Podczas przerabiania kolejnego wagonu soczystych owoców skonstatowałem, że truskawki to jeden z niewielu smaków mojego dzieciństwa, który się przez te wszystkie dekady w zasadzie nie zmienił. A weźmy na przykład takie dzisiejsze pomidory o plastikowej konsystencji i papierowym smaku – w czym niby przypominają świeże, pachnące, ciepłe od słońca, zerwane prosto z krzaka bulwy? Komu potrzebny jest chrzan, który po ułożeniu na rybnym filecie nie wywołuje strumieni łez już na sam jego widok? Albo czosnek, po spożyciu którego nie przyczyniamy się do zmniejszenia populacji insektów w całej dzielnicy? Przykłady warzyw i owoców wypranych ze smaku i aromatu można mnożyć, cieszy zatem, że kolejne pokolenia poznają przynajmniej smak prawdziwych truskawek, które – szczególnie w postaci zmiksowanej, osłodzonej i zamrożonej – znikają w moim domu w zastraszającym tempie. Dedykowana, jednoosobowa komórka ledwo nadąża dowozić kolejne kobiał