Gdy patrzy się na Warszawę z otaczających ją pól, widzi się rozwijającą się – oczywiście dynamicznie – europejską metropolię. Pełną najwspanialszych wysokościowców, nowych publicznych placów i rewitalizowanych obiektów zabytkowych, niekoszonych łąk kwiatowych, nasadzeń drzew za grube tysiące euro, obiektów sportowych, ścieżek rowerowych, parków i przykładów społecznej odpowiedzialności biznesu. Nawet jeśli ta wizja utkana jest w połowie z działań promocyjnych i marketingu, to w tkance tej opowieści są przecież realne obiekty i wydarzenia, których my, mieszkańcy podwarszawskich gmin, czasem tak zazdrościmy, że całymi rodzinami płaczemy nocami w poduszki, budząc sąsiadów i dzikie zwierzęta. Nasze serca stają się jeszcze cięższe, gdy czytamy wieści z Krakowa, dotyczące zrównoważonego planowania Nowego Miasta o obszarze 680 hektarów.
W gminie będącej moim miejscem zamieszkania mniej więcej dziesięć lat temu powstało