EN

Jak karp w wannie pływał

Zazwyczaj rozmawiamy o ważnych transakcjach, nowych inwestycjach i umowach najmu. Jednak raz w roku przychodzi taki czas, kiedy możemy przestać być tak skoncentrowani na biznesie i poddać się magii świąt

Jak co roku, grudzień zaczyna się świąteczną gorączką. Centra handlowe prześcigają się w wymyślnych dekoracjach, pierwsze choinki i lampki pojawiają się na ulicach, w biurowcach, w naszych domach. A my? Nam także skacze ciśnienie i rośnie gorączka. Zaczyna się gonitwa po sklepach, w naszych siatkach przybywa składników wigilijnej kolacji. Sfrustrowani biegamy, usiłując wybrać prezenty dla naszych najbliższych i – jak co roku – kupujemy tacie kolejną parę ciepłych skarpet. Jak wspominamy nasze najpiękniejsze święta? Zazwyczaj są to te, które były dawno, które przez lata nabierają głębszych barw, podczas których w naszych domach choinki były pod sam sufit, a Mikołaj z brodą i pokaźnym brzuszkiem przynosił wielkie worki prezentów. Kto bał się rózgi, a kto na widok wigilijnego czerwonego barszczu robił się zielony? O tym, jak zapamiętali święta z dzieciństwa, opowiadają bohaterowie tego wyjątkowego artykułu. ν


Robert Dobrzycki
partner zarządzający na Europę Środkowo-Wschodnią, Panattoni Europe

Święta zawsze były jedną z najważniejszych okazji w całym roku, by spotkać się z rodziną i przyjaciółmi rodziny. Tak się złożyło, że w tym gronie jest wiele kobiet i muszę przyznać, że były to dni nie zawsze łatwe do zniesienia dla mnie i dla mojego młodszego brata – obaj byliśmy hojnie obściskiwani przez babcie i wszystkie ciotki. Dzisiaj, oczywiście, z sentymentem wspominam te chwile, jednak wtedy najchętniej nie wychodziłbym z ukrycia. Kiedy byłem nieco starszy, moim obowiązkiem było pomaganie ojcu w przywiezieniu do domu choinki – koniecznie musiało to być świeże drzewko. Dzisiaj Boże Narodzenie kojarzy mi się przede wszystkim z pięknym zapachem jodły. Święta to również obfite posiłki. Dla mnie największym strapieniem było jedzenie barszczu czerwonego. Był to warunek konieczny do spełnienia, by móc otworzyć prezenty. Do tej pory za tą zupą nie przepadam. Oczywiście, i tak znaliśmy wszystkie kryjówki w domu i żaden prezent nie był dla nas tajemnicą. Zresztą grudzień był w ogóle bogaty w prezenty ponieważ w tym miesiącu obchodzę również urodziny. Wolny świąteczny czas wypełnialiśmy spacerami po lesie i jeżdżeniem na łyżwach po jeziorach, których na Mazurach – skąd pochodzę – nie brakuje. Pamiętam też, że rodzice usilnie próbowali utrzymać nas w przekonaniu, że Święty Mikołaj istnieje, nawet kiedy byliśmy już nastolatkami. Myślę, że to było dobre podejście, choć zdecydowanie bardziej wierzyłem w to, że mój pies w końcu przemówi ludzkim głosem.


Zbigniew Zajączkowski
prezes zarządu, Effaige Budownictwo Mitex

Prezenty pod choinkę pojawiały się w noc poprzedzającą Wigilię. Przynosił je Święty Mikołaj i, według relacji rodziców, miał zawsze ich tak wiele do rozdania, że przybywał późną porą, więc nie mogłem go zobaczyć na własne oczy. Tego grudniowego dnia, gdy rodzice byli w pracy, wspólnie ze starszym bratem postanowiliśmy sprawdzić, czy mama nie kupiła na Święta jakichś smakołyków. Tradycją było, że wykwintne słodycze – wówczas na przykład Ptasie mleczko zawijane w złotka lub mieszanka czekoladowa – mama trzymała na specjalne okazje. My dwaj, również tradycyjnie, dokonywaliśmy przeglądu jednej z szaf, którą otwieraliśmy w sobie tylko znany sposób. Wspomnianego dnia naszym oczom ukazały się smakołyki, ale również podpatrzony w składnicy harcerskiej, wymarzony przeze mnie samochód-wywrotka w wersji zwanej dzisiaj full-wypas: skręcające się koła, otwierane drzwi, podnoszona skrzynia, itd. Nie omieszkaliśmy, oczywiście, uszczknąć co nieco z zapasu słodyczy. Natomiast brat, widząc moje totalne zaskoczenie, szybko odarł mnie ze złudzeń dotyczących osoby świętego darczyńcy. Czar prysnął, choć świadomość, że prośby w sprawie prezentów mogę kierować bezpośrednio do rodziców, nie była wcale taka zła.


