Click and… czyń, co chcesz!
Zagięta stronaNiebawem minie rok mojej pracy w redakcji „Eurobuild CEE”. To chyba dobry moment, by Czytelnicy w końcu mnie poznali. Kocham serial „Przyjaciele”, popadłam w uzależnienie od Pepsi i, co może dziwić, zważywszy na fakt, że jestem kobietą, nienawidzę tradycyjnych zakupów. Żadnych. Spożywczych, odzieżowych, obuwniczych, torebkowych. Ani żadnych innych. Nie znoszę chodzenia po centrach handlowych, nie lubię tłumów ludzi, spędzających soboty na spacerach w Arkadii czy Wola Parku, dostaję gorączki, kiedy już muszę pójść do supermarketu, bo skończyło się masło, a przymierzanie ciuchów w innym niż domowe zacisze miejscu przyprawia mnie o dreszcze. Dlatego ponad wszystko dziękuję niebiosom, losowi i geniuszom, którzy na to wpadli, za możliwość robienia zakupów przez internet. Ubrania i buty od dawna zamawiam w różnego rodzaju sklepach internetowych. Z dziecięcą radością parę lat temu odkryłam też, że Auchan czy Tesco dostarczą do domu zakupy spożywcze.
Według raportu Izby Gospodarki Elektronicznej, opracowanego w czerwcu 2019 roku przez Mobile Insitute, jedynie 22 proc. internautów wskazało sklep stacjonarny jako ulubione miejsce zakupów. 40 proc. badanych nie wskazało żadnego miejsca, a pozostali różne miejsca wirtualne. Zdecydowanie należę do tych pozostałych. Według powyższego raportu, dokonywanie zakupów z wykorzystaniem internetu deklaruje 57 proc. badanych. W porównaniu z badaniem z 2018 roku, jest to wzrost o 5 proc. Jeśli chodzi o częstotliwość dokonywania zakupów w sieci, to więcej niż pięć razy w miesiącu kupuje około jedna czwarta e-klientów, a dwa do pięciu razy – 39 proc. Czym to skutkuje? Sieci handlowe coraz chętniej wychodzą naprzeciw takim jak ja „miłośnikom” biegania po sklepach. Usługa click&collect jest coraz popularniejsza, a zakupy zrobione on-line można odebrać w naprawdę wielu miejscach. Bardzo popularne są paczkomaty, ciekawą opcją, zwłaszcza w przypadku zakupów spożywczych, są coolomaty, paczki można odbierać również w kioskach czy na stacjach benzynowych. Oczywistym punktem odbioru są także sklepy stacjonarne. Mając niedaleko miejsca pracy lub zamieszkania galerię czy park handlowy, można w wygodny sposób zrobić zakupy on-line, odebrać w ciągu maksymalnie kilku dni, zmierzyć w domu i w razie potrzeby zwrócić lub wymienić. Jednak w kwestii click&collect jest jeszcze w Polsce dużo do zrobienia, co zauważają chociażby eksperci z firmy Knight Frank w swoim raporcie „Omnichannel po polsku”. Jak czytamy w opracowaniu, marki obecne na polskim rynku nie wykorzystują jeszcze w pełni potencjału tej usługi. Połowa badanych marek oferuje możliwość odbioru zamówienia w sklepie stacjonarnym, ale tylko 38 proc. zachęca, by z niej skorzystać. Najlepiej przygotowaną branżą okazały się multimedia, gdzie wszystkie przebadane marki oferowały taką możliwość, ale również branża elektroniczna (85 proc.) i DIY (80 proc.). Najsłabiej wypadły supermarkety. W branży mody 46 proc. marek oferowało ten sposób dostawy, a 35 proc. do niego faktycznie zachęcało. Centra handlowe w Europie wprowadzają nową usługę click&try. W Polsce jako pierwsza zaoferowała ją Posnania. Przesyłka z dowolnego sklepu internetowego dostarczana jest do centrum handlowego, a klient może na miejscu przymierzyć i wypróbować produkt. Nietrafione zamówienie można od razu zwrócić. Jak dla mnie – w punkt!
Czego jeszcze oczekiwałabym od zakupów on-line i usługi click&collect? Zautomatyzowanego odbioru przesyłek w sklepach stacjonarnych. PRL już dawno za nami, a niejednokrotnie, zwłaszcza w okresie wyprzedaży czy przed świętami, trzeba stać w kolejkach, mimo że przyszło się tylko po odbiór zamówienia internetowego. Może niebawem w Zarze, House’ie czy innym Reservedzie staną specjalne paczkomaty? A może już gdzieś coś takiego funkcjonuje, ale jeszcze o tym nie słyszałam? Chętnie poznam te rozwiązania, by jeszcze lepiej poczuć się w skórze zakupowego outsidera.