EN

Dzieciaki sobie poradzą

Zagięta strona
Zacznę od tego, że moja siostrzyczka kupuje sobie dom i uważam, że ta decyzja to przejaw szaleństwa – głównie dlatego, że ani ona, ani jej mąż nie mają prawa jazdy, a wraz ze swoją roczną córką postanowili wyprowadzić się na wieś

Z drugiej strony muszę przyznać, że z naszej dwójki to właśnie siostrzyczka (może powinienem wreszcie przestać nazywać ją „siostrzyczką”, skoro ma 34 lata, ale cóż, wciąż jestem o dwie dekady starszy) była zawsze znacznie rozsądniejsza, choć nie są mi znane szczegóły jej wszystkich wyborów życiowych. Muszę jednak zaakceptować fakt, że z jakiegoś tajemniczego powodu życie „pośrodku niczego” jest dla niej racjonalnym wyborem. Zresztą, czy nie jest to jeden z fundamentów ekonomii, że ludzie podejmują decyzje kierując się rozumem? Oczywiście nie jest to żadne prawo natury, a ekonomistów nadal fascynują sytuacje, w których ludzkie wybory wydają się zupełnie irracjonalne i sprzeczne z interesami tych ludzi. Czy możemy jednak, na potrzeby tego tekstu, uznać, że ludzie są z zasady racjonalni? Proszę!

Tak czy inaczej, pomimo bycia przedstawicielką młodszego pokolenia moja siostra bardzo chce dołączyć do grona osób, które mają własne cztery kąty. I w swojej grupie wiekowej nie jest w tym pragnieniu odosobniona. Cóż z tego, że wciąż słyszymy o pokoleniu Z, Ź czy Ż, że nie ma ochoty obciążać się kredytami i potrzebuje wolności, która pozwala na spakowanie się do jednego plecaka i wyjazd z dnia na dzień do Japonii lub innej modnej aktualnie destynacji? Ludzie wciąż chcą kupować nieruchomości, nawet jeśli brak zobowiązań i wizja spontanicznej przeprowadzki do Timbuktu jest dla wielu bardzo pociągająca. Ale rzeczywistość wygląda najczęściej inaczej – kolejna rata hipoteki i czesne w szkole błagają o spłatę, a szef chce mieć ten raport na wczoraj. I nie wydaje mi się, by młodsze pokolenie było aż tak niechętne kredytom.

Odwiedziła mnie niedawno moja niemal 21-letnia siostrzenica, która przed rozpoczęciem nauki w kolejnym semestrze podróżuje po Europie. Opowiadała mi o potężnym kredycie studenckim, który będzie musiała spłacać. Wszelkie posiadane fundusze wydaje oczywiście teraz, zanim dołączy do wyścigu szczurów, dlatego jestem sceptyczny wobec całej tej gadki pt. „ach-ta-dzisiejsza-młodzież”... Jasne, może i nie marzą o kredycie, woleliby za to śmigać po 15-minutowym mieście na elektrycznej hulajnodze, ale już 30 lat temu słyszałem od mojego ojca, że młodym nie chce się pracować, żeby spłacać hipotekę. Gdybym urodził się w latach 40., też z pewnością spędziłbym całe dorosłe życie w jednej firmie, regularnie odpalając bankowi jego dolę. Wtedy było to racjonalne działanie, a zmiana tej tendencji nie ma zbyt wiele wspólnego z rozmaitymi diagnozami kolejnych generacji, a znacznie więcej – z forsą.

PRS jest przecież popularny nie dlatego, że młodzi chcą żyć bez zobowiązań. Zdecydowanie większy wpływ na sektor mają astronomiczne koszty zakupu nieruchomości i ogólny niedobór mieszkań w Polsce. Własne M jest tak drogie, że wielu z nas nie stać na nie bez subsydiowanego przez rząd kredytu hipotecznego, który i tak jest kosmicznym wydatkiem. Mam wielu znajomych Polaków, którzy swoje mieszkania dostali od rodziców, ale jestem pewien, że nie stanowią większości. Gdy ktoś zdaje sobie sprawę, że własne mieszkanie jest dla niego poza zasięgiem, czy powinniśmy się dziwić, gdy oświadcza, że w sumie i tak nigdy mu na tym nie zależało? Cóż, mógłbym powiedzieć dokładnie to samo o zakupie 12-metrowego jachtu z lądowiskiem dla helikopterów...

Podobnie działa przyciąganie młodych talentów do firm. Za moich czasów, gdy ktoś raczył cię zatrudnić, winny mu byłeś dozgonną wdzięczność. Teraz, gdy aplikant pojawia się na rozmowie, czasem trudno określić, kto tak naprawdę jest tu przepytywany. Jeśli biuro nie leży w eleganckiej, centralnej lokalizacji, w dodatku brakuje mu pokoju gier, a pracownikom nie przysługuje dwumiesięczny płatny urlop, pracodawca ma czasem naprawdę małe szanse. Nie jest tak jednak dlatego, że młodsze pokolenia prezentuje lekkomyślne i hedonistyczne podejście do życia. Trawestując Billa Clintona powiedziałbym raczej: “Demografia, głupcze!”. Po prostu nie istnieje wystarczająca liczba młodych ludzi, aby udało się zastąpić wszystkich emerytów. Jeśli masz dwadzieścia parę lat, możesz zażądać właściwie wszystkiego – i tak właśnie się dzieje.

Cóż, nie twierdzę, że rozumiem młode pokolenia. Zazwyczaj nie mam pojęcia, o czym ci ludzie rozmawiają. Cyfrowy świat jest dla nich całkowicie naturalnym środowiskiem, a ja zacząłem korzystać z sieci dopiero w dorosłym życiu. Nadal będę jednak utrzymywał, że wiele różnic między nami to po prostu wypadkowa rozmaitych okoliczności.

Kategorie