Dwa kółka i spółka
WydarzeniaLato 2022 roku było dla mnie niezwykłe pod względem przekraczania norm, przeistoczyłem się bowiem ze zwykłego miejskiego rowerzysty w wyczynowca, który postanowił odbyć bardziej ambitny przejazd. Wzięliśmy głęboki oddech i oderwaliśmy się od biznesowej codzienności, pokonując na rowerach elektrycznych trasę 2,4 tys. km z Wiednia do hiszpańskiej Cartageny.
Podróż zajęła nam pięć i pół tygodnia, które wykroiliśmy z letnich wakacji. Ruszyliśmy we dwie pary. Po przejeździe pociągiem z rowerami z Warszawy do Wiednia wyruszyliśmy na zachód wzdłuż Dunaju, a następnie na południe – przez Bad Ischl, Schladming i Villach, przez Alpy – do Treviso. Pomimo tego, że każdy z nas jest już w sile wieku, niestraszny był nam powrót do noclegów w spartańskich warunkach – na polach campingowych, plantacjach winogron, w namiotach, sanktuariach czy hostelach. Przyznaję: korzystaliśmy również z bardziej komfortowych noclegów, jednak największą frajdę stanowiła dla nas możliwość powrotu do stylu wakacji, jaki pamiętaliśmy z czasów studenckich.
Pejzaże i medytacje
Podróżowaliśmy na rowerach elektrycznych, które ładowaliśmy w nocy, dzięki czemu codziennie mogliśmy pokonywać około 80-100 km. Każdy z nas wiózł około 11 kg bagażu, w tym namioty zawieszone pod kierownicą. Przejazd przez Alpy odbywał się w części ścieżkami rowerowymi, które prowadziły np. specjalnie w tym celu wydrążonymi w skałach tunelami, zawieszonymi nad przepaściami stalowymi mostami oraz wąskimi ścieżkami meandrującymi wśród dolin i wysokich gór. Dawało to poczucie nieograniczonego szczęścia i wolności! Żywiliśmy się na trasie ciszą, a także przepięknymi sceneriami otaczających nas gór i lasów, pokonywanych strumieni i mijanych jezior. Wprawdzie jechaliśmy w czwórkę, ale każdy z nas przeżywał tę trasę inaczej, raczej indywidualnie, co każdej duszy pozwalało na wyciszenie i kontemplację, a niektórym umożliwiało nawet medytowanie. Dalej trasa prowadziła przez Veronę, Piacenzę i Apeniny do Genui. Przejechaliśmy też wzdłuż Lazurowego Wybrzeża, mijając kolejno San Remo, Monako, Niceę i Cannes, by wylądować w Saint-Tropez.
Niespodzianki i rozrywki
Niektóre miejsca mocno nas zaskoczyły. Okazało się na przykład, że w Monako nie ma żadnych ścieżek rowerowych, a zamożnych mieszkańców księstwa szokuje widok skarpetek i bielizny suszącej się na słońcu i przypiętej agrafkami do rowerowego bagażu. Tak, czasem lubimy prowokować.
Powoli zmierzaliśmy do Tulonu na południu Francji, gdzie kupiliśmy bilety na prom na Majorkę. Nocnym kursem (we własnych śpiworach!) przeprawiliśmy się do Alcudii, by ruszyć do stolicy, Palma de Mallorca. Przecięliśmy północną część wyspy przez góry Serra de Tramuntana, odwiedzając po drodze miasteczko Valdemossa, gdzie przez krótki czas przebywał i tworzył nasz wielki Fryderyk. Na Majorce poznaliśmy osobiście innego wielkiego muzyka – lidera zespołu Exodus, polskiej rockowej supergrupy z lat 80. Ten sympatyczny człowiek gościł nas w swoim domu przez dwie noce, a w ramach odpoczynku mogliśmy posłuchać trochę starych kawałków i opowieści z dziejów znakomitego polskiego rocka.
Z Palmy kolejny prom zawiózł nas do hiszpańskiej Denii, gdzie zaczęliśmy przygotowania do ostatniego odcinka naszej przygody. Ruszyliśmy na południe, przez Alicante, do Cartageny. Tu zakończyliśmy naszą podróż w luksusowym resorcie sportowym La Manga Club na skraju parku narodowego Calblanque. Rozegraliśmy tam m.in. kilka partii popularnego padla, a także zregenerowaliśmy nasze siły przed powrotem do Polski.
Przeżyliśmy niezapomnianą przygodę, naładowaliśmy akumulatory, nasyciliśmy się niepowtarzalnymi widokami i planujemy kolejne wyprawy!
***
Czekamy na Wasze relacje i zdjęcia pod adresem: tomasz@eurobuildcee.com