Idź Pan stąd!
Zagięta stronaRadosław Górecki
Biurowce i centra handlowe to teren prywatny. I mimo że w większości przypadków są publicznie dostępne, to osoby zainteresowane architekturą nie są tam mile widziane
Deweloperzy bardzo często mają usta pełne frazesów. Lubią podkreślać, jak ważną rolę odgrywają w rewitalizacji miast i jak wiele wnoszą w nasze życie obiekty, które stawiają. Z lubością opowiadają o publicznych przestrzeniach, które tworzą za własne pieniądze...
Tymczasem rzeczywistość nie jest tak piękna. Podobnie jak wielu ludzi, mam konta na serwisach społecznościowych. Dzielę się zdjęciami architektury na swoim profilu w serwisie Instagram. Cieszą mnie nowe budynki, lubię je fotografować i pokazywać znajomym. Nie zawsze jednak można je uwiecznić bez narażania się na przykrości. W centrach handlowych ochrona zazwyczaj pilnuje zakazu fotografowania - przepędza i żąda skasowania zdjęć bądź okazania pozwolenia na ich robienie. Na szczęście to się zmienia. W Starym Browarze w Poznaniu swobodnie robiłem zdjęcia i nikt mnie nie przegonił. Podobnie w Złotych Tarasach.
Chciałem jednak ?ustrzelić" dwa wyjątkowe wnętrza, które ostatnio pojawiły się w Warszawie. Pierwsze znajduje się w biurowcu Ufficio Primo. Ten niezwykły budynek (zaprojektowany w 1952 roku przez Marka Leykama) został niedawno odrestaurowany przez firmę Kulczyk Silverstein Properties. Drugie wnętrze to dawna sala kasowa w warszawskim biurowcu Senator, którego budowę zakończył niedawno deweloper o belgijskich korzeniach - Ghelamco Poland.
Do odwiedzenia tych budynków zachęciły mnie deklaracje samych deweloperów. - Głęboko wierzymy, że to będzie budynek tętniący życiem, ważny element mapy biznesowo-kulturalnej Warszawy - deklarował podczas otwarcia Ufficio Primo Piotr Krawczyński, dyrektor zarządzający Kulczyk Silverstein Properties. Ten ważny element mapy biznesowo-kulturalnej Warszawy jest jednak dostępny tylko dla wybranych. Zupełnie jak za czasów Bieruta. Zwykłego przechodnia - jeszcze na schodach prowadzących do wnętrza - powita gburowaty ochroniarz, rzucając od progu: ?A Pan to gdzie?". ?Chciałem zobaczyć wnętrze tego budynku" - grzecznie tłumaczę. I słyszę: ?Nie wolno. Teren prywatny. Idź Pan stąd!".
Odrestaurowana dawna sala kasowa biurowca Senator zapiera dech w piersiach. Przedstawiciele firmy także podkreślali, że każdy będzie mógł wejść i obejrzeć niesamowite wnętrze. Na razie jednak trzeba ostrożnie podchodzić do tych deklaracji. Podczas spaceru zajrzałem do Senatora i zrobiłem zdjęcie telefonem komórkowym. Od razu interweniowała ochrona. Trzeba jednak przyznać, że panowie byli wyjątkowo kulturalni. Grzecznie poprosili o nierobienie i skasowanie zdjęć... Zwiedzanie hali kasowej zakończyło się więc fiaskiem. Jarosław Zagórski z Ghelamco tłumaczy, że jeszcze nie wszystko jest gotowe. Na ścianach mają zawisnąć zdjęcia dawnej Warszawy, w holu pojawi się roślinność. Ghelamco zapewnia, że jak wszystko będzie zapięte na ostatni guzik, to każdy będzie mógł odwiedzić Senatora, a ochrona nie będzie ścigać osób chcących zrobić zdjęcie. Trzymamy za słowo.
Wiem, czym jest własność prywatna. Wiem też, że jeśli odwiedzam kogoś w domu, to kultura nakazuje dostosować się do zasad gospodarza. Mam jednak problem z budynkami użyteczności publicznej. Po prostu nie rozumiem tej przesadnej gorliwości ochrony. Dlaczego w czasach Google Street View (dzięki tej usłudze wkrótce będzie można ?zwiedzać" także wnętrza budynków) zakaz fotografowania wciąż jest żywy? Jaką krzywdę można wyrządzić komukolwiek, fotografując współczesną architekturę? I wreszcie - jak te zakazy mają się do deklaracji samych deweloperów, którzy przy każdej okazji starają się podkreślać, że tworzą przestrzenie przyjazne dla wszystkich?
