Ta ostatnia niedziela
Zagięta stronaNiemal słyszę w tym momencie Wasze głosy oburzenia. Żaden Polak nie pomyliłby przecież szabatu z niedzielą, zwłaszcza że słowo „sobota” ma oczywiste pochodzenie. Taki błąd moglibyśmy popełnić tylko my, angole – ostatecznie w nazwach dni tygodnia nadal oddajemy cześć pogańskim bożkom. W rzeczy samej, wielu z nas wciąż wierzy, że to właśnie niedzielę Bóg nakazał nam święcić. Za to w USA sprawa jest znacznie mniej skomplikowana – pierwszym dniem tygodnia jest tam niedziela, nie poniedziałek (my, heretycy z Wysp, powinniśmy wtedy oddawać cześć księżycowi). Spora za oceanem społeczność żydowska miała więcej niż 2 tys. lat na to, by nauczyć się porządnie liczyć, dzięki czemu wie, że siódmy dzień nigdy nie stanie się nagle szóstym.
Nie chcę oczywiście nikogo urazić. Dla porządku zaznaczę, że – mimo katolickiego wychowania – wiara doszczętnie mnie opuściła i określam się jako ateista. Ale rozumiem, że dla osób bardziej religijnych biblijne restrykcje dotyczące pracy w szabat mogą być wystarczającym powodem, by protestować przeciwko niedzielnemu handlowi. Jednak nie sprzeciwiłbym się przynajmniej jednemu dniu tygodnia całkowicie wolnemu od pracy – w moim życiu też był taki czas, że pracowałem od poniedziałku do niedzieli. W skali tygodnia godzin wcale nie było aż tak wiele, ale brak jakiejkolwiek przerwy od roboty doprowadził mnie wtedy na skraj psychicznego wycieńczenia.
Obecne przepisy zakazujące handlu w niedzielę były lobbowane przez związek zawodowy Solidarność i stała za tymi działaniami intencja obrony praw pracowników, zaś wiara (lub jej brak) miała tu raczej niewiele do rzeczy. Ale gdy odwiedziłem mojego brata we Frankfurcie, bezwzględnie przypomniano mi, że zakaz niedzielnego handlu nie jest polskim wymysłem. W Niemczech sklepy są wtedy pozamykane – w kraju, w którym z poglądami chrześcijańskimi identyfikuje się jedynie około 43 proc. populacji! A co z innymi krajami UE? Austria (tu 57 proc. mieszkańców określa swoje przekonania jako bliskie chrześcijaństwu) i Węgry (42,5 proc.) są tu dość podobne, podczas gdy Włochy (68 proc.) również zamykają sklepy w niedziele. W Hiszpanii (52 proc.) niedzielne zakupy są zakazane, w Norwegii (68 proc.), Szwajcarii (61 proc.), Słowenii (78 proc.) i Belgii (63 proc.). Jedynym innym krajem UE, który zakazuje niedzielnych zakupów, jaki udało mi się znaleźć, jest Grecja (98 proc.). Oczywiście mógłbym wspomnieć o Czarnogórze (75 proc.), ale jest ona zbyt mała, no i nie należy do UE. Wszystkie te liczby pochodzą bowiem bezpośrednio ze źródła wszelkiej ludzkiej wiedzy, czyli Wikipedii.
Powstaje jednak pytanie, czy identyfikowanie się z chrześcijaństwem koreluje z odrzuceniem Babilonu w niedzielę. Dziesięć najbardziej religijnych krajów w Europie to kolejno: Malta, Rumunia, Cypr, Grecja, Polska, Włochy, Irlandia, Portugalia, Chorwacja i Słowacja. Może jest jakaś tendencja, może nie. Sam jej nie dostrzegam, ale wiem też, że nie dysponuję wystarczająco szczegółowymi danymi. Poza tym nie jestem statystykiem. Wiem za to, że powinienem tu wspomnieć o Wielkiej Brytanii, bo stamtąd w końcu pochodzę. Jeżeli jednak mam być szczery, nie orientuję się już w tamtejszych realiach. Kiedy byłem dzieckiem, na pewno obowiązywał niedzielny zakaz handlu, ale moje narodziny przypadają na moment tak odległy, że zapewne wielu z Was nie było nawet wtedy na świecie. A w Polsce mieszkam już przecież od... cóż, bardzo dawna. Wikipedia podaje, że w UK sytuacja jest dość skomplikowana – sklepy zasadniczo mogą być otwarte w niedzielę, obowiązują tu jednak pewne restrykcje (z wyłączeniem Szkocji).
Tak czy inaczej, w Polsce – mimo że niektóre sklepy mogą już działać w niedziele – zakaz teoretycznie wciąż obowiązuje (przynajmniej w momencie pisania tego tekstu). Według „Rzeczpospolitej”, decyzja o zniesieniu zakazu już zapadła, o co lobbował od dawna sektor handlowy. Aby chronić pracowników rząd zaproponował co najmniej dwa wolne dni w tygodniu dla wszystkich zatrudnionych w handlu detalicznym. To dla mnie zaskakujące rozwiązanie, ale po sześciu latach braku możliwości robienia niedzielnych zakupów nie jestem już tak zdecydowanie przeciwny zakazowi. Czy był uciążliwy? Owszem, ale przecież człowiek, proszę pana, do wszystkiego potrafi się przyzwyczaić.