EN

Poruszyć miejsca

Architektura
Słowo to, odmieniane przez niemal wszystkie przypadki, szturmem zdobyło foldery reklamowe deweloperów, którzy tworzą „miejsca”, „destynacje” czy „przestrzenie”. Nacisk na oddawanie inwestycji przyjaznych użytkownikom jest widoczny, a pojęcie „placemaking” aż prosi się o wykorzystanie. Problem w tym, że nie wszędzie pasuje

Aż trudno uwierzyć, że podwaliny pod ten termin kładziono już ponad pół wieku temu w USA i robiono to w opozycji do królującej wtedy koncepcji miast dla zmotoryzowanych. Przełomowa jak na tamte czasy wizja powoli zyskiwała zwolenników – idea tworzenia miast przez ludzi i dla ludzi oddziaływała na wyobraźnię, a w połowie lat 70. XX wieku powstała organizacja non profit Project for Public Spaces (PPS), której głównym celem jest propagowanie idei placemakingu.

Oddolna wizja

Od swoich narodzin placemaking utożsamiany jest z oddolną aktywnością w ramach lokalnej społeczności, mającą na celu poprawę atrakcyjności i funkcjonalności przestrzeni miejskich. Jest to zarówno proces, jak i swoista filozofia, która wykorzystuje zasady projektowania urbanistycznego. Placemaking można zatem określić jako wielopłaszczyznowe podejście do planowania, projektowania i zarządzania przestrzeniami publicznymi. Co ważne, tworzenie miejsc opiera się na aktywach, inspiracjach i potencjale lokalnej społeczności, a jego celem jest promowanie zdrowia, szczęścia i dobrego samopoczucia.

Któż nie chciałby użyć do określenia swojej inwestycji tych trzech ostatnich słów? Nic więc dziwnego, że pojęcie placemakingu zaczęło przenikać do korporacji, które zaadaptowały je na swoje potrzeby. Według PPS takie podejście wypaczać może jednak pierwotną ideę. – Placemaking to nie to samo co budowanie budynku, projektowanie placu lub tworzenie strefy handlowej. Z uwagi na to, że coraz więcej społeczności angażuje się w tworzenie miejsc i coraz więcej profesjonalistów zaczyna nazywać swoje prace „placemakingiem”, ważne jest zachowanie znaczenia i integralności procesu – czytamy w opracowaniu PPS. Nie trzeba się jednak odwoływać do opracowań tej organizacji. Samym deweloperom zdarza się widzieć, że słowo placemaking bywa nadużywane. – Jeśli deweloper twierdzi, że prowadzi działania placemakingowe, to albo kłamie, albo nie wie, czym jest placemaking i skąd się wziął – uważa pracownik jednej z firm deweloperskich, który chciał zachować anonimowość.

W korporacyjno-miejskim maglu

Z teoretycznego punktu widzenia rzeczywiście trudno nazwać działania obliczone na zysk – a tak funkcjonują przedsiębiorstwa prywatne – placemakingiem. Nie można jednak nie zauważyć, że niektóre pomysły i rozwiązania zostały wypracowane przez dziesięciolecia w ramach oddolnych procesów placemakingowych, zostały zaadaptowane przez przedsiębiorstwa i miasta. Coraz więcej projektów powstaje też w zgodzie z oczekiwaniami lokalnej społeczności, a nawet przy jej współudziale. Firmy zaś coraz częściej nadstawiają ucha na głos okolicznych mieszkańców. – Przed rozpoczęciem każdej inwestycji staramy się dotrzeć do obecnych oraz przyszłych użytkowników części miasta, którą zmieniamy, i poznać ich potrzeby. Współpracujemy także z lokalnymi organizacjami pozarządowymi, które świetnie znają historię i charakter danego miejsca. To wszystko daje nam i architektom bezcenną wiedzę przy dalszych pracach projektowych – przekonuje Adam Targowski, menadżer ds. zrównoważonego rozwoju w spółce biurowej Skanski. Nicklas Lindberg, prezes Echo Investment, również zapewnia, że idea placemakingu jest bardzo ważna przy opracowywaniu flagowych projektów firmy, jak Browary Warszawskie czy Moje Miejsce w Warszawie, a w przyszłości – Tymienieckiego w Łodzi czy Wita Stwosza w Krakowie. – Będą one łączyć funkcje mieszkalne, biurowe i handlowe, ale najważniejsza jest przestrzeń publiczna między budynkami, która będzie zszywać nasz projekt z miastem i tworzyć miejsce spotkań. Dlatego mnóstwo energii poświęcamy na analizę, jakich miejskich funkcji brakuje w okolicy i jak moglibyśmy to uzupełnić – zapowiada prezes Echo Investment.

