Wtedy, wiele lat temu, lato nie miało chyba zamiaru kiedykolwiek się kończyć. Ciepła aura panowała jeszcze w październiku, ale mimo tych złocistych dni Polacy zrobili na mnie przede wszystkim wrażenie nacji zrzędliwej. Powód takiego stanu rzeczy został mi zdradzony przez jedną z pierwszych poznanych tu osób: – Wszyscy są w złym nastroju właśnie dlatego, że pogoda jest taka ładna. To przypomina, że zima jest tuż za progiem – wyjaśniła nowa znajoma. Czyli może i mieliśmy długie lato, ale nie mogliśmy się nim cieszyć. Przyjemna temperatura tylko z nas kpiła, będąc nieustannie gotowa, by zaśmiać się nam w twarz i odmrozić nosy. I tak rzeczywiście się stało. W połowie listopada, po zaledwie paru tygodniach ciepłej jesieni, Warszawa brodziła już w śniegu po kolana. Zamiast ponad 20 stopni, jak jeszcze miesiąc temu, termometry pokazywały minus 10 i tak miało pozostać przez kolejne cztery miesiące. Gdy słońce ponownie postanowiło