EN

Naprawdę wszystko pod kontrolą

ESG
Do historii przechodzą kłótnie z kolegami z pracy, czy w pokoju jest za ciepło, za zimno, za duszno, za jasno czy za ciemno – w świecie automatyzacji systemy dbają o każdego z pracowników i potrafią godzić ich preferencje. Komfort ludzi staje się jeszcze ważniejszy, gdy towarzyszą mu niższe rachunki za energię

Biurowe wieże działają jak niezależne habitaty, połączone z zewnętrznym środowiskiem poprzez centrale wentylacyjne, doświetlane sztucznym światłem, ogrzewane lub chłodzone, a także chronione przed zanieczyszczeniami. Ich życie opiera się na zużyciu energii, co oznacza zarówno wydatki w budżecie każdej firmy, jak i obciążenia środowiska. Na szczęście zużycie energii można regulować i to coraz doskonalej. – Od dawna standardem sterowania wydajnością na przykład systemu wentylacji jest wykorzystywanie godzinowych harmonogramów czasu pracy – w ciągu dnia do danej powierzchni dostarczamy ilość powietrza obliczoną przez projektantów branżowych, natomiast nocą, w weekendy czy święta instalacja pracuje w tzw. trybie osłabionym – przypomina Sylwester Marchewka, senior regional technical manager, Asset Services EMEA, Cushman & Wakefield. – Ustawienia instalacji opierają się jednak przeważnie na pewnych założeniach, a nie na danych, które w czasie rzeczywistym płyną z czujników. Liczba osób rzeczywiście obecnych w biurze nie ma przełożenia na pracę centrali wentylacyjnej i regulatorów VAV – wskazuje ekspert.

Tymczasem od wybuchu pandemii faktyczne wykorzystanie biur stało się nieprzewidywalne. Często pracujemy w systemie hybrydowym, czyli dziś w biurze jest 100 osób, a jutro tylko 10. Przy tak dużej i trudnej do prognozowania zmienności niełatwo opracować wspomniane harmonogramy godzinowe. – Tymczasem systemy automatyczne dają nam największą elastyczność i pozwalają dostosować biuro w czasie rzeczywistym. W tych realizacjach chodzi o to, żeby biuro nie generowało niepotrzebnych kosztów, czyli było jak najtańsze w utrzymaniu – wyjaśnia Anna Rębecka, senior creative architekt w firmie Tétris. – Wszystkie biura działają dzięki energii elektrycznej, nie uciekniemy od tego, a mądre stosowanie automatycznych systemów, czujników i regulatorów może wygenerować oszczędności na eksploatacji od 20 do 60 proc. – podaje. Architektka zwraca też uwagę, że przy dobrze zaprojektowanym systemie ingerencja poszczególnych użytkowników w ustawienia staje się niepotrzebna – system po prostu wie lepiej. – Korzystniej jest wprowadzać w biurach automatyzację niż dawać użytkownikom możliwość ingerencji w ustawienia – czasami uczucie gorąca czy zimna są albo subiektywne, albo związane ze specyficznymi cechami powietrza, np. zbyt niską wilgotnością. Automatyka powinna być tak wyregulowana, żeby użytkownik czuł się komfortowo i nie musiał niczego sam regulować – przekonuje Anna Rębecka. Do najbardziej zautomatyzowanych pod tym względem projektów Tétrisa należy biuro CMS w Varso Tower. – Mamy bardzo dobre informacje zwrotne od użytkowników, którzy czują się maksymalnie zaopiekowani – zapewnia architektka.

Niewidoczny szpieg

Zautomatyzowany system żywi się danymi, które zbierają czujniki zainstalowane w biurowych przestrzeniach. – Na przykład wentylacja DCV (Demand Control Ventilation) to system, który daje możliwość dostosowania wydajności wentylacji do aktualnego zapotrzebowania, określonego przez wskazania z wielu różnych czujników – tłumaczy Sylwester Marchewka z Cushmana. – Do najbardziej popularnych należą czujniki poziomu dwutlenku węgla, oprócz tego w budynku biurowym warto uwzględnić czujniki obecności, temperatury czy wilgotności. Korelując wszystkie dane, można zbudować oczekiwany algorytm pracy układu wentylacji – wyjaśnia ekspert, dodając jednak, że w Polsce dopiero uczymy się takich rozwiązań. – W naszym kraju system DCV jest najczęściej stosowany lokalnie, czyli w konkretnych pomieszczeniach budynku, zazwyczaj w salach konferencyjnych. Ale można obserwować już trend wdrażania układów DCV dla przestrzeni typu open space – zapewnia Sylwester Marchewka, jako przykład podając budynek The Warsaw Hub, którym zarządza Cushman & Wakefield.

