EN

Efekt uboczny

Powierzchnie magazynowe i produkcyjne
Rok 2011 upłynął pod znakiem dużych fuzji na rynku nieruchomości. Spodziewano się początku konsolidacji rynku doradztwa. Globalne korporacje miały stać się jeszcze potężniejsze... Czy tak się stało?

Integracja jest naturalnym procesem występującym na rynku, który doświadczył załamania. Można powiedzieć, że po 2008 roku sektor nieruchomości przeszedł rozległy zawał. Pacjent przeżył, ale jego rekonwalescencja trwa do dziś. W 2011 roku doszło do kilku bardzo znaczących fuzji i przejęć. Z rynku zniknęła agencja King Sturge - firma z ponad stuletnią tradycją została przejęta i wchłonięta przez Jones Lang LaSalle. DTZ walczył wtedy o przetrwanie, rozważając możliwość fuzji z BNP Paribas. Ostatecznie spółkę kupiła australijska grupa UGL, tworząc DTZ a UGL company. CB Richard Ellis przejęło ING REIM Europe, ING REIM Asia oraz Clarion Real Estate Securities. Pojawiły się głosy, że to nie koniec konsolidacji, że kolejne fuzje i przejęcia doprowadzą do sytuacji, w której rynek doradztwa będzie skupiony w rękach trzech, czterech dotychczasowych graczy. Tak się jednak nie stało. A kadrowe ruchy sprawiły, że na rynek wkroczyli nowi gracze - będący w pewnym sensie efektem ubocznym fuzji i przejęć.

Talent zalewa rynek
Dyrektor zarządzający Tara HR Consulting, agencji pośrednictwa specjalizującej się w poszukiwaniu pracowników dla rynku nieruchomości,
Mark Twomey twierdzi, że rynek Europy Środkowo-Wschodniej nie skorzystał na konsolidacji tak bardzo, jak mógł. - Największym zaskoczeniem było to, że Jones Lang LaSalle nie wykorzystał właściwie przejętych przez siebie zasobów. Do firmy przeszła grupa bardzo dobrych pracowników King Sturge. Jednak z jakiegoś powodu nie pasowali do nowej struktury - zauważa Mark Twomey.

Na rynku pojawili się więc wysokiego szczebla specjaliści. Jak się okazuje, skorzystały na tym inne agencje. - Wśród nich Savills, który pozyskał takie osoby, jak Mark Freeman - obecnie szef działu wycen i doradztwa, czy Tomasz Buras, który w Savills objął stery szefa działu powierzchni biurowych - mówi Mark Twomey. Alexander Morari, partner zarządzający Property Talents (to kolejna specjalistyczna agencja pośrednictwa pracy dla rynku nieruchomości), zgadza się z tą opinią. - Jeżeli ktokolwiek skorzystał z przejęcia King Sturge przez Jones Lang LaSalle, był to Savills - mówi wprost. Wcześniej Savills był agencją, która nie rozwijała się dynamicznie (mówimy tu o polskim rynku). Firma czekała na swoją szansę. W odpowiednim momencie wykazała się refleksem i zdołała przechwycić to, co Alexander Morari określa jako ?smakowity kąsek". Ma tu na myśli dział pośrednictwa biurowego prowadzony przez Tomasza Burasa w King Sturge. - Jones Lang LaSalle starał się, by wszystko wyglądało dobrze, a personel się zintegrował. Ale był jeden warunek: to jego ludzie mieli pozostać na czele poszczególnych działów - mówi Tomasz Buras. Większość pracowników przejętej firmy nie miała możliwości awansu, a nawet przejścia na równorzędne stanowisko. - Ciężko jest połączyć silne osobowości, a przecież ten czynnik może być przyczyną niepowodzenia każdej fuzji lub przejęcia - mówi Tomasz Buras. W końcu skontaktował się z agencją Savills i przeszedł do niej z trzema spośród sześciu członków zarządzanego przez siebie zespołu biurowego. - Dzięki zaufaniu klientów szybko zdołaliśmy rozkręcić naszą działalność pod nowym szyldem do rozmiaru, jaki miała za czasów King Sturge - mówi Tomasz Buras. Jeszcze przed fuzją pozycja King Sturge w Wielkiej Brytanii i niektórych częściach Europy Środkowo-Wschodniej była znacząca. Jednak nie mogła się równać z siłą Jones Lang LaSalle. - JLL chciał przede wszystkim umocnić swoją pozycję w Wielkiej Brytanii. Tymczasem w Polsce i w innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej tego celu nie udało się osiągnąć. Fuzja oznaczała po prostu wyeliminowanie konkurencji - twierdzi Mark Twomey. Jones Lang LaSalle zaistniał za to na rynkach na których nie był wcześniej obecny - m.in. na Bałkanach i Słowacji.

