EN

Cały świat z bagażnika

Zagięta strona
Niedawno odnalazłam nowego przodka. Buzię ma młodą i gładką, chociaż niezbyt pogodną, pięknie wypędzelkowaną na desce razem z romantycznym krajobrazem przez – jak mi powiedziano – konserwatorkę zabytków

W wielkim świecie, czyli w drezdeńskim muzeum przodek mój ma swój namalowany w XV wieku oryginał – z nieco zgrabniejszym nosem, ale równie chmurną miną. Ustaliliśmy, że jest to nasz przodek z obu stron rodziny, po mieczu i kądzieli, po dziadkach i babkach, co jest zupełnie niekontrowersyjne w przypadku fałszywych linii rodowych. Chłopczyk na desce czekał na mnie nad brzegiem rzeki Jeziorki, gdzie w niedziele kwitnie gospodarka obiegu prawie zamkniętego, a slow life króluje ramię w ramię z zero waste. ESG hula – tutejsze centrum handlowe „Z Bagażnika” jest efemeryczne i nie wymaga sztucznego oświetlenia ani ogrzewania. Gdyby ktoś zabrał się do analizy wielokryterialnej, zauważyłby, że koszty eksploatacyjne i środowiskowe są znikome, choć trzeba przyznać, że trudno się tu dostać transportem publicznym, można też zauważyć pewne bariery dla osób z niepełnosprawnościami. Lokalizacja z całą pewnością stanowi miejsce pozytywnych interakcji społecznych, sporo się tu rozmawia i łatwo dostać numer telefonu od ulubionego sprzedawcy, który chętnie obejrzy twoją piwnicę, stryszek albo mieszkanie po cioci. Footfall bywa wysoki, choć obroty zapewne nie sięgają dziennych przepływów pieniężnych dowolnego parku handlowego. Nie ma paneli fotowoltaicznych, jest za to jedna niekończąca się akcja rozrywkowo-edukacyjna. Zaplecze sanitarne nie istnieje, nie znajdzie się tu przewijaka dla niemowląt, brak miejsc, gdzie można usiąść i poczekać, gdy lepsza (lub gorsza) połowa robi zakupy. Wieje za to wiaterek od rzeki, grzeje słoneczko, a w okolicy są ważne obiekty użyteczności publicznej. Najbliżej znajduje się cmentarz.

Minimalistyczne stanowiska handlowe wielokrotnego użytku rozkładają się o szóstej rano, zwijają koło dwunastej, a regulamin przybity jest do słupka przy wjeździe. Obok siebie stają sprzedawcy o różnorodnych akcentach, sprzedający większe i mniejsze przedmioty z drugiej, a czasem pierwszej ręki. Jest chińska bielizna, są ręcznie robione swetry, poroża, plastikowe zabawki, żeliwna maszynka do mięsa, talerze, kieliszki i żyrandole, klasyka i groza literatury, ogrodowe zwierzątka z gipsu, emaliowany samowar, działająca enerdowska suszarka do włosów i niedziałający electrolux, mosiądz w tysiącu odsłonach, góralski ser, ukraińskie kiszonki i świeże ryby – niektóre ważą po 40 kg, ale nie bardzo wiadomo, jaki to gatunek, bo przy samochodzie z rybami nigdy nikogo nie ma.

Szanse udanych zakupów pojawiają się i znikają, i nic dwa razy się nie zdarza (a w każdym razie nie za często). Pięć złotych to poważny budżet, o którego relokacji można tu porozmawiać. Znajdą się też aktywa na większy kapitał inwestycyjny, a w trakcie akwizycji zdecydowanie warto negocjować. Można się tu umeblować, udekorować, ubrać i nakarmić. Tenant mix, choć nie do końca przewidywalny, jest spontanicznie komplementarny. „Z Bagażnika” bardziej niż na zerwanie globalnych łańcuchów dostaw wrażliwe jest na działanie przyrody – miejsce pustoszeje, gdy jest zbyt zimno, spadnie za dużo śniegu lub woda w Jeziorce podniesie się zbyt wysoko. Czasem zabłąka się tylko pojedynczy, zdezorientowany klient, który może co najwyżej pójść na spacer, szukając w okolicy pożytecznych lub trujących roślin, jednak bez przewodnika i lornetki, które w innych okolicznościach mógłby kupić korzystnie na targowisku.

Gdybym kiedyś znudziła się naszym przodkiem – co przenigdy się nie zdarzy! – mogłabym go sprzedać ponownie lub oddać za darmo, bo nie ma takiej niepotrzebnej rzeczy, która nie przydałaby się komuś innemu. Zapewne „Z Bagażnika”, nie wliczające się ani trochę w zasoby nowoczesnych powierzchni handlowych, wchłonęłoby go z powrotem. Nie mamy jednak takich planów. Herbata z gośćmi w jego towarzystwie wypada wspaniale i czuć, że gdyby przodek mówił, byłoby to na pewno coś ważkiego i na temat. Może to być jednak złudzenie. To w końcu nastolatek i istnieje możliwość, że 500 lat temu z okładem myślał tylko o tym, żeby wreszcie ściągnąć tę głupią czapkę i pobiec sobie gdzieś w plener.

Kategorie