Czujniki obecności to bliscy krewni sensorów ruchu, ale o większej czułości. Nie musimy się przemieszczać czy machać ręką – wystarczą minimalne ruchy ciała, by czujnik je wychwycił i precyzyjnie policzył osoby w pomieszczeniu. – Unikamy w ten sposób wentylowania czy ogrzewania pustych pomieszczeń, ale i nie dopuszczamy do tego, by w małej sali zebrał się tłum, który nie ma czym oddychać – wyjaśnia Anna Rębecka.

Ekspertka podaje również inne zalety zautomatyzowanego biura, dostosowującego np. natężenie sztucznego światła do informacji płynących z czujników. – Jest takie angielskie określenie – daylight harvesting. Im lepiej wykorzystamy światło naturalne, które zmienia się z godziny na godzinę, tym więcej zyskamy. Ważne jest też zarządzanie zyskami ciepła – np. jeśli w biurze przebywa dużo ludzi, będzie w nim cieplej, co system powinien uwzględnić – tłumaczy ekspertka.

Czujniki mogą też wspomóc organizację biura i dostosowanie przestrzeni do aktualnych potrzeb. – W dobie pracy hybrydowej czujniki zajętości biurek mogą nam podpowiedzieć, które strefy są rzeczywiście wykorzystywane przez pracowników. Sprawdzanie tego w czasie rzeczywistym jest bezcenne. Mogę zobaczyć, że przez cały dzień mam zajęte salki, ale część biurek ciągle wolnych i nikt tam nie siada. Wtedy te biurka można przenieść do magazynu i na ich miejsce wstawić budki do spotkań – podsuwa Anna Rębecka. – Ponadto w ciągu kilku lat funkcjonowania firmy i biura potrzeby naturalnie ewoluują. Receptą jest data driven design, czyli zbieranie danych, na których podstawie cały czas wprowadzane są drobne zmiany w aranżacji – zapewnia Anna Rębecka.

Architekt tłumaczem

Z wyżej wymienionych względów także projektowanie wnętrz wykracza dziś znacznie poza estetykę i ergonomię miejsca pracy. – Najemcy mają świadomość znaczenia środowiska wewnętrznego i jego wpływu na dobrostan pracowników, dlatego ta poprzeczka jest podnoszona coraz wyżej – ocenia Barnaba Grzelecki, architekt, założyciel i właściciel pracowni BitCreative, który opowiada, jak wygląda praca biura projektowego przy tworzeniu nowej przestrzeni dla najemców. – Rozpoczynamy prace od stanu shell and core, czyli mamy na powierzchni wszystkie podstawowe instalacje, które potrzebne są do odbioru budynku. Odpowiednia ilość czujek, urządzeń czy instalacji jest dostosowywana w trakcie projektowania do aranżacji, a później koordynowana z BMS-em – mówi. – Technologia jest obecnie na tyle zaawansowana, że za pomocą BMS-u możemy monitorować np. stężenie CO2 w pomieszczeniu i sterować nim, wykorzystując siłowniki przepustnic. Przykładem takiego wdrożenia jest – zaprojektowane przez nas – biuro Greenberg Traurig w Varso Tower – podaje architekt.

Zdaniem Anny Rębeckiej, rosnąca świadomość najemców, związana z koniecznością zapewnienia pracownikom odpowiednich warunków, nie zawsze obejmuje szczegóły techniczne i wiedzę o tym, co technologia pozwala zyskać. – Nasi klienci potrzebują architekta jako pośrednika, który wyłapie ich potrzeby i przetłumaczy je na język projektanta instalacji, bo obie strony posługują się różnymi pojęciami – przekonuje architektka. – Klienci często na etapie kosztorysu rezygnują z pewnych rozwiązań, których nazwy nic im nie mówią. Rozmawiamy bowiem o czymś, co dla użytkownika jest jeszcze niewidzialne. Zresztą również po ich zamontowaniu czujników się nie zauważa – są małe, schowane pod blatem, w ścianie, suficie czy wewnątrz instalacji – wyjaśnia ekspertka.

