Zacznę od tego, że – zgodnie z całoroczną rozpiską – moja kolej na felieton przypadała na wydanie grudniowe, więc miało być szybko i łatwo – tekst o Mikołaju, bombkach, śniegu (a raczej: nadziei na śnieg) i oczywiście prezentach ułożył się sam w mojej głowie już pod koniec października. Gdy jednak okazało się, że mój felieton jest potrzebny już do wydania listopadowego, wpadłam w rozpacz – całą świąteczną koncepcję diabli wzięli! Trzeba wymyślić inny temat i pisać od nowa! Tak się nie robi, panie naczelny! [Ajtam, ajtam... Nie będzie tak źle! – przyp. red. nacz.] Okazało się jednak, że moje przygnębienie było przedwczesne. Spacer, jaki pod koniec października odbyłam po okolicznych sklepach, przekonał mnie, że materiał o klimacie świąt Bożego Narodzenia – wszystkie te światełka, choinki, „Last Christmas” w głośnikach – jest jak najbardziej na czasie, choć za oknami schyłek l