EN

Giełdy spadają w otchłań

Raport giełdowy
Wiele wskazuje na to, że czarne prognozy sprzed dwóch lat dotyczące rozwoju światowej gospodarki są bliższe spełnienia niż kiedykolwiek przedtem

Na światowe rynki finansowe powróciła atmosfera z czasów upadku Lehman Brothers jesienią 2008 roku. Przypomnijmy, w roku 2009, kiedy rządy krajów zachodnich ratowały gospodarki pompując do nich środki poprzez wszelkiego rodzaju programy pomocowe, pojawiły się prognozy mówiące, że kryzys będzie miał drugie dno, tym samym przybierając kształt litery W, a nie oczekiwanej litery V. Po załamaniu rynków finansowych i gospodarki realnej państw rozwiniętych, problemem miały się stać rosnące długi państw. To jak boleśnie prawdziwe okazały się te prognozy, pokazało lato 2011 roku. Nabrzmiewający problem greckich finansów publicznych, rozlewający się po krajach południowej Europy skutecznie zahamował hossę trwającą na światowych rynkach od zimy 2009 roku. Ale powtórki sytuacji z września i października 2008 roku nikt się nie spodziewał. Lecz właśnie cechą krachów giełdowych jest pojawienie się ich w najmniej oczekiwanym momencie. Z drugiej jednak strony sytuacja gospodarcza Chin (spadek aktywności przemysłowej liczonej wskaźnikiem PMI poniżej 50 pkt, co oznacza koniec fazy rozwoju), USA (gdzie konsumpcja, motor napędowy gospodarki, rosła w II kw. w tempie 0,1 proc., najwolniej od recesji 2009 roku) czy wreszcie strefy euro (gdzie ostre hamowanie zanotowała gospodarka niemiecka) sugerowały, że świat wkracza w drugą fazę kryzysu. Kluczowy okazał się początek sierpnia, gdy na rynki zawitała panika, a tygodniowe spadki na głównych parkietach osiągnęły wartości dwucyfrowe. Przyczyniła się do tego m.in. informacja o obniżonym ratingu USA - agencja Standard&Poor's "odebrała" amerykańskim długom najwyższy status oznaczony "AAA", co jeszcze rok temu wydawało się fantazją. Napięcia budżetowe w USA zakończyły się porozumieniem między Republikanami i Demokratami, ale napięcia na rynkach finansowych pozostały. Do tego coraz gorsze dane z gospodarek pogłębiały spadki, a humoru inwestorom nie poprawiały nawet względnie dobre wyniki spółek za drugi kwartał. Bilans przełomu wakacyjnych miesięcy i pierwszej połowy sierpnia jest dość przerażający - tak złych nastrojów nie było od prawie trzech lat. WIG 20 stracił 15 proc. w ciągu miesiąca, niewiele lepiej zachował się indeks szerokiego rynku WIG - tu spadek wyniósł 14 proc. Fatalnie zachowywały się subindeksy: WIGBUD, któremu ostatnio wróżyliśmy poszukiwanie dna spadł o 25 proc., jeszcze większa okazała się nieufność inwestorów do deweloperów, których indeks spadł o 27 proc. Analitycy są wyraźnie podzieleni - podczas gdy jedni sugerują kupowanie akcji obu grup spółek, inni radzą jeszcze poczekać - przynajmniej do końca niepokojów na światowych rynkach. Tymczasem coraz częściej spółki próbują ratować swój kurs, skupując akcje (tzw. buy back). W ostatnich tygodniach na taki ruch zdecydowały się także spółki z branży budowlanej i deweloperskiej, m.in. Gant, który na ten cel chce przeznaczyć nawet 20 mln zł. Akcje skupował także Marvipol (planuje odsprzedać je jesienią), zdecydowała się także na to spółka PA Nova.

W cieniu fatalnych nastrojów na światowych rynkach i nurkujących indeksów spółki rozpoczęły sezon publikacji wyników. Erbud jeszcze przed publikacją wyników zapowiedział, że budowa katowickiego centrum handlowego Silesia zaciąży na wynikach drugiego kwartału, który będzie słabszy od oczekiwań (w pierwszym kwartale spółka miała stratę w wysokości 14 mln zł). Jednocześnie Erbud pochwalił się portfelem zamówień wartym 1,3 mld zł, szuka ofert składając zlecenia o łącznej wartości 5 mld zł. Wyniki za to podał już deweloper Ronson i były one rozczarowujące: w pierwszym półroczu Ronson zanotował 0,8 mln zł straty netto wobec 2,6 mln z zysku netto rok wcześniej. W samym II kwartale, który był najgorszym w historii spółki strata wyniosła 3,6 mln zł wobec 1,3 mln zł zysku przed rokiem.
Mimo niekorzystnych wiatrów na parkiecie, kolejne spółki debiutują z nadzieją uzyskania środków na rozwój. Tym razem w grupie debiutantów na rynku głównym GPW znalazł się JHW Development - to 31. spółka, która zawitała na warszawski parkiet w tym roku. Debiut, mimo fatalnej kondycji warszawskiego rynku, okazał się nad wyraz udany: akcje wzrosły na debiucie o ponad 50 proc. JHW to spółka zależna Mirbudu, która w emisji prywatnej, skierowanej do inwestorów instytucjonalnych pozyskała 43 mln zł. (Mir)

Kategorie