Poza certyfikację

„Zielone certyfikaty” uwzględniają zarówno jakość środowiska wewnętrznego, jak i koszty eksploatacyjne budynków pod kątem ich śladu węglowego. Wprowadzanie coraz bardziej zaawansowanych automatycznych systemów, które pozwalają zadbać o komfort pracowników i jednocześnie obniżyć zużycie energii, oznacza uzyskanie dodatkowych punktów w trakcie certyfikacji. – Jako architekci koordynujemy cały proces aranżacji wnętrza. Mamy wpływ na wybór elementów wykończeniowych, które muszą spełniać szereg wymogów narzucanych przez systemy certyfikacji WELL czy Leed. Według mnie spełnienie tych bardzo restrykcyjnych wymogów jest absolutnie wystarczające – uważa Barnaba Grzelecki.

Anna Rębecka z Tétrisa przekonuje, że choć w certyfikowanych budynkach czujniki muszą być instalowane przez dewelopera na całej powierzchni najmu, to przyszłością jest lepsze wykorzystanie potencjału tych najmniejszych elementów systemu. – Czujniki poziomu dwutlenku węgla czy czystości powietrza, które wyłapują np. przekroczenia normy w pyłach zawieszonych, czujniki temperatury czy wilgotności – to podstawowe elementy instalacji. Jednak wierzę, że systemy można spersonalizować jeszcze bardziej, by biuro działało jeszcze lepiej. Wiedząc o tym, jak będzie wykorzystywana powierzchnia biurowa i poznając kulturę pracy w danej firmie, możemy stworzyć symulację, która pokaże, w jakie czujniki najlepiej byłoby zainwestować i jak je rozlokować – przekonuje architektka.

Z myślą o przyszłości

Ale zanim przyjdą zyski, trzeba ponieść koszty – nie tylko czujników czy regulatorów, ale ich późniejszego serwisu. Sylwester Marchewka zwraca uwagę, że w trakcie eksploatacji czujniki wymagają okresowej kalibracji, a przepustnice VAV – regulowania. – Oszczędność energii i redukcja emisyjności może zaistnieć tylko przy regularnym i profesjonalnym serwisie, co podnosi koszty utrzymania technicznego – osoby zarządzające budżetem i użytkownicy muszą być tego świadomi. Budowanie tej świadomości spoczywa na barkach zarządców i facility managerów. Jednak korzyści przewyższają zazwyczaj początkowe koszty, poza tym dobro naszego środowiska powinno być dla wszystkich celem nadrzędnym – podkreśla Sylwester Marchewka. – Mimo wszystko nie słyszałem o biurowcu w Polsce, który byłby w całości oparty na systemie DCV. Być może wynika to z faktu, że jako kraj nie jesteśmy przygotowani na takie rozwiązanie pod kątem legislacyjnym. Warunki techniczne i normy wskazują co prawda niezbędną liczbę wymian powietrza dla danego typu pomieszczenia oraz wydatek powietrza w metrach sześciennych dostarczanych w czasie jednej godziny dla jednego użytkownika danej przestrzeni. Natomiast dopuszczalne wartości stężenia CO2 nie są w normach wprost określone – wskazuje ekspert.

Sylwester Marchewka jest jednak przekonany, że w dłuższej perspektywie nie unikniemy systemów opartych na automatycznej regulacji. – Powoli wyczerpujemy inne metody optymalizacji energetycznej i musimy sięgać po coraz nowsze rozwiązania, również te oparte na elementach sztucznej inteligencji. Coraz popularniejsze stają się tzw. nakładki analityczne (BMS analytic layers) czy aplikacje dostosowujące pracę instalacji ogrzewania, wentylacji i klimatyzacji do prognozowanej pogody – podaje ekspert. Z kolei Anna Rębecka zwraca uwagę, że optymalizacja na podstawie danych już jest z dobrym skutkiem prowadzona np. w zakładach produkcyjnych. – Takie rozwiązania trzeba tylko zaimplementować do biur, nie musimy odkrywać Ameryki. Wystarczy spojrzeć tam, gdzie wcześniej nie zaglądaliśmy. Każdy doświadczony architekt ma na swoim koncie wiele sprawdzonych projektów, podobnie projektant instalacji. Jeśli będziemy działać razem, opracowywanie i wdrażanie innowacji będzie znacznie łatwiejsze – podsumowuje ekspertka.

Kategorie