EN

W moim ogródku

Zagięta strona
Brak miejscowych planów zagospodarowania to jeden z powszechniejszych kłopotów inwestorów w Polsce. Z ogólnej perspektywy wygląda to źle, z lokalnej – często jeszcze gorzej

Gdy patrzy się na Warszawę z otaczających ją pól, widzi się rozwijającą się – oczywiście dynamicznie – europejską metropolię. Pełną najwspanialszych wysokościowców, nowych publicznych placów i rewitalizowanych obiektów zabytkowych, niekoszonych łąk kwiatowych, nasadzeń drzew za grube tysiące euro, obiektów sportowych, ścieżek rowerowych, parków i przykładów społecznej odpowiedzialności biznesu. Nawet jeśli ta wizja utkana jest w połowie z działań promocyjnych i marketingu, to w tkance tej opowieści są przecież realne obiekty i wydarzenia, których my, mieszkańcy podwarszawskich gmin, czasem tak zazdrościmy, że całymi rodzinami płaczemy nocami w poduszki, budząc sąsiadów i dzikie zwierzęta. Nasze serca stają się jeszcze cięższe, gdy czytamy wieści z Krakowa, dotyczące zrównoważonego planowania Nowego Miasta o obszarze 680 hektarów.

W gminie będącej moim miejscem zamieszkania mniej więcej dziesięć lat temu powstało studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego. Ale to nie znaczy, że dokument zaowocował już spójnym planem miejscowym. Od czasu do czasu opracowywane są poszczególne plany obejmujące np. jedno osiedle pośród pól. Czasem także łączy się mniejsze obszary w większe albo zmienia przeznaczenie wybranych terenów. Nie ma tygodnia bez konsultacji społecznych i trzeba zachować niezwykłą czujność, żeby się zorientować, że jutro upływa termin zgłaszania uwag w sprawie działki, którą ma się za oknem.

Niedawno redakcja „Eurobuildu” miała okazję spojrzeć na panoramę (już nie Warszawy, a w zasadzie świata!) z wieży Varso. Gdyby użyła silnej lornetki, zobaczyłaby na skraju horyzontu intensywne działania zwiększające atrakcyjność inwestycyjną podmiejskich działek – trawniki koszone razem ze starymi jabłoniami oraz naturalne zbiorniki małej retencji zasypywane obierkami po ziemniakach i starą dachówką. Dostrzegłaby pola, które orze się i zasiewa, ale już nie zawsze z nich zbiera, dlatego wiosenny zapach ziemi kojarzy się raczej z aromatem dojrzewających serów wegańskich powstających na bazie kapusty i cebuli. Gdy tylko na skutek oddolnych starań powstaje sprzyjająca okoliczność w postaci zmiany statusu działki, na polu takim powstaje osiedle zamknięte, które maksymalizuje intensywność zabudowy i stopę zwrotu z inwestycji poprzez plac zabaw o powierzchni dostawczego mercedesa i ogródki wielkości miejsca postojowego dla fiata pandy.

Gmina, niezwiązana ogólnym planem, serdecznie wita wszystkich deweloperów – mile widziane są zarówno wielkie inwestycje magazynowe, jak i projekty mieszkaniowe. Ze względu na zaangażowanie z jednej strony setek metrów kwadratowych przestrzeni logistycznej, a z drugiej – setek osób spragnionych domowego spokoju, miewają miejsce nieporozumienia i konflikty.

Lokalne drogi pozostają osamotnione, bo gminy nie stać na inwestycje infrastrukturalne, łącznie z wyznaczeniem siatki ulic. Te uliczki, które już powstały (zazwyczaj kilka dekad temu), przyjmują – mniej lub bardziej dzielnie – kolejne obciążenia. Doświadczone zimą i przebiegiem nowych prężnych tras prowadzących z metropolii do metropolii, ulegają erozji i upodabniają się do języków lawy na Hawajach, pełnych wzniesień, szczelin i fantazyjnych spiętrzeń. Czasem obok samochodów przemyka matka z wózkiem. Może malec zasypia wyłącznie wtedy, gdy jest kołysany ruchami przypominającymi intensywnością oceaniczny sztorm? Ta matka ma szczęście, o czym przypomniał mi niedawno pewien lokalny urbanista – w przeciwieństwie do mieszkańców miasta, którzy muszą wyjść z domu, żeby pójść do parku, jej wystarczy krok do ogródka, w którym, jak wiadomo, można nie tylko spacerować z wózkiem, ale także trenować do maratonu, ćwiczyć crossfit, uczyć dzieci jazdy na rowerze, a także karmić karpie, wiewiórki i kaczki.

Trudno powiedzieć, co kierowało tą konkretną matką, która opuściła swoją komfortową, zieloną strefę i ruszyła drogą pozbawioną chodnika i pobocza. Możliwe, że jednak nie ma ogródka, mieszka za to w bloku ustawionym precyzyjnie wzdłuż linii wysokiego napięcia.

Poza tym jest u nas bardzo pięknie, zwłaszcza niebo i chmury bywają wspaniałe. Nocną ciszę przerywają jedynie nostalgiczny stukot pociągów towarowych i ekscytujące odgłosy nielegalnych wyścigów samochodowych z dodatkowymi punktami za drifting. No i czasem jeszcze słychać koty. Wiosna nadciąga wielkimi krokami.

Kategorie