Zwolennicy placemakingu i deweloperzy stawiający na przyjazne przestrzenie publiczne wydają się mieć podobny cel – chodzi o komfort użytkownika takiego miejsca. O ile działania deweloperskie mogą nie mieścić się w pojęciu placemakingu rozumianego jako proces, to finalny rezultat niektórych z nich – czyli stworzenie miejsca publicznego, które żyje – sprawia, że mogą być zgodne z jego duchem. Coś takiego miało miejsce na warszawskiej Woli. – W przypadku placu Europejskiego powstała przestrzeń, która z założenia miała stać się lokalnym centrum rekreacyjnym nowo powstającej dzielnicy, miejscem, które będzie funkcjonować także poza godzinami pracy okolicznych biur – tłumaczy Jarosław Zagórski, dyrektor handlowy i rozwoju w Ghelamco Poland. – Już na etapie projektowania przewidzieliśmy liczne punkty gastronomiczne oraz plenerową galerię sztuki. Postanowiliśmy, że będzie to miejsce wolne od ruchu samochodowego. Powołaliśmy też zespół zajmujący się moderowaniem tej przestrzeni: od organizacji wystaw w galerii, poprzez organizowanie imprez okolicznościowych (kino letnie, lodowisko itp.), po stały kontakt z użytkownikami tej przestrzeni. Trzeba bowiem pamiętać, że sukces placu Europejskiego zawdzięczamy wsłuchiwaniu się w potrzeby zarówno najemców, jak i mieszkańców spędzających tam czas – dodaje Jarosław Zagórski, zastrzega jednak, że sposób zagospodarowania przestrzeni powinien być dostosowany do lokalizacji i potrzeb jej użytkowników. Dlatego już na etapie projektowania trzeba określić, kto będzie z niej korzystał: czy będą to tylko najemcy budynku, czy także okoliczni mieszkańcy, czy może jeszcze jakieś inne grupy.

Plac Europejskiw Warszawie. Nie powstał wprawdzie w modelu placemakingu, ale pomysł dewelopera i odpowiednie zarządzanie sprawiły, że stał się bardzo popularny wśród mieszkańców Karina Koziej, dyrektor do spraw strategii w firmie Placemakers

W kupie raźniej

Nie zawsze tak jednak było. W Polsce placemaking ma krótką historię, liczącą co najwyżej kilka lat. Jak wyjaśnia Joanna Ejsmont, koordynator ds. zrównoważonego rozwoju w Skanska Property Poland, placemaking w Polsce w zauważalnej skali zaczął pojawiać się wraz z budżetami partycypacyjnymi. To one pozwoliły mieszkańcom mieć realny wpływ na przestrzeń publiczną. Zaczęło się w 2011 roku od 7 mln zł z budżetu zagospodarowanych przez sopocian. Za przykładem Sopotu w kolejnych latach poszła Bydgoszcz, potem Łódź, Radom, Poznań i Tarnów. Dziś samorządy korzystające z koncepcji budżetów partycypacyjnych liczymy już w setkach.

Gdy mowa o firmach deweloperskich podejmujących działania placemakingowe, historia wydaje się jeszcze krótsza. Do pionierów na naszym rynku należy Skanska, która pierwsze szlify zdobywała jeszcze w 2013 roku jako jeden z partnerów rewitalizacji placu przy Krochmalnej 3 w Warszawie. Dla dewelopera był to niewielki projekt o charakterze CSR-owym, ale o tyle wart odnotowania, że po raz pierwszy w Polsce uczestniczyło w nim osławione Project for Public Spaces. Na nieco większą skalę Skanska zadziałała w 2015 roku, współtworząc z miastem i lokalnymi stowarzyszeniami projekt Superścieżki, czyli przestrzeni miejskiej między Rondem Mogilskim a Rondem Grzegórzeckim w Krakowie. Chodzi o około 500 m traktu spacerowego, w projektowaniu którego wzięli udział m.in. mieszkańcy w trakcie warsztatów koordynowanych przez Fundację Aktywnych Obywateli im. Józefa Dietla. W efekcie zrewitalizowano skwer, odnowiono ścieżkę rowerową, dodano plac zabaw dla dzieci, fontannę, zieleń i małą architekturę. Powstał również masterplan zagospodarowania kolejnych etapów traktu. – To też efekt rozwoju pewnego trendu na świecie, który każe postrzegać przestrzeń miejską już nie jako zlepek przestrzeni prywatnych, ale jako wspólne dobro, które trzeba wspólnie tworzyć – tłumaczy Adam Targowski.

