EN

Architektura bez architekta

Przyszło nam żyć w czasach rewolucji informacyjnej. Dostęp do informacji jeszcze nigdy w historii nie był tak łatwy dla każdego. Nie trzeba być wykwalifikowanym archiwistą, aby sięgać do wiadomości z drugiego końca świata, nie wychodząc z domu. Niemalże na bieżąco, w miarę zaistnienia wydarzeń możemy się o nich dowiadywać w mniej lub bardziej zamierzony sposób, gdyż informacje napływają „z siłą wodospadu” czy tego chcemy, czy nie. Problemem jest wręcz próba uchronienia się przed ich zalewem. Trzeba dużych starań i samozaparcia, aby nie wiedzieć. Wystarczy otworzyć przysłowiową lodówkę, żeby wyskoczyła na nas kolejna Informacja. Pozostaje jedynie syzyfowa praca oddzielania tzw. fake news od prawdy obiektywnej – o ile taka istnieje, nad czym nie od dziś głowią się filozofowie i im ten dylemat zostawmy.

Rynek nieruchomości jest znakomitym źródłem informacji – tych mniej i tych bardziej specjalistycznych, interesujących szeroki wachlarz odbiorców, lub skierowanych do wąskiego grona specjalistów. Ma on natomiast jedną cechę, można wręcz powiedzieć stałą. Stała ta polega na tym, że niemal zawsze informacje związane z nieruchomościami dotyczą mniej lub bardziej bezpośrednio budynków (względnie budowli). Wyjątkiem są informacje dotyczące bezpośrednio firm z nieruchomościami związanych (przepływy kapitału, przejęcia, zmiany właścicielskie itp.).

Skoro mamy już budynek/budowlę, zrealizowaną bądź w fazie planowania, to możemy być również pewni, że w ślad za nim podąża Informacja. Ktoś przecież wyłożył (lub wyłoży) na niego pieniądze lub w jakiś inny sposób zdobędzie finansowanie, Ktoś zajmie się procesem inwestycyjnym, Ktoś znajdzie klientów – najemców/kupców, Ktoś go wreszcie wybuduje, a może nawet Ktoś go na koniec sprzeda, a Ktoś go kupi. Wszystkie te informacje są zazwyczaj szczegółowo podane w informacjach prasowych, na portalach branżowych itp.

Ale ale…czy w tym zestawie Ktosiów kogoś jednak nie brakuje? Przecież Ktoś ten budynek również wymyślił (czyt. zaprojektował, przygotował dokumentację, przeszedł skomplikowaną procedurę uzyskania pozwolenia na budowę, nierzadko z całym wianuszkiem dodatkowych, wymaganych prawem procedur). Tym Kimś jest architekt z niemałym zespołem, który za nim stoi – ale jest symptomatyczne, że próżno o nim szukać wzmianki w podawanym zestawie Informacji – ktoś taki nie występuje zazwyczaj w napisach końcowych. Pytanie dlaczego?

Zasłanianie się poufnością nie wydaje się trafionym argumentem, bo niby dlaczego poufność miałaby obejmować jedynie architekta, kiedy pozostałe karty są już oficjalnie na stole. Naturalnie architekt jest zazwyczaj zobowiązany umową do zachowania poufności, więc sam takich informacji przekazać nie może. Czy klient ich nie przekazuje, bo nie chce? Czy jest to zatem działanie celowe? Na takie wygląda, ale czemu ma to służyć?

Zawód architekta w ostatnich latach mocno się spauperyzował. Częściowo winę za to ponoszą sami architekci, stosując nieprzyzwoity wręcz dumping cenowy, czego konsekwencje bardzo szybko sami ponoszą. Pozornie jest to na rękę inwestorom, którzy w ten sposób zyskują tani projekt. Pozornie, bo taki projekt ostatecznie nigdy nie jest tani, a bardzo często jest po prostu zły. A wydaje się przecież truizmem twierdzenie, że dobry projekt wpływa istotnie na sukces biznesu, podobnie jak zły na jego porażkę. Jednak nikt nie wydaje się zauważać tej prawidłowości… To już jednak temat na osobną historię.

Pozostaje apel do samych architektów – dbajcie o własne interesy i zabezpieczajcie w umowach obowiązek inwestora do informowania o autorze projektu w publicznie udostępnianych materiałach.

Kategorie