Bez kadrowego zamieszania
Nie wszystkie jednak fuzje oznaczają, że dojdzie do kadrowych ruchów. Po fiasku fuzji
DTZ z BNP Paribas sytuacja potoczyła się dynamicznie - nastąpiła niemal natychmiastowa sprzedaż DTZ na rzecz australijskiej firmy UGL. W odróżnieniu od przejęcia King Sturge, transakcja ta miała niewielki wpływ na rynek rekrutacyjny. A to w dużej mierze z tego powodu, że UGL nigdy wcześniej nie był obecny na tych samych rynkach, na których działał DTZ. - Od czasu przejęcia w kadrach DTZ nie wydarzyło się nic nowego - stwierdza Mark Twomey. Alexander Morari widzi to inaczej. - Negocjacje dotyczące fuzji uniemożliwiły obu firmom koncentrację na swojej działalności. Gdy transakcja nie doszła do skutku, a DTZ sprzedano UGL, pracownicy DTZ mogli odetchnąć z ulgą - mówi. I dodaje. - Także BNP Paribas mogło podjąć kluczowe decyzje dotyczące personelu i zacząć rozwijać własny zespół. Zdaniem Alexandra Morari znaczenie BNP Paribas na rynku będzie rosło.

Patrząc w kryształową kulę
Alexander Morari przewiduje, że rynek agencji konsultingowych w niedalekiej przyszłości będzie wyglądać zupełnie inaczej niż dziś. Uważa on, że umacniająca się pozycja rynkowa agencji Savills nie wynika wyłącznie z przejęcia dawnych pracowników King Sturge. Niedawno stanowisko szefowej działu obiektów handlowych zajęła Renata Kusznierska, która wcześniej pracowała w Carrefour Property Poland. Jej mianowanie Alexander Morari także nazywa ?szczęśliwym trafem". - Savills zyskał nagle potencjał, który może doprowadzić do tego, że stanie się agencją, która wejdzie do tzw. wielkiej piątki - stwierdza. Co więcej, przedstawiciel Property Talents przewiduje, że grupa uznanych na rynku agencji może się znacznie poszerzyć. Do BNP Paribas, Colliers International, Jones Lang LaSalle, Savills, CBRE, DTZ a UGL company oraz Cushman & Wakefield może dołączyć... Sharman & Church! Czym jest Sharman & Church Chartered Surveyors? To rozpoczynająca działalność firma, którą założyli Jason Sharman (wcześniej dyrektor zarządzający King Sturge) i Ian Church (dawniej partner w EC Harris). Jason Sharman wyjaśnia, że ich ideą jest połączenie najlepszych praktyk międzynarodowych z przedsiębiorczą i niszową firmą. Wyjaśnia, że dla klientów fakt, że zajmuje się nimi osobiście jeden z partnerów zarządzających sprawia, że czują się jak wielka ryba w małym stawie. - Każdy chce być najlepszy. A największy nie zawsze taki jest - mówi dziś Jason Sharman.

Zdaniem Alexandra Morari, nowy gracz na rynku będzie potrzebował około sześciu miesięcy, żeby przyzwyczaić potencjalnych klientów do swojego istnienia. - A potem zacznie rozpychać się łokciami, by zdobyć pracę - dodaje Alexander Morari. Ale Sharman & Church to nie jedyna niszowa firma, która pojawiła się na rynku po przejęciu King Sturge. Powstała też spółka Aspenn (działa na rynku od dziesięciu miesięcy). Udało się jej przyciągnąć już takich pracowników, jak Jacek Malicki, który wcześniej pracował w DTZ. W zeszłym roku zastanawialiśmy się, jak fuzje i przejęcia wpłyną na rynek doradztwa w Europie Środkowej i Wschodniej. Opinie z tamtego czasu wciąż pozostają aktualne. - W pewien sposób fuzje osłabiają na jakiś czas potencjał połączonych firm. Ludzie nie skupiają się na pozyskiwaniu i obsłudze klientów. Zaczynają myśleć, któremu szefowi się przypodobać, żeby nie stracić pracy - powiedział nam wtedy dyrektor dużej agencji. I widać, że miał dużo racji. Pytanie tylko, co dalej? Można założyć, że gdy sytuacja w dużych agencjach się unormuje, ponownie pokażą one swoją siłę. I wtedy nastąpi prawdziwy sprawdzian dla nowych, ambitnych graczy.

Kategorie