Mniej więcej w tym samym czasie Skanska nawiązała dalszą współpracę z Project for Public Spaces (oraz fundacją Na Miejscu) przy planowaniu przestrzeni publicznych w ramach warszawskiego projektu biurowego Spark. Informacje zebrane zarówno od mieszkańców, jak i potencjalnych najemców wpłynęły na projekt. Charakterystyczną jego częścią będzie amfiteatr, w pierwszym budynku powstała też winda dedykowana rowerzystom i strefa do stretchingu na patio. Działania placemakingowe wyszły jednak daleko poza teren kompleksu. W ramach przeprowadzonego audytu rekomendowano m.in. likwidację podziemnego przejścia dla pieszych pod ul. Wolską, jedną z głównych arterii komunikacyjnych prowadzących do Sparku, wytyczenie przejścia naziemnego (co ma zostać zrobione po zakończeniu drugiej linii metra) oraz zaprojektowano zieleń na terenie Kolonii Wawelberga. Jak twierdzi Adam Targowski, dziś firma każdy swój nowy projekt zaczyna od placemakingu.

Robić, ale jak?

Według Kariny Koziej, dyrektor do spraw strategii w firmie Placemakers, która pomaga deweloperom realizować projekty placemakingowe, pierwszy problem do pokonania to dotarcie do mieszkańców. – Możemy oczywiście stanąć na rogu ulicy i zapraszać przechodniów do wyrażenia swojej opinii, ale o wiele lepsze rezultaty osiągniemy, jeśli do współpracy uda nam się włączyć również osoby czy organizacje, które mają już zaufanie danej społeczności i potrafią do niej skutecznie dotrzeć. Mogą to być na przykład lokalne stowarzyszenia, rady osiedli, wspólnoty czy instytucje kultury. Czym szerszy krąg partnerów zaproszonych do konsultacji, tym lepiej odbierany będzie efekt końcowy – przekonuje Karina Koziej. Dopiero po pokonaniu tej pierwszej trudności można mieszkańcom przedstawić pewne narzędzia konsultacyjne, za pomocą których będą mogli wyrazić swoje zdanie. Tu zaś arsenał środków jest duży. Obejmuje on ankiety, sondy, wywiady, zorganizowane panele dyskusyjne z udziałem zarówno ekspertów, jak i mieszkańców, fotomapy, kioski informacyjne, a nawet gry miejskie, albo – tak jak w przypadku inwestycji Spark – pikniki sąsiedzkie. To wszystko placemakingowa kuchnia. Jej cel to zaangażowanie mieszkańców i innych użytkowników przestrzeni (np. najemców, pracowników etc.) i stworzenie listy rekomendacji, które architekci i projektanci mogliby wcielić w życie. To jednak dopiero wstępna koncepcja, z którą trzeba będzie znów wrócić do interesariuszy i dowiedzieć się, czy ich zdaniem wszystko idzie w dobrym kierunku. – To jest proces dość skomplikowany i czasem wydłuża inwestycję. Co ważne jednak, dzięki współpracy z lokalną społecznością projekt realizowany przez dewelopera ma szanse lepiej wpisać się w dane miejsce. Inwestycje, które powstają niejako za plecami mieszkańców, bez ich wiedzy i udziału, są znacznie bardziej narażone na brak akceptacji – mówi Karina Koziej z Placemakers. Z kolei wspólnie tworzona realizacja, o jakiej tu mowa, nie tylko lepiej wpisuje się w oczekiwania, ale jak twierdzi Karina Koziej, zazwyczaj odnosi większy sukces komercyjny. Jej zdaniem niejeden deweloper mógłby oszczędzić sobie problemów z protestami, a nawet nieraz uchronić swój projekt przed katastrofą, gdyby postępował w ten sposób. – Warto jednak pamiętać, że proces tworzenia atrakcyjnego miejsca nie kończy się na realizacji projektu. To dopiero początek. Równie ważne jest to, w jaki sposób miejsce jest później zarządzane – podkreśla Karina Koziej. ν

Czym jest, a czym nie jest placemaking wg PPS

Placemaking jest:

kreowany przez społeczność

wizjonerską funkcją przed formą

adaptacyjny

inkluzywny

skoncentrowany na tworzeniu miejsc docelowych

kontekstowy

dynamiczny

transdyscyplinarny

transformatywny

elastyczny

wymagający współpracy

gromadny

Placemaking nie jest:

kreowany odgórnie

reakcyjny

oparty na projektowaniu

rozwiązaniem zastępczym

ekskluzywny

samochodocentryczny

jednowymiarowy

statyczny

zależny od regulacji

oparty na analizie kosztów i korzyści

skoncentrowany na projekcie

Kategorie