Inwestorze, pokaż gwarancję
W czasach, gdy jednym z największych problemów generalnych wykonawców są zatory płatnicze, przedstawiciele tych firm wzięli sprawy w swoje ręce. Powstał w ten sposób budzący kontrowersje projekt ustawy o gwarancji płatności budowlanych. Autorzy liczą na to, że gdy dojdzie do głosowania w Sejmie, posłowie opowiedzą się "za".
Główną ideą projektu jest zagwarantowanie firmom wykonawczym prawa do żądania od inwestorów gwarancji bankowych lub poręczenia bankowego (a w niektórych wypadkach gwarancji Skarbu Państwa) jako dowodu na to, że są w stanie terminowo opłacić faktury za wykonane roboty. W przypadku gdy wykonawca takiego dokumentu nie otrzyma w wymaganym czasie, może przerwać prace i zejść z placu budowy nie narażając się na konsekwencje.
Mamy bat na inwestora
Nikt nie dysponuje oficjalnymi danymi mówiącymi o zaległościach
płatniczych wobec generalnych wykonawców i podwykonawców. Poszkodowani
niechętnie zaś wymieniają nazwy firm, które są im winne pieniądze. Do
rzadkości należy przykład budowy warszawskiego hotelu Hyatt, kiedy
nieopłaceni podwykonawcy postanowili głośno upomnieć się o swoje prawa.
Nie dziwi więc fakt, że zainteresowani chcą się bronić. Właśnie w ten
sposób powstał projekt ustawy o gwarancji płatności budowlanych.
Projekt został zgłoszony do Sejmu przez posłów SLD, na czele ze
Zbigniewem Janowskim. On również patronował pracom nad przygotowaniem
projektu, w którym uczestniczyło grono ekspertów z kilku firm
budowlanych, Krajowego Związku Pracodawców Budownictwa oraz Związku
Zawodowego ,Budowlani". Prezes Związku, Janusz Zaleski mówi o ustawie
jako o pewnego rodzaju bacie wiszącym nad głowami inwestorów.
- Obecnie mamy do czynienia z rynkiem inwestora, który praktycznie sam
decyduje o sformułowaniu umowy na prace wykonawcze, w tym o zasadach i
terminach płatności. To stawia w szczególnie trudnej sytuacji firmy
mniejsze, które nie mogą sobie pozwolić na selekcję zleceniodawców -
mówi prezes Zaleski. - Celem naszej ustawy jest więc zrównanie szans
wykonawcy i inwestora. Nie chcemy tych stron ze sobą skłócać. Zależy nam
na tym, by stały się partnerami.
Pozycje z góry ustalone
- Co mogą zrobić firmy budowlane, które po realizacji części projektu za
własne pieniądze, czyli po skredytowaniu działań inwestora, dowiadują
się, że ten nie ma pieniędzy - pyta prezes Zaleski. - Mogą sprawę
skierować do sądu i tam czekać latami na wyrok. Zdarza się, że kiedy
zostaje ogłoszony, wówczas firma inwestorska już nie istnieje i nie ma
od kogo ściągnąć pieniędzy.
Pomysł z obowiązkiem przedstawiania gwarancji budowlanych ma zapobiec
takim sytuacjom. Wydaje się więc być słuszny, ale okazuje się, że nie
dla wszystkich. Andrzej Ubertowski, prezes Polnordu, firmy generalnego
wykonawstwa z Gdańska również jest oburzony faktem, że niektórzy
inwestorzy rozpoczynają projekt bez zabezpieczonych środków, ale, jak
podkreśla, nie wszyscy są przecież oszustami: - Funkcjonujemy w realiach
wolnego rynku, który reguluje się sam, więc uważam - chociaż mówię to
niejako przeciwko sobie - że nie powinno się narzucać obowiązku
przedstawiania gwarancji prywatnym inwestorom. To spowoduje konflikty na
linii generalny wykonawca-inwestor. Jestem przekonany, że w sytuacji,
gdy wykonawca zażąda gwarancji będzie to dla niego ostatnia umowa z
danym inwestorem. Inaczej za to pojmuję kwestię zamówień publicznych,
kiedy inwestorem są firmy lub instytucje reprezentujące państwo. Dla
nich obowiązek przedstawiania gwarancji płatności powinien być w prawie
zapisany. Zdarza się często, że takie jednostki zalegają z płatnościami.
Brutalna rzeczywistość
Rzeczywistość, zdaniem prezesa Ubertowskiego, jest brutalna. Inwestor
jest stroną zlecającą, więc ma znacznie więcej do powiedzenia. Zgadza
się z tym Michał Kubicki, wiceprezes Zarządu spółki deweloperskiej PIA
Piasecki Inwestycje.
- Taka ustawa to próba ratowania generalnych wykonawców, ale kosztem
dewloperów - uważa M. Kubicki. - Gdy proponowane prawo zacznie
obowiązywać, wówczas deweloperzy, a mam tu na myśli szczególnie
reprezentantów rynku mieszkaniowego, zaczną upadać. Górą zaś będą firmy
budowlane.
Złe zwyczaje
Czy tak silna pozycja, a nawet zdominowanie rynku przez
inwestora/dewelopera jest normalne w realiach wolnego rynku? Według
Andrzeja Ubertowskiego z Polnordu tak, zaś Janusz Zaleski z KZPB, uważa,
że wraz z dobrodziejstwem boomu inwestycyjnego przyszły do nas również
złe zwyczaje: - Inwestor w umowie określał dogodne dla niego terminy
płatności. Zawsze na koniec zostawiał faktury największe, a właśnie
wówczas jest z odzyskaniem pieniędzy najgorzej. Inwestor wybrzydza i
wymyśla najróżniejsze powody, by uniknąć płatności. Często dlatego, że
nie ma na to środków.
Ustawa ma za zadanie chronić generalnych wykonawców i zlikwidować
problem zatorów płatniczych. Jednak problem dotyka nie tylko rynku
budowlanego.
- Autorzy projektu w uzasadnieniu informują, że proponowane uregulowania
zostały oparte na rozwiązaniach przyjętych w Niemczech w znowelizowanym
kodeksie cywilnym. Tylko, że Niemcy znowelizowali prawo w odniesieniu do
całości obrotu handlowego - zauważa prezes A. Ubertowski. - U nas zaś
ustawa dotyczy tylko firm budowlanych i dlatego obawiam się, że mogą być
problemy w Sejmie związane z jej zatwierdzeniem w obecnym kształcie.
Michał Kubicki z PIA Piasecki Inwestycje dodaje: - Myślę, że Parlament
ma wiele poważniejszych spraw, niż projekt tej ustawy, więc nie sądzę,
aby zajął się nim wkróte.