Chcesz dom? To sobie wydrukuj!
Zagięta stronaPomysł był prosty i wspaniały zarazem. Chcesz rower? Rysujesz go sobie i jedziesz. Samochód? Nie ma sprawy. Dom? Proszę bardzo. Mija właśnie 50 lat, od kiedy pojawił się pierwszy odcinek serialu „Zaczarowany ołówek” wyprodukowany przez łódzką wytwórnię filmową Semafor. A dziś? Dziś jesteśmy świadkami, jak te bajkowe marzenia stają się rzeczywistością. Bowiem nigdy jeszcze produkcja nie była tak prosta. Niedawno ktoś wydrukował sobie na domowej drukarce pistolet, za co został zaaresztowany. Lekarze wydrukowali i wszczepili pacjentowi biodro. Amerykanie produkują części do statków kosmicznych, a w Chinach zaczęto drukować domy. I to jak! Dziesięć domów w 24 godziny. Każdy dom o powierzchni około 200 mkw., parterowy, w cenie zaledwie 5 tys. dolarów. Na placu zamiast robotników i żurawi budowlanych uwijały się cztery wielkie drukarki przemysłowe (długie na 11 metrów i na prawie 7 m wysokie), które aplikowały beton z ogromnej pipety niczym ciastkarz, który rysuje na torcie napis z lukru. Korzyści z drukowania domów jest mnóstwo – nie tylko oszczędza się czas i pieniądze, taki sposób budowy jest też o wiele bezpieczniejszy. Obecnie według Międzynarodowej Organizacji Pracy na budowach ginie 60 tys. osób. rocznie. Można tego uniknąć albo przynajmniej to ograniczyć, gdy budowę przejmują maszyny. Poza tym drukarki umożliwiają szybkie tworzenie bardzo wymyślnych kształtów – kopuł, nie kopuł, łuków, nie łuków, których budowa tradycyjnymi metodami jest szczególnie pracochłonna i droga. Przewaga drukowania nad budowaniem jest tak duża, że NASA już opracowuje metodę drukowania baz kosmicznych na Księżycu. Na Ziemi zaś drukarki będą w przyszłości budowały wieżowce (mają pracować przytwierdzone do najwyższej aktualnie budowanej kondygnacji i przenoszone wyżej, gdy powstani kolejne piętro). Rewolucja wisi w powietrzu, nie tylko zresztą w budownictwie, bo kto wie, jak zmieni się świat, gdy w końcu produkcja trafi masowo pod strzechy. W przyszłości konsument będzie miał możliwość wydrukowania sobie w domu wszystkiego – od butów do joggingu po czekoladę. Być może zostając producentem, stanie się niezależny od sprzedawców. Co się wtedy stanie z tradycyjnymi sklepami? Czy znów centra handlowe mają drżeć ze strachu, jak wówczas, gdy gruchnęła wieść o pojawieniu się e-commerce’u? E-commerce’owa burza przeszła jednak bokiem, ale czy to samo będzie z drukarkami 3D? Według firmy badawczej Markets & Markets, globalny rynek produktów, technologii i aplikacji z sektora drukarek 3D ma w 2016 roku osiągnąć wartość prawie 230 mld dolarów. A przy tym drukarki są coraz doskonalsze i coraz tańsze – ot, choćby tegoroczny kontrakt polskiej firmy Zortax z Olsztyna z Dellem: zamówił on 5 tys. drukarek, które według wszelkiego prawdopodobieństwa będą sprzedawane za mniej niż 2 tys. dol. za sztukę. Nie wspominam nawet o najtańszych modelach drukarek 3D, które można kupić już za ok. 2 tys. zł. Poza tym projekty przedmiotów do wydrukowania dostępne są coraz częściej za darmo w internecie. A to dopiero początek przygody. Jak nauczyła nas historia z komputerami, tego rodzaju technologie rozwijają się błyskawicznie. Co będzie, kiedy drukarki zaczną masowo trafiać pod strzechy? Czy handel tradycyjny będzie musiał ustąpić jego nowej formie, gdzie zamiast tradycyjnymi produktami, wszyscy będą hadlować „tuszem” do drukarek? Takie proste surowce, których nie trzeba specjalnie oglądać, o wiele lepiej nadają się do sprzedaży internetowej. W ten sposób e-commerce może zyskać w drukarkach 3D potężnego sojusznika. Kto wie, czy dopiero ten mariaż nie zatrzęsie podstawami handlu, jaki dziś znamy. Wtenczas – jak zwykle – jedynie deweloperzy magazynowi będą nie do ruszenia, bo logistyka w każdych okolicznościach pozostaje niezbędna. To wszystko może nas czekać w przyszłości. Pytanie tylko, kiedy dostaniemy do rąk te zaczarowane ołówki?