Egzamin z cierpliwości
Zagięta stronaMiejsc w akademikach starcza w tej chwili najwyżej dla 4 proc. wszystkich studentów w mieście. Za to stan techniczny znanych od dekad, państwowych obiektów pozostawia wiele do życzenia. Żeby dostać miejsce w publicznym akademiku, warto mieć znajomości co najmniej na poziomie ministerialnym. W ostatnich latach słychać było o tym, że przybywa młodych ludzi, którzy w obliczu tego problemu całkowicie rezygnowali ze studiów – nie stać ich było ani na wynajem pokoju od prywatnego najemcy, ani dojazdy z rodzinnych miejscowości.
Poznański akademik Jowita ma całkiem eleganckie towarzystwo: modernistyczny gmach zlokalizowany jest tuż przy rondzie Kaponiera i wyremontowanym w 2017 biurowcu Bałtyk. Wiosną 2023 roku rektorka poznańskiego UAM ogłosiła, że budynek będzie sprzedany. Decyzja spotkała się z oburzeniem studentów, którzy rozpoczęli w grudniu trwającą niemal dwa tygodnie okupację obiektu. Protestujący chcieli poznać nie tylko przyszłość Jowity, ale też innych miejskich akademików, w których niezbędny jest remont. Póki co losy budynku wciąż stoją pod znakiem zapytania. Może postulaty protestujących zostaną spełnione i w przyszłości wciąż będzie on domem dla studentów, a może na jego miejscu zmieści się 200 mikroapartamentów inwestycyjnych pod nazwą Nova Dziupla (deweloperów zainteresowanych wykorzystaniem nazwy proszę o kontakt, jakoś się dogadamy). Póki co charakterystyczna elewacja, pokryta potłuczoną ceramiką z chodzieskiej fabryki porcelany, odbija promienie jesiennego słońca, ale w środku nie ma już nikogo.
A skoro już przy mieszkaniówce jesteśmy, ostatnio zwiedzałam z grupą dziennikarzy nowiutką inwestycję w dużym polskim mieście. Jedno z mieszkań zajmowała już pierwsza lokatorka. Usłyszałam, że wykończenie wnętrza odbyło się w ekspresowym tempie, bo lokal został zakupiony dla maturzystki, która właśnie miała rozpocząć naukę na pobliskim renomowanym uniwersytecie. „Rozumieją państwo, to klient premium”. Mieć swoje mieszkanie już na starcie dorosłego życia to bezdyskusyjny przywilej i nie będę tu romantyzować dyskretnego uroku rozpadających się boazerii i pamiętającej poprzedni ustrój armatury łazienkowej na studenckich stancjach. W końcu co nas nie zabije, to nas straumatyzuje.
Moje wspomnienia z pierwszych lat studiów pełne są rozwiązań wnętrzarskich i architektonicznych, które określić można jako… nieoczywiste. Jestem jednak przekonana, że w obecnych czasach zostałyby one odpowiednio nazwane i sprzedane jako niemal wizjonerskie. Miło wspominam mieszkanie w kamienicy – podzielone na dwie części połączone ogromnym holem, w którym grywałyśmy z koleżankami w badmintona. Teraz byłby to zapewne “common room o funkcji integracyjno-rekreacyjnej”. Że było trochę zimno? To po prostu “rześki klimat”, a może nawet “styl skandynawski”. A skoro jesteśmy przy chłodzeniu – podwójne okna w drewnianych ramach mogą się doskonale sprawdzić, jeśli lodówka jest zdecydowanie za mała dla pięciu osób. Przestrzeń między dwiema szybami stanowi idealne miejsce do przechowywania nabiału lub warzyw, przynajmniej między listopadem a kwietniem. Czy nie jest to “współgrające z porami roku, wielofunkcyjne wnętrze, które pobudza kreatywność”? Z kolei rok później przeprowadziłam się do mieszkania w bloku, w którym jeden z czterech pokoi okresowo zajmowała krewna właścicielki, prowadząca tam na lewo salon kosmetyczny. Innymi słowy, „projekt łączył w sobie funkcje mieszkalne i usługowe, ze szczególnym uwzględnieniem branży beauty”.
Jestem dziś w wyjątkowo dobrym nastroju, więc oszczędzę Wam tyrady o tym, że brak akademików to nie wina nieśmiałych deweloperów, a problem systemowy. Szkoda, że instytucje państwowe nie umiały go jak dotychczas rozwiązać – konieczność rozbudowy sektora o prywatne obiekty nie byłaby wówczas tak nagląca. Pozostaje mieć nadzieję, że wachlarz możliwości dla studentów będzie wkrótce szerszy, niezależnie od zasobności portfela. W przeciwnym razie, za parę lat w progach uczelni mogą stanąć jedynie ci, którzy znaleźli nie tylko odpowiedni kierunek, ale i adres.