Tymczasem rzeczywistość nie jest tak piękna. Podobnie jak wielu ludzi, mam konta na serwisach społecznościowych. Dzielę się zdjęciami architektury na swoim profilu w serwisie Instagram. Cieszą mnie nowe budynki, lubię je fotografować i pokazywać znajomym. Nie zawsze jednak można je uwiecznić bez narażania się na przykrości. W centrach handlowych ochrona zazwyczaj pilnuje zakazu fotografowania - przepędza i żąda skasowania zdjęć bądź okazania pozwolenia na ich robienie. Na szczęście to się zmienia. W Starym Browarze w Poznaniu swobodnie robiłem zdjęcia i nikt mnie nie przegonił. Podobnie w Złotych Tarasach.
Chciałem jednak ?ustrzelić" dwa wyjątkowe wnętrza, które ostatnio pojawiły się w Warszawie. Pierwsze znajduje się w biurowcu Ufficio Primo. Ten niezwykły budynek (zaprojektowany w 1952 roku przez Marka Leykama) został niedawno odrestaurowany przez firmę Kulczyk Silverstein Properties. Drugie wnętrze to dawna sala kasowa w warszawskim biurowcu Senator, którego budowę zakończył niedawno deweloper o belgijskich korzeniach - Ghelamco Poland.
Do odwiedzenia tych budynków zachęciły mnie deklaracje samych deweloperów. - Głęboko wierzymy, że to będzie budynek tętniący życiem, ważny element mapy biznesowo-kulturalnej Warszawy - deklarował podczas otwarcia Ufficio Primo Piotr Krawczyński, dyrektor zarządzający Kulczyk Silverstein Properties. Ten ważny element mapy biznesowo-kulturalnej Warszawy jest jednak dostępny tylko dla wybranych. Zupełnie jak za czasów Bieruta. Zwykłego przechodnia - jeszcze na schodach prowadzących do wnętrza - powita gburowaty ochroniarz, rzucając od progu: ?A Pan to gdzie?". ?Chciałem zobaczyć wnętrze tego budynku" - grzecznie tłumaczę. I słyszę: ?Nie wolno. Teren prywatny. Idź Pan stąd!".
Odrestaurowana dawna sala kasowa biurowca Senator zapiera dech w piersiach. Przedstawiciele firmy także podkreślali, że każdy będzie mógł wejść i obejrzeć niesamowite wnętrze. Na razie jednak trzeba ostrożnie podchodzić do tych deklaracji. Podczas spaceru zajrzałem do Senatora i zrobiłem zdjęcie telefonem komórkowym. Od razu interweniowała ochrona. Trzeba jednak przyznać, że panowie byli wyjątkowo kulturalni. Grzecznie poprosili o nierobienie i skasowanie zdjęć... Zwiedzanie hali kasowej zakończyło się więc fiaskiem. Jarosław Zagórski z Ghelamco tłumaczy, że jeszcze nie wszystko jest gotowe. Na ścianach mają zawisnąć zdjęcia dawnej Warszawy, w holu pojawi się roślinność. Ghelamco zapewnia, że jak wszystko będzie zapięte na ostatni guzik, to każdy będzie mógł odwiedzić Senatora, a ochrona nie będzie ścigać osób chcących zrobić zdjęcie. Trzymamy za słowo.
Wiem, czym jest własność prywatna. Wiem też, że jeśli odwiedzam kogoś w domu, to kultura nakazuje dostosować się do zasad gospodarza. Mam jednak problem z budynkami użyteczności publicznej. Po prostu nie rozumiem tej przesadnej gorliwości ochrony. Dlaczego w czasach Google Street View (dzięki tej usłudze wkrótce będzie można ?zwiedzać" także wnętrza budynków) zakaz fotografowania wciąż jest żywy? Jaką krzywdę można wyrządzić komukolwiek, fotografując współczesną architekturę? I wreszcie - jak te zakazy mają się do deklaracji samych deweloperów, którzy przy każdej okazji starają się podkreślać, że tworzą przestrzenie przyjazne dla wszystkich?