Pierwszy raz w życiu na niewyobrażalny – jak mi się wtedy wydawało – upał trafiłam w Grecji. Stojąc na zboczu Akropolu, pomyślałam, że nie ma bardziej gorącego i dusznego miasta niż Ateny latem, i że w takim miejscu żyć się nie da. Kilkanaście lat, parę książek oraz kilka nieklimatyzowanych redakcji później wiem, że grecki upał to nie taka tragedia. Gdy patrzę na projekt monumentalnego Mall of the World, sztucznego miasta-centrum handlowego w Dubaju, które ma za 10 lat ciągnąć się przez 4,5 km pustynnego nabrzeża, i przynajmniej przez część roku tworzyć w pełni klimatyzowaną oazę hiperkonsumpcjonizmu, moje rozumienie gorąca – i biznesu – blednie. Trudno oprzeć się wrażeniu, że potrzeby lokalnego rynku (dziś nieco ponad dwa miliony mieszkańców) nie zdołają nawet w połowie zapełnić tego energochłonnego molocha. Choć faktycznie, pytanie o to, gdzie kończy się potrzeba, a gdzie zaczyna przepych akurat na Środko