Zastanawiałam się ostatnio, mocząc bez przekonania stopy w Jeziorze Strzeszyńskim, jakim cudem lato znów przyszło. Ten bury okres pomiędzy październikiem a kwietniem zawsze wydaje się trwać latami, a rachityczne kępki trawy między nierównymi płytami chodnika śmieją mi się w twarz, słowo honoru! Przynajmniej do nadejścia pierwszej fali prawdziwie, jednoznacznie i bezczelnie upalnej pogody. I nie, nie powiem ani słowa o tym, od ilu dni nie padało, a także o jakiej godzinie w sobotę rozpoczęto golenie na zapałkę trawników pod moim blokiem. Niektórzy lubią żółty bardziej niż zielony i absolutnie nic mi do tego.
Pierwsze spacery z psami odbywają się teraz trochę wcześniej niż zimą – tak przynajmniej słyszałam. Bo nie po to nie mam psa, żeby wstawać o świcie. Co prawda zaprzyjaźniony basset z sąsiedniego piętra wydaje się niezmiennie udręczony żywotem niezależnie od warunków pogodowych, za to labrador z szóstego upodobał sobie szcz