciu klientów. Nie planuje stać się wielką firmą w ciągu roku czy dwóch lat, najpierw chciałaby skupić się na jakości. Rozważa ona dość niekonwencjonalną metodę rozwoju. - Chcę zatrudniać tylko kobiety na urlopie macierzyńskim. Są szybkie, efektywne i można na nich polegać. Gdy ma się dziecko, bardzo trudno jest znaleźć pracę choćby na pół etatu. W Czechach nie ma wielu firm przyjaznych matkom. Będę chciała kontynuować pracę nawet wtedy, gdy będę miała dzieci. Nie chcę po prostu zniknąć ze świata biznesu - tłumaczy.
Siedzimy w tym razem
Dwie inne kobiety, których ścieżki kariery zmieniły się w wyniku przejęcia firmy King Sturge, to Agnieszka Michalczewska, była szefowa Działu Powierzchni Handlowych oraz Tatiana Spencer, była dyrektor agencji. Obie postanowiły założyć wspólny biznes, co zaowocowało spółką Aspenn Retail Partners, która zajmuje się kwestiami takimi, jak: studia wykonalności, nabywanie gruntów, negocjacje z najemcami, budżetowanie wg rejestru najemców, jak również doradztwo w zakresie najmu i inwestycji. - Fuzja tego typu jest zawsze trudna z punktu widzenia menedżerów. Akceptujesz swoją drugorzędną rolę albo zmieniasz pracę. Niektórzy z byłych dyrektorów King Sturge przeszli do konkurencji, inni rozpoczęli pracę u klientów, a jeszcze inni dołączyli do Jones Lang LaSalle. Fuzja miała miejsce latem. Dzięki temu miałyśmy trochę czasu, by się zastanowić, po czym zdecydowałyśmy się wspólnie założyć firmę. Ponieważ dobrze się nam razem pracowało, postanowiłyśmy wykorzystać nasze mocne strony. Czasem rozumiemy się bez słów - mówi Tatiana Spencer. Jednym z powodów, dla których podjęły tę ważną decyzję był fakt, że obie są matkami. - Własna firma daje nam elastyczność w zarządzaniu czasem. To my decydujemy o tym, kiedy pracujemy - tłumaczy Agnieszka Michalczewska. Mówi również, że jedną z zalet bycia swoim własnym szefem jest wolność, którą ta elastyczność oferuje. - Każda z nas ma na swoim koncie pracę w dużych organizacjach i wiemy, jak one działają. Zawsze jest mnóstwo do zrobienia, a czynności te nie są zazwyczaj bezpośrednio związane z obsługą klienta. Teraz możemy w pełni skoncentrować się na naszych projektach i potrzebach klientów - mówi Agnieszka Michalczewska. Tatiana Spencer jest tego samego zdania, choć podkreśla, że teraz, jako przedsiębiorcy, mają także inne obowiązki, o których nie musiały myśleć, pracując w dużej firmie, takie jak: organizacja biura, akceptacja płatności, strategia marketingowa, współpraca z księgowymi oraz zarządzanie należnościami. - Nie mamy powodów do narzekań. Czasem musimy odmawiać klientom. Mam nadzieję, że w przyszłości również będziemy miały tak wielu potencjalnych klientów, lecz teraz musimy ich starannie dobierać - mówi Tatiana Spencer