Wcale nie wyjątkowy?
Czy po otrzymaniu nagrody za całokształt osiągnięć podczas CEE Quality Awards rozważa pan przejście na emeryturę? Szczerze mówiąc, nie sądzę...
Teoretycznie już od lat jestem na emeryturze. Emerytura to tylko stan umysłu. Będąc na emeryturze można robić to, co sprawia nam przyjemność. Mnie z pewnością sprawia ją biznes. Na szczęście mogę się nim zajmować wówczas kiedy mi to odpowiada i tak jak mi odpowiada.
Z którego ze swoich osiągnięć jest pan szczególnie dumny?
- Jeśli chodzi o Europę, to najbardziej jestem dumny z wyjątkowego projektu renowacji i konserwacji historycznego budynku z 1720 roku, który zrealizowaliśmy w Rosji, w St. Petersburgu. Przekształciliśmy go w obiekt biurowo - handlowy. Jestem z niego tak zadowolony, ponieważ wciąż nie mogę zrozumieć, w jaki sposób udało nam się doprowadzić całe przedsięwzięcie do końca.
Czy było to aż takie trudne?
- Tak. Mieliśmy rosyjskich, tureckich i skandynawskich wykonawców. Ponadto trudno nam było współpracować z tamtejszymi instytucjami ds. kultury, które jednak słusznie dbały o to, byśmy wszystko zrobili we właściwy sposób z punktu widzenia ochrony zabytków. To był bardzo pracochłonny projekt. Choć budowaliśmy już bardzo duże, nowoczesne, piękne nieruchomości we współczesnym stylu, to ta renowacja historycznego budynku była wyjątkowa.
Chyba lubi pan wyzwania.
- Życie jest wyzwaniem. Rzecz w tym jak się do niego podchodzi.
Wyzwania sprawiają, że życie jest bardziej ekscytujące, prawda?
- O tak! Dzięki działalności w Europie Środkowej i Wschodniej znów zainteresowałem się biznesem. Była to znakomita okazja, by wnieść tu coś nowego.
Czy pamięta pan, w jaki sposób znalazł się w Warszawie?
- Przypadkowo. W drugiej połowie lat 80. rozważaliśmy rozpoczęcie działalności w Europie. Wówczas mój przyjaciel i partner z Epstein International zasugerował, żebyśmy zainteresowali się Polską. Na dodatek poznałem Maca Raczkiewicza, obecnie prezesa Amerykańskiej Izby Handlowej w Polsce. On także zachęcał nas do tego, byśmy przyjrzeli się tutejszemu rynkowi. Mac miał ogromny wpływ na fakt naszego wejścia na polski rynek, a gdy już tu się pojawiliśmy, udało nam się rozwinąć biznes.
Gdy w latach 90. wynajmowaliście powierzchnię w swoim pierwszym obiekcie, Warsaw Corporate Center, chętni ustawiali się w kolejce. Dziś rzeczywistość wygląda inaczej...
- Wtedy czynsze były bardzo wysokie, lecz ich spadek był możliwy do przewidzenia. Poza tym wówczas - w przeciwieństwie do obecnej sytuacji - ciężko byłoby się wycofać bez strat (np. nie było instytucji skłonnych kupić nieruchomość - red.). Teraz już takie możliwości istnieją.
...i często trzeba zainwestować, by przyciągnąć najemców do budynku, np. wykupić umowę najmu.
- Takie są po prostu warunki rynkowe. Rynek nieruchomości charakteryzuje cykliczność - sytuacja jest raz gorsza, raz lepsza. Tak więc spadek wysokości czynszów wskazuje na dojrzałość rynku.
Który kraj w Europie Środkowej i Wschodniej jest teraz w centrum pańskich zainteresowań?
- Polska, Czechy i Węgry.
Nie Rosja?
- Nie do końca. Zastanawiamy się nad nią. Posiadamy spółkę rosyjską i w najbliższej przyszłości prawdopodobnie będziemy realizować tam projekty. Jednak większość naszych działań wciąż koncentruje się w Warszawie i Pradze.
A zatem jakie są plany w stosunku do Polski?
- Chcemy kontynuować naszą dotychczasową działalność. Poza tym zamierzamy zaangażować się w projekty mieszkaniowe i handlowe.
Przygotowując się do wywiadu wpisałam pańskie nazwisko do wyszukiwarki internetowej i większość stron, które się ukazały, nie była związana z biznesem, lecz z książkami! Pańska firma Golub and Company pojawiła się na piętnastej pozycji!
- O!
I wówczas zdziwieniem dowiedziałam się, że jest pan autorem książki, a pańskie dzieło to nie wspomnienia biznesmena, który odniósł sukces.
- Napisałem książkę. Jej akcja dzieje się w Europie Środkowej, Rosji i Watykanie. Jest to powieść.
Przyzna pan, że pisanie powieści nie jest powszechne wśród osób robiących interesy. Skąd zatem wziął się ten pomysł?
- Od lat opowiadałem tę historię moim przyjaciołom. Nosiłem ją w głowie od początku lat 80. i zawsze powtarzałem, że ją wydam. Moi przyjaciele pytali więc kiedy to zrobię. W pewnym momencie byłem już tak zakłopotany tą sytuacją, że faktycznie napisałem książkę. Nie jest to łatwa praca, ale bardzo intensywny i ogromny wysiłek. Cieszę się, że książka jest już skończona i wydana, a ja nie muszę już wynajdywać wymówek.
Weźmy Hillary Clinton, której książka jest o niej samej. Nie kusi pana podobny projekt?
- Nie interesuje mnie pisanie własnej biografii. Nie jestem wcale taki wyjątkowy. Jestem po prostu jeszcze jedną osobą, która ma tyle szczęścia, że pracuje w branży, którą uwielbia i na której jej zależy.
A więc nie zamierza pan zrezygnować z branży nieruchomości na rzecz literatury.
- Już nigdy nie ukaże się kolejna książka napisana przeze mnie. To było jednorazowe przedsięwzięcie.
Ile egzemplarzy sprzedano?
- Pięć - sześć tysięcy, czyli prawdopodobnie tyle, ile średnio sprzedaje się w przypadku innych powieści. Mnie nie chodziło o sprzedaż, lecz o samo napisanie książki.