Grzegorz Pękalski
prezes zarządu, Libra Project

Od siedmiu lat, od kiedy dzieci w mojej rodzinie osiągnęły wiek w miarę świadomy, mam przyjemność wcielać się w postać Świętego Mikołaja. Chciałbym jednak ostrzec wszystkich entuzjastów świąt, że nie jest to zadanie tak łatwe, jakby mogłoby się wydawać. Przede wszystkim trzeba być gotowym na poświęcenie polegające na podniesieniu temperatury ciała wciśniętego w ciepły kostium. Od razu ostrzegam, że przegrzanie jest wpisane w tę rolę i w związku z tym nie należy planować ceremonii wręczania prezentów na dłużej niż 30 minut. Ale to nie jest jeszcze najgorsze: najgorsza jest fatalna broda z waty, która wchodzi w uszy i usta nieprzyjemnie łaskocząc. Na szczęście, są i pozytywy. Jeżeli ktoś ma problemy z tym, że inni go nie zauważają, to w tej roli może liczyć na wyjątkową atencję. Druga przyjemna chwila to wzbudzanie emocji wśród dzieci. O ile te powyżej pięciu lat koncentrują się na zdemaskowaniu postaci, o tyle te mniejsze są pod takim wrażeniem, że emocje biorą górę i ich fascynacja Świętym wręczającym prezenty nie zna granic. Tak czy siak, dla mnie minusy przeważają i co roku obiecuję sobie, że przebieram się ostatni raz. Tylko kto wtedy będzie przynosił prezenty?


Indrek Allmann
partner, Arhitektuuribüroo Pluss

Jk opisać Boże Narodzenie w Estonii? Śnieg. Najzabawniejszą historią związaną ze Świętami jest… czekanie na śnieg. Prezentem, który nadal chciałbym dostać pewnego dnia od Świętego Mikołaja jest mnóstwo śniegu. Najgorszy prezent w życiu to oczywiście brak śniegu. Ulubionym momentem w czasie Świąt jest ten, gdy pada śnieg. A czy potrafiłbym spędzić Święta na przykład w gorącej Afryce, bez śniegu? Nie!
(Na zdjęciu: w śnieżnej scenerii Hannah Eliel i Cathleen Marie, córki architekta)


Wojciech Ciurzyński
prezes zarządu, Polnord

Święta kojarzą mi się z rodziną, tradycjami i jedzeniem. Co rok spędzam je podobnie. Do kolacji wigilijnej zasiada około 20 osób – bliższa i dalsza rodzina. Jest wielka choinka, są kolędy, mnóstwo tradycyjnych potraw i jeszcze więcej prezentów. Z dań wigilijnych najbardziej lubię karpia faszerowanego, chociaż, prawdę mówiąc, jem go właściwie tylko z okazji tych Świąt. Widocznie najlepiej wówczas smakuje. Pamiętam, gdy rodzice kupowali karpia, ja oglądałem go z dużym zainteresowaniem w wannie i nie mogłem zrozumieć, co się z nim staje, dlaczego znika. Rodzice zawsze oszczędzali mi widoku przeobrażania się pływającego karpia w rybę faszerowaną. Podczas Wigilii, oczywiście, nie może się obejść bez Świętego Mikołaja. Gdy byłem dzieckiem zawsze wypatrywałem go z niecierpliwością. W pewnym sensie wierzę w niego do dziś, kojarzy mi się on z oczekiwaniem na coś miłego, a to przecież jest potrzebne każdemu, niezależnie od wieku. Bez tej wiary Święta byłyby smutniejsze. Choinka jest u mnie zawsze duża, piękna, kolorowa. Wiszą na niej bombki, cukierki, łańcuchy, przeróżne ozdoby. Kiedyś, zamiast bombek, wisiały owinięte w celofan  i złotka cukierki. Wyjadałem je bardzo szybko, ale tak starannie zawijałem papierki, że długo nikt nie orientował się, co jest w środku. Z młodości pamiętam jeszcze kolędowanie. Bardzo to lubiłem. Za nasze występy dostawaliśmy drobne pieniądze i dzieliliśmy je sprawiedliwie. Teraz w Święta znów spotykamy się z rodziną i bliskimi przyjaciółmi. Po tak spędzonych dniach zawsze nachodzą mnie myśli, że trzeba by to zmienić, gdzieś wyjechać. Ale gdy nadchodzi grudzień i zbliża się kolejna Wigilia, nikt z rodziny nie chce słyszeć o żadnym wyjeździe. Więc jest tak, jak zawsze. Tradycyjnie, miło, rodzinnie.


Ben Bannatyne
dyrektor zarządzający na Europę Środkową, ProLogis

Gdy przyjechałem do Polski, zdziwiło mnie to, że Boże Narodzenie świętuje się tu już 24 grudnia. Równie zaskakujący był karp pływający w wannie mojej teściowej – bardzo dziwny widok. 24 grudnia jest świętem również w Szkocji, lecz jest to raczej okazja do wyjścia z przyjaciółmi, podczas gdy 25 grudnia zarezerwowany jest dla rodziny oraz świątecznych tradycji. W Polsce z pewnością o wiele lepiej uchwycony jest cały sens świąt Bożego Narodzenia – tutaj większe znaczenie ma rodzina, a nie komercyjna strona tych dni.


Andrew Stear
dyrektor zarządzający, RED Projects

Prezentem, o którym zawsze marzyłem, ale którego nigdy nie dostałem, był sterowany model auta wyścigowego. Uważałem, że mój tata nie ma zbyt wiele pieniędzy, więc nigdy nie miałem odwