Siedem kobiet
Są niezwykle zapracowane. Kto próbował umówić się z którąś z nich na spotkanie, ten przyzna, że bywa to trudne. Zebrać wszystkie siedem w jednym miejscu to niemal ,mission impossible". Nam udało się coś więcej - nie tylko zorganizowaliśmy spotkanie całej grupy, ale też namówiliśmy na szczerą rozmowę o przypadkowych początkach, świadomej karierze i współpracy z mężczyznami
Magda Konstantynowicz, redaktor naczelna ,Eurobuild Poland": - Mam wrażenie, że rynek nieruchomości jest zdominowany przez mężczyzn. Odzwierciedlają to choćby okładki ,Eurobuildu" - na zdjęciach dominuje męski zarost. Marzec to dobry miesiąc, żeby przyjrzeć się kobietom, które odgrywają w tym biznesie równie ważną rolę. Stąd nasze spotkanie. Zacznę je od pytania jak rozpoczęłyście panie swoją przygodę z tą zmaskulinizowaną branżą? Bo ja trafiłam do gazety o nieruchomościach zupełnie przez przypadek.
Agnieszka Jachowicz, dyrektor inwestycyjny Arki BZ WBK Funduszu Rynku Nieruchomości FIZ: - Ja również. Jestem inżynierem budownictwa, ale miałam sześcioletnią przerwę w pracy zawodowej. Po tym czasie zmieniła mi się koncepcja kariery. Tak się złożyło, że w tym czasie moja koleżanka - obecna tutaj Małgosia Kosińska - powiedziała mi, że jedna zachodnich firm zajmujących się nieruchomościami poszukuje pracownika. Pracodawca liczył na dobrą znajomość języka angielskiego, najlepiej u inżyniera budowlanego. Poszłam i się udało - tak zaczęłam pracować w agencji nieruchomości Henry Butcher. Na początku lat 90. wystarczyło mieć trochę rozsądku, siłę przebicia i znać dobrze angielski i można było zacząć karierę w nieruchomościach.
Małgorzata Kosińska, dyrektor Departamentu Zarządzania Funduszem Nieruchomości BPH TFI: - Ze mną było nieco inaczej. Początek lat 90. był ciekawy, bo cała gospodarka przechodziła transformację. A jak coś takiego się dzieje, to kłopoty są w tzw. ciężkich branżach, czyli także w budownictwie, z którym byłam wówczas związana. Mój dobry szef ostrzegł pracowników, że szykują się w firmie zwolnienia grupowe i jeśli ktoś ma koncepcję rozwoju zawodowego, to warto ją zacząć realizować. I wtedy, w 1992 roku, znalazłam sobie to rzeczoznawstwo majątkowe. Zdałam egzamin i mam licencję numer 218. W pewnym sensie był to przypadek, ale zdobyłam zawód związany z nieruchomościami. Później pracowałam jako wolny strzelec. Przy jakiejś okazji poznałam osoby z działu nieruchomości firmy Price Waterhouse. W grupie tej był także Krzysztof Grzesik, z którym rozpoczęłam współpracę, a on pierwsze, co zrobił, to wysłał mnie do... Archangielska w Rosji. Pojechałam, wykonałam zadanie, a jak wróciłam i okazało się, że żyję, to dostałam propozycję pracy na stałe.
MK: - Skoro mowa o tej firmie, to pora na panią Małgosię Cieślak.
Małgorzata Cieślak, manager Działu Nieruchomości, PricewaterhouseCoopers: - No tak, tylko że u mnie związek z nieruchomościami nie był przypadkowy!
MK: - To znaczy, że już w liceum pani wiedziała dokładnie co chce robić?
MC: - W liceum to ja już robiłam wyceny nieruchomości! Przyjaciel mojej mamy zajmował się tym jako biegły sądowy. Zauważyłam, że bez trudu zarabia na tym niezłe pieniądze. Zaczęłam mu więc pomagać i tak to się potoczyło. Potem były studia, podczas których zainteresowałam się nieruchomościami profesjonalnie, a jeszcze póżniej skończyłam studium na Politechnice Warszawskiej. Tylko do Price Waterhouse trafiłam zupełnie przypadkiem. Byłam przekonana, że firma nie zajmuje się nieruchomościami, ale koleżanka, która zaniosła do nich moje CV, powiedziała: ,Tam jest taki Krzysztof Grzesik i on coś robi z nieruchomościami". Tak oto trafiłam do PW, pod skrzydła Małgosi Kosińskiej, która była moją pierwszą szefową. Cała moja kariera zawodowa przeplata się przy naszym stole. Gosia Kosińska, Gosia Żółtowska, Dorota Latkowska, Agnieszka Jachowicz...
