Podjąłem twarde postanowienie, że tegoroczny sezon rowerowy zainauguruję modelowo, czyli wizytą w serwisie rowerowym. Gdy tylko na dworze zaświeciło słońce, a temperatura z dnia na dzień podskoczyła z minus pięciu do plus 15 stopni, odkurzyłem starannie mojego srebrnego rumaka i dumnie wyjechałem z garażu. W twarz sypnęło mi śniegiem. Był to bowiem pierwszy, a więc z definicji krótki przebłysk wiosny, zatem najwyraźniej trzeba było się bardziej pospieszyć. Niepocieszony wróciłem do garażu, prowadząc ponuro skrzypiący jednoślad. Przy drugim podejściu uważniej przestudiowałem prognozę pogody i do serwisu dojechałem już bez przygód, ale – jak się okazało – nie ja jeden. Zaprzyjaźnieni serwisanci życzliwie doradzili mi wpaść ponownie gdzieś w okolicach Bożego Ciała, bowiem kolejka chętnych kończy się w sąsiedniej gminie. Rad nierad po powrocie do garażu odkopałem pompkę, kilka kluczy i oliwiarkę, by samemu zająć się nie