Szpilki na budowie?
Zagięta stronaAnna Pakulniewicz
– Ta Pani na budowę nie wejdzie – usłyszała, odwiedzając jeden z placów budowy wieży w centrum stolicy. – Ale jak to? Przecież TAM weszłam – odrzekła, urażona, mając na myśli wizytę na budowie konkurencyjnego projektu
I wtedy zobaczyła w oczach kierownika, a właściwie w jego umyśle, że niestety straciła szansę nie tylko wejścia, ale także negocjacji... – Niech sobie oni wpuszczają kogo chcą i w czym chcą. Mnie to nie obchodzi! – wykrzyczał wprowadzony w niczym nieuzasadniony szał kierownik budowy. Wstał. Postanowiła choć trochę postawić na swoim i jeszcze bardziej wyprowadzić przeciwnika z równowagi. Choć w zasadzie już jej nie miał. Chciała poznać granice... – Biorę to na siebie. Kask i kamizelka wystarczą – odezwał się głos z innej części biura budowy. Był to zastępca kierownika. – Ta pani nie wejdzie i koniec! – usłyszeli wszyscy w biurze i pewnie także na dole, na placu budowy. I wtedy zaczęły się negocjacje. Nie, wtedy zaczęła się walka. Tak, dla niej z góry przegrana. – No to jak by Pan chciał, bym się dla Pana ubrała? Niedaleko centrum handlowe, mogę się wybrać z waszym stylistą na zakupy... – spytała swym najbardziej uroczym tonem. Nie pomogło... – Proszę przyjść w spodniach! – zarządził podniesionym głosem kierownik. Akcja zdążyła się przenieść z biura na teren budowy, między betoniarkę a kontenery techniczne. – To niemożliwe. Nigdy nie chodzę w spodniach – stwierdziła stanowczo, co spodobało się podwładnym kierownika. Jemu samemu nie. Zapadła cisza. Praca na budowie stanęła. Przynajmniej tyle, pomyślała. Przynajmniej ktoś użali się nad jej losem... – To jawna dyskryminacja! – dolała oliwy do ognia. Czym bowiem różnią się leciutkie materiałowe spodnie innych członków eskapady od jej błyszczących pończoch? W kwestii bezpieczeństwa niczym. A o to bezpieczeństwo ponoć chodziło. – Wszystkie przepisy są wypisane w zasadach BHP! – usłyszała. Nie znała ich. Ale była prawie pewna, że nie występuje w nich ani słowo pończochy, ani słowo spódnica... Poza tym, jej doświadczenie było takie, że na budowy się wchodzi. Zawsze i wszędzie. No tak, w kasku, to oczywiste. Nigdy nie pomyślała, by założyć jakieś dżinsy. Inne, niezliczone budowy w tym kraju też jej tego nie nauczyły! Nigdy nikt nawet nie zająknął się o jej stroju. No chyba, że na plus... Więc dlaczego ta budowa miałaby być inna? A tak w ogóle, to przecież, bądź co bądź, odwiedziny – niedbały ubiór byłby zniewagą wobec zapraszających. – Pani nie wejdzie, proszę nie dyskutować! Zresztą... strój strojem – ważne są też buty! – usłyszała, gdy chciała już wychodzić i zakończyć tę ciekawą dyskusję... – Buty? A co jest w nich nie tak? – wskazała na swoje ulubione wyjściowe mokasyny z pięknej, porządnej beżowej skórki, dość znanej polskiej firmy udającej drogą zagraniczną markę. – No jak to co? Podeszwa! – Podeszwa? – powtórzyła zbulwersowana. Poczuła się wręcz obrażona. Zdjęła pantofelek ze swej smukłej stópki i podała kierownikowi. – Poproszę Pański but do porównania! – powiedziała z nutą nieukrywanego triumfu w głosie. Wiedziała, że tę potyczkę wygrała. Była pewna swych podeszew – porządne, grube, wręcz niezniszczalne. Mało tego, buty nawet nie były szpilkami! Szpilki na budowie? No gdzie! To chyba jasne! Kierownik budowy, unikając spojrzeń czekających na jego następny ruch pracowników, skierował wzrok w dół. Nie, nie po to, by spojrzeć na swoje lekkie półbuty z cienką gumową podeszwą, był to gest kapitulacji. Ale nie mógł ustąpić. To by oznaczało koniec jego kariery. Przynajmniej na tej budowie. Obróciła się więc na pięcie. Już odchodząc, rzuciła znacząco: Do widzenia... Wiedziała, że i tak tam wróci. Choćby miała założyć roboczy drelich. Wychodząc za bramę, usłyszała krzyki na budowie: Nie macie co robić, że tak stoicie? Do roboty!... Nie słuchając dalej, wyjęła telefon z torebki i zadzwoniła do znajomej mającej większe doświadczenie w chodzeniu po budowach. Po opowieści usłyszała: – No co Ty, nie mógł Cię wpuścić! Przecież najpierw prace budowlane stanęłyby tylko na zwiedzanym przez Ciebie piętrze, a później, do końca dnia nikt by już nie pracował... Deweloper nie może sobie pozwolić na takie opóźnienia w harmonogramie. I tak okazało się, że jedna sukienka mogła zaważyć na cenie akcji pewnej spółki notowanej na europejskich giełdach.