Małgorzata Żółtowska, dyrektor Działu Wycen, Jones Lang LaSalle: - Moje korzenie też tkwią w tej firmie. Po studiach wyjechałam na rok do pracy w dziale nieruchomości moskiewskiego biura PW. Moje doświadczenia potwierdzają to, co powiedziała Małgosia Kosińska: jak człowiek przetrwa w Rosji, to znaczy, że zawsze da sobie radę. Po powrocie do Polski miałam półroczną przygodę z firmą reklamową, ale to był zbyt szalony świat. Fakt jest taki, że ponownie przyłączyłam się do tej silnej grupy, która tutaj reprezentuje Price\'a. Po trzech latach opuściłam firmę i rozpoczęłam świadomą krucjatę o wysoką pozycję na tym rynku.
Dorota Latkowska, dyrektor Działu Corporate Finance and Research, Knight Frank: - Ja zaś pojechałam na ponad trzymiesięczną wymianę studencką do USA, gdzie miałam przygotowywać programy finansowe. Po dwóch dniach stwierdziłam, że ta praca zupełnie mi nie pasuje. Kolejnego dnia znalazłam się w innym departamencie, którego nazwa mi nic nie mówiła, ale za to byli fajni ludzie i cały czas gdzieś wyjeżdżali. Zapytali, czy chciałabym z nimi pojeździć i pomagać przy robieniu wycen. "Co to takiego?" - zapytałam. "Takie cyferki się produkuje. Czasem laptop się wycenia, czasem grunty czy budynki". Na to ja: "A lata się samolotami?" "Lata" - usłyszałam i natychmiast dołączyłam do zespołu. Pierwszy raz poleciałam do Dakoty przygotowywać wycenę lasu. Potem były jeszcze inne nieruchomości. Bardzo mi się spodobało. Po powrocie do Polski chciałam robić to samo i gdy natknęłam się na wywiad z Krzysztofem Grzesikiem, który opowiadał o Warsaw Trade Tower, skontaktowałam się z nim i poprosiłam o pomoc w pisaniu pracy magisterskiej. Spotkaliśmy się następnego dnia i po 30 minutach spotkania Krzysztof zaproponował pracę.
AJ: - Nie należałam do grupy PW, ale moim zdaniem to nie firma, tylko Krzysztof Grzesik skupiał wokół siebie młode talenty, w tym kobiety, które są zręczne i wytrwałe. O jego życzliwości też mogłam się przekonać.
M. KOS.: - Drogie panie - póki co rozmowa koncentruje się na mężczyźnie, i to na jednym!
Marta Burek, dyrektor ds. rozwoju marketingu, Donaldsons Polska: - Ale moja historia jest zupełnie inna. Skończyłam zarządzanie na Uniwersytecie Warszawskim, później pracowałam w sieciach detalicznych. Ostatnią był Ahold. Moje doświadczenie obejmowało m.in. zarządzanie operacyjne, marketing, opracowywanie i wdrażanie strategii rynkowych. Po tym, jak Ahold zaczął otwierać w Europie Centralnej centra handlowe, dołączyłam do części zarządzającej tymi nieruchomościami. Później Ahold stworzył joint-venture z firmą Estatius, w której udziały miał Donaldsons zajmujący się zarządzaniem nieruchomościami. W ramach konsolidacji dwa lata temu Donaldsons nabył całość udziałów i wprowadził swoją markę na rynek. I tak trafiłam z handlu do branży nieruchomości.
MK: - Przyszedł teraz czas na panią Anię Tomowicz.
Anna Tomowicz, radca prawny, Salans: - Cóż, prawnicy do nieruchomości raczej nie lubili się dotykać. Wielu uważało, a znam takich, co uważają tak nadal, że transakcje w nieruchomościach są nieciekawe i nużące. Zajęłam się nieruchomościami po raz pierwszy także przypadkiem - akurat taki pojawił się klient. Kupowałam dla niego ziemię, na której miały powstać centra magazynowe. Potem, już dla siebie, kupowałam mieszkanie. Po dwóch latach poszukiwań stwierdziłam, że pośrednicy, którzy mieli mi pomóc, robią wszystko, żeby się nie napracować i nie zarobić. Skoro tak, to pomyślałam, że niewiele więcej trzeba, żeby przejąć niezadowolonych klientów i niechciane pieniądze. Zdobyłam uprawninienia pośrednika, a potem CCIC (Certified Commercial Investment Member), ale wtedy na rynku nieruchomości pojawiły się nowe możliwości, również dla prawników.
MK: - Wygląda na to, że - przynajmniej na początku rozwoju rynku nieruchomości komercyjnych - branża była mocno sfeminizowana, a swój niemały udział miał w tym jeden mężczyzna - Krzysztof Grzesik. Czy tak jest do dzisiaj?
AJ: - Teraz rynek nieruchomości składa się z kilku segmentów, w tym z segmentu polskich konsultantów, gdzie na kierowniczych stanowiskach pracuje tyle samo kobiet i mężczyzn. Natomiast na temat tego, że wcześniej środowisko było bardziej sfeminizowane, to ja mam własną teorię: kobiety są bardziej pracowite i wytrwałe, również przy zdobywaniu nowych kwalifikacji zawodowych. Jak trzeba, to siadają, uczą się i zdają egzaminy. Mężczyźni za to zastanawiają się, jakby można sprawę załatwić inaczej.
MB: - A obok rzeczoznawców czy pośredników jest jeszcze sektor firm deweloperskich, w którym od początku dominowali mężczyźni.
MŻ: - Zgadzam się. W większości są to obcokrajowcy. Teraz czują się związani z Polską, bo są tu od wielu lat i często nie wyobrażają sobie powrotu do ojczyzny. Tylko że oni byli tymi, którzy przywieźli do Polski wiedzę. My chętnie z niej korzystałyśmy, przyglądałyśmy się, uczyłyśmy.
AJ: - Przyjeżdżali w 90 proc. mężczyżni, bo zwłaszcza w Anglii zawody nieruchomościowe są raczej zmaskulinizowane. Czego by nie mówić o równouprawnieniu, to jednak jak są w rodzinie dzieci, to kobiety zostają w domu i nie pozwalają sobie na podróże po świecie.
MK: - Czyli w porównaniu z Europą Zachodnią u nas nie jest źle, bo pań na kierowniczych stanowiskach w firmach konsultingowych mamy więcej.
MŻ: - Kobiety dominują i to zdecydowanie, ok. 40 - 60 proc.
MK: - Bo są odważniejsze, chętne do nauki, podejmują większe ryzyko?
MŻ: - Podając takie argumenty absolutnie nie chciałabym dyskryminować mężczyzn, bo to wcale nie znaczy, że nie są odważni, pracowici itd. Być może oni spełniają się w innego typu działalności, a my znalazłyśmy swoje miejsce na rynku nieruchomości.
AJ: - Drogie panie, cały czas krążymy wokół firm konsultingowych. Sprawdźmy jaka jest sytuacja gdzie indziej, np. w firmie Donaldsons.
MB: - Kobiety pracujące w Polsce i innych krajach Europy Centralnej odgrywają dużą rolę w dziedzinie zarządzania nieruchomościami. Tutaj bardzo przydają się umiejętności komunikacyjne i interpersonalne. Do niedawna nie było tutaj zawodu asset managera. Gdy się wreszcie pojawił, dostęp do niego trzeba było zdobyć poprzez swoje umiejętności, doświadczenie, otwartość i przebojowość. Tu kobiety w Donaldsonsie sprawdziły się doskonale.
AJ: - Pomimo tego mężczyzn na rynku nieruchomości i tak jest więcej. Zastanawiam się czy upatrywać tego w antyfeminizmie. Jedna z moich koleżanek jest przekonana, że tak. Ja też to w pewnym momencie odczułam, ale nie wydaje mi się, żeby był to jakiś ogólny trend.
M.KOS: - Mnie się nigdy nic takiego nie zdarzyło.
MŻ: - Mnie także. Jeżeli ktoś mnie ocenia, to wyłącznie pod kątem profesjonalizmu.
MK: - A ja pamiętam swój niesmak, gdy podczas wywiadu - który przeprowadzałam wspólnie z innym dziennikarzem - na moje pytania rozmówca odpowiadał patrząc na mojego redakcyjnego kolegę! Zajmijmy się jednak kolejną kwestią: czy kobiety z rynku nieruchomości wspierają się nawzajem? Pomagają sobie? Są bardziej życzliwe dla siebie?
MKOS: - Są mieszane grupy wspierania zawodowego. Przy dyskusji nad problemami abstrakcyjnymi płeć nie ma znaczenia.
MC: - To pytanie jest pewnie związane z tym męskim klubem, o którym jest tak strasznie głośno. Oni nie dopuszczają do siebie żadnych kobiet, wymieniają się informacjami i biznesy robią we własnym gronie. Myśmy kiedyś próbowały cos takiego zrobić. Nazywało się to wtedy Warsaw Women in Real Estate.
MK: - I co z tego wyszło?
MC: - Przez jakiś czas grupa działała bardzo fajnie. Spotykałyśmy się i dyskutowałyśmy na ważne tematy. W pewnym momencie w naszym gronie pojawiły się osoby, które chciały na tych spotkaniach zrobić interes. Promowały swoje meble, mówiły o tym, jakie biurka należy wstawiać do biur. W ten sposób zaczęło być nudno.
DL: - Grono pań zaczęło się niepokojąco rozrastać, stawać się niespójne. Co innego, kiedy spotykamy się w grupie, gdzie każda zajmuje podobne stanowisko, ma podobne problemy i podobne doświadczenia. Tymczasem w WWRE pojawiły się osoby zajmujące się działalnością innego rodzaju. Chyba nie ma już sesnu wracać do tego pomysłu, bo każda z nas znalazła sobie grono osób, z którymi utrzymuje biznesowe kontakty, a w którym płeć nie ma żadnego znaczenia.
AJ: - Ja mam jeszcze inny problem. Codziennie mam mnóstwo pracy. Dodatkowo chcąc osiągnąć obecny status musiałyśmy zdobyć wiele kwalifikacji, w tym licencji polskich i zagranicznej (RICS Royal Institute of Chartered Surveyor, tytuł brytyjski dyplomowanego rzeczoznawcy majątkowego - przyp. red.), co wiąże się z uczestnictwem w pewnej ilości spotkań i konferencji. Tak więc na kolejne spotkania towarzysko-biznesowe po prostu nie mam czasu.
MC: - Bo mi się wydaje, że my chcemy udowodnić, jak bardzo jesteśmy dobre i żeby osiągnąć jakąkolwiek pozycję w branży, bierzemy na siebie dużo więcej obowiązków.
MŻ: - Nie zgadzam się z określeniem "udowadniać". Ja postrzegam siebie jako osobę, która niczego nie udowadnia ani sobie, ani nikomu wokół. Robię to co umiem.
MKOS: - Jestem zaskoczona wypowiedziami, jakie tutaj padają, jak postrzegamy siebie. Ja myślę, że moi szefowie akurat mnie wybrali do zarządzania funduszem i jego zespołem ze względu na profesjonalizm.
MŻ: - No właśnie i tu pojawił się kolejny ważny aspekt - prowadzenie przez kobietę-szefa zespołu, w którym są też mężczyźni. Tutaj panie mogą napotkać schody, ponieważ niektórym ciężko jest zaakceptować fakt, że kobieta szef może być równie wartościowa jak mężczyzna.
MKOS: - Moim zdaniem najbardziej liczy się profesjonalizm. Jeżeli szefowa jest profesjonalna, to nie ma problemu z tą akceptacją.
MŻ: - Ale współpraca pomiędzy kobietami jest trochę inna. Jestem mile zaskoczona postawą młodych dziewczyn, które kończą studia i ciężko pracują. Jestem pewna, że za te kilka lat osiągną wysokie pozycje, bo tak sobie założyły. Im nie trzeba tłumaczyć sensu współpracy.
MKOS: - Relacje zależą od osobowości ludzi.
MŻ: - Tylko że w przypadku mężczyzn czasami ważne jest to, co oni myślą, że inni mężczyzni myślą o nich. Długo pracuję z panami i wiem, że jest to dość istotne. Brałam pod uwagę i takie kwestie. Początki tej współpracy były wyzwaniem.
DL: - Zastanawiałabym się czy chodzi tu o relację kobieta-szef - mężczyzna-podwładny. Cechy charakteru też się liczą. Jeżeli w zespole są mężczyzni z różnymi charakterami - a każdy z nich chce przecież dominować - to zadania należy podzielić w ten sposób, żeby każdy z nich czuł się dowartościowany. Mam wrażenie, że kobiety łatwiej i szybciej zaczynają współpracować, pomagają sobie. Droga mężczyzn do takiego punktu jest dłuższa.
MC: - Nie zgadzam się, że akurat do mężczyzn trzeba tak podchodzić. Tajemnica polega na wiedzy o zarządzaniu zespołem i nie ma znaczenia czy towarzystwo jest męskie, damskie czy mieszane. Szef zawsze musi mieć zdolności interpersonlane, żeby tym zespołem dobrze pokierować. To nie jest tak, że grupa kobieca poradzi sobie lepiej i szybciej z realizacją projektu. Wśród kobiet też zdarzają się dominujące charaktery.
AT: - Ale inaczej się negocjuje z kobietami, inaczej z mężczyznami. Inaczej się też dla nich pracuje. To nie jest kwestia lepiej - gorzej. Po prostu i na szczęście inaczej.