EN

Późną nocą na Twitterze…

Zagięta strona
Twitter, Facebook, LinkedIn, Instagram, TikTok – w wielu miejscach można stworzyć swoje społecznościowe curriculum vitae.Dla dziennikarza to też dobre miejsce na zaprezentowanie siebie i swojej pracy. Przy tekście w druku nazwisko czasem Wam, Czytelnikom umyka. W mediach społecznościowych chętniej spoglądacie na zdjęcie profilowe i podpis. Może czas skorzystać?

Uwielbiam Emmę Thompson, więc gdy zobaczyłam ostatnio, że Netflix rekomenduje „Late Night”, nie zastanawiałam się długo. Może nie jest to kino najwyższych lotów, ale przyjemnie się oglądało. Streszczając fabułę bez niepotrzebnego spoilerowania, powiem, że główną cechą bohaterki jest to, że nie uznaje mediów społecznościowych. Mimo że od wielu lat odnosi sukcesy jako prowadząca wieczorny talk-show, nie udziela się na Twitterze czy Facebooku. W końcu nieco się do nich przekonuje, choć wciąż nie bardzo rozumie, jak to możliwe, że można mieć więcej niż jedną ulubioną rzecz i po co jest funkcja „Dodaj do ulubionych”. Czemu o tym piszę? Bo nie tak dawno bliska mi osoba słusznie zauważyła, że jeśli dziś ktoś chce zrobić karierę (w zasadzie) w dowolnej dziedzinie, po prostu nie uda się uniknąć aktywności w mediach społecznościowych. Podkreślam: aktywności, czyli nie wystarczy założenie profilu i sporadyczne kliknięcie „Lubię to!” czy „Polecam”. Obejrzenie „Late Night” znów zmusiło mnie do zastanowienia się nad tym tematem, w efekcie czego doszłam do wniosku, że dużo w tym racji, zwłaszcza w dzisiejszych, pandemicznych okolicznościach, gdy na całkowite rozluźnienie epidemicznych obostrzeń w dziedzinie spotkań i imprez przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać. Po prostu dzisiejszy networking to internetworking.

Z tego też względu od pewnego czasu częściej zaglądam na LinkedIna i pod zawodowym kątem scrolluję Facebooka. Na razie głównie się przyglądam, czytam komentarze, czasem wejdę w jakiś link, na dłużej zatrzymam się na jednym czy drugim wpisie autorstwa kogoś z branży. Coraz częściej też koresponduję oficjalnie z PR-owcami czy ekspertami poprzez komunikatory mediów społecznościowych, choć jeszcze rok czy dwa lata temu taka praktyka wydawała mi się trochę niestosowna i raczej dziwaczna. Ale z czasem nauczyłam się doceniać szybkość i skuteczność tego kanału komunikacji. Ponadto zdarzyło się już wielokrotnie, że właśnie w mediach społecznościowych znalazłam ciekawy materiał, który wykorzystałam do stworzenia newsa czy nawet dłuższego artykułu do gazety. Ba, pojawiły się firmy (na razie nieliczne), które wyłącznie w ten sposób komunikują się z dziennikarzami! Może wkrótce już standardowo zamiast przesyłać informacje prasowe, zdjęcia czy wizualizacje mailem, będą wklejać do komunikatora link do posta na Facebooku czy LinkedInie? Kto wie? Już teraz często słyszę od znajomych: „Jak to? Nie widziałaś mojego dziecka / narzeczonego / psa / samochodu? Wrzucałem zdjęcia na Twittera!”. A ja z Twittera korzystam wyłącznie służbowo, i to najczęściej wtedy, kiedy zobaczę na Messengerze wiadomość od naczelnego o treści: „Pamiętajcie o Twitterze”, zazwyczaj z trzema wykrzyknikami.

Wspomniana na początku postać kreowana przez Emmę Thompson w końcu zaczyna twittować i częściej zaglądać do sieci, w ten sposób zbliżając się do nowego, nieco młodszego grona fanów. Bohaterka odkrywa w ten sposób nowy kanał komunikacji – miejsce na jeszcze większą promocję siebie i swojego programu. Mimo że jestem parę lat młodsza od bohaterki „Late Night”, to, podobnie jak ona, raczej ostrożnie podchodzę do różnego rodzaju nowinek. Minęło kilka lat, zanim przekonałam się do telefonu z dotykowym wyświetlaczem, bez którego obecnie nie wyobrażam sobie życia. Może także w przypadku zawodowej aktywności na portalach społecznościowych pod własnym nazwiskiem (a nie jako jeden z administratorów kilku redakcyjnych profili) potrzebuję nieco więcej czasu? Obserwuję kolegów i koleżanki po fachu, którzy – także prywatnie – aktywnie ćwierkają na Twitterze czy polecają na LinkedInie, i trochę zazdroszczę im takiej śmiałości. Ale powoli, małymi kroczkami zaczynam zmierzać w tę stronę, choć, zdaniem niektórych, powinnam zacząć przede wszystkim od zmiany zdjęcia profilowego na Facebooku. Nie wiem tylko, czy zdobędę się na odwagę, by dla wirtualnej kariery zrezygnować z fotki w różowym (!) futrze.

Kategorie