EN

Wszystko, tylko nie C...

Zagięta strona
W ostatnich dwóch felietonach moi koledzy z redakcji Eurobuildu zarzekali się, że nie będą pisać o pandemii, i – mam nadzieję, że wybaczą mi te wypominki – nie dotrzymali słowa: i tak skończyło się na koronawirusie

Ale nie zamierzam ich krytykować, bo oto stanąłem przed tym samym dylematem: o czym napisać, żeby nie dać się wciągnąć w nieprzerwany nurt opowieści z koronawirusem w tle? To o wiele trudniejsze, niż się wydaje, szczególnie w branży nieruchomościowej, tak mocno naznaczonej przez pandemię. Czy jest więc w świecie nieruchomości coś, co ustrzegło się od wiadomego wpływu? Może sport? Wiem, kiepski przykład. Mógłbym jednak napisać o sporcie w kontekście obiektów sportowych. I obiecuję, że ani razu nie wypowiem przebrzydłego słowa, które zaczyna się literą „C” i kończy liczbą „19”.

Zacznijmy od piłki nożnej. Jestem pewien, że cieszycie się z powrotu futbolu na stadiony i ekrany telewizorów tydzień po finale sezonu Ligi Mistrzów, który odbył się 23 sierpnia, prawie trzy miesiące później niż zwykle. Od razu rzucają się w oczy puste trybuny. Ciekawe, że dopiero brak kibiców pozwala zdać sobie sprawę, jak ważną rolę odgrywają oni w tworzeniu atmosfery. Pierwszym meczem, jaki oglądałem w takich warunkach, było spotkanie LASK Linz kontra Manchester United, rozegrane tuż przed ogłoszeniem lockdownu. Dziwne przeżycie – obserwować widowisko jakby wyzute z wszelkich emocji i wyobrażać sobie, jaką stratę finansową poniósł LASK, nie mogąc sprzedać biletów na dochodowy mecz – ani na to spotkanie, ani na rewanż w Manchesterze kilka miesięcy później.

Do pustych trybun widz musi się przyzwyczaić. Pewnym rozwiązaniem (przynajmniej dla nas, bo nie dla zawodników) jest odtwarzanie nagrania z odgłosami dopingu – jednym pstryknięciem uruchamia je technik w studiu, gdy na boisku dzieje się coś ekscytującego. Niestety, inaczej niż w rzeczywistości, falę entuzjazmu słychać dopiero kilka sekund po akcji zakończonej bramką, co przypomina, że okrzyki nie są prawdziwe. Poza tym innych odgłosów tłumu, tych negatywnego rodzaju, ale także budujących atmosferę, jak jęki, drwiny, gwizdy, w ogóle nie ma. Rozwiązanie jest więc dalekie od doskonałości, ale przynajmniej eliminuje odwieczny problem stadionowy, czyli rasistowskie przyśpiewki.

W cyfrowych telewizorach już teraz można włączyć symulowane odgłosy tłumu lub je wyłączyć, a zamiast nich słyszeć rzeczywiste dźwięki dochodzące z murawy. Ja jednak nie posiadam takiego telewizora, więc nie miałem innego wyjścia, jak oglądać tenisowy turniej US ​​Open bez akompaniamentu z trybun. Jego brak okazał się szczególnie irytujący, gdy Novak Djokovic został zdyskwalifikowany za niezamierzone uderzenie piłką w sędzię liniową. Może i IBM (który odpowiadał za generowanie symulacji dopingu podczas imprezy) podłożył warstwę westchnień i szyderstw, jakie zwykle towarzyszą takim incydentom, a tym samym zwiększają poziom napięcia, ale ja ich nie słyszałem. Tylko Djokovic wydawał się zadowolony, że w obliczu całej tej sytuacji nie musiał przynajmniej mierzyć się z zaczepkami ze strony publiczności, gdy wypraszano go z kortu. Sporo straciliśmy, pozbawieni sadystycznej przyjemności usłyszenia i zobaczenia jego reakcji, ale tej nie sposób odtworzyć, podkładając hałas tłumu w transmisji telewizyjnej.

Kilka tygodni temu miały miejsce mistrzostwa świata w snookerze, dyscyplinie sportu raczej mało popularnej w naszej części świata. O ile zawodnicy ogólnie wydawali się zadowoleni z pozbycia się rozpraszającego kaszlu, szmeru rozmów, okrzyków czy rozdzierających jęków w reakcji na pudło, o tyle kibice naturalnie tęsknią za tym wszystkim, w miarę jak rozgrywane są kolejne frame’y. Dlatego realizator BBC znowu naciskał swój pstryczek-elektryczek, aby dać widzom przed telewizorami posmak emocji, zawsze gdy któryś z graczy popisał się zagraniem. No, prawie zawsze, bo niektóre fantastyczne uderzenia, nie wiedzieć czemu, zostały przez niego zlekceważone i można było odnieść wrażenie, że publiczność reaguje na nie grobową ciszą.

Kwestia tego, czy powinno się naśladować emocje fanów, czy też nie, stanie się bezprzedmiotowa, gdy obiekty sportowe wrócą (miejmy nadzieję) do normalnego funkcjonowania. Jestem pewien, że ci z nas w branży nieruchomości, którzy musieli uczestniczyć w wideokonferencjach przez Zoom, potwierdzą, że fizycznej interakcji między ludźmi nie da się zasymulować, bez względu na zastosowaną technologię.

Udało mi się! Dobrnąłem do końca bez ani jednej wzmianki o Covidzie… No i spaliłem, psiakość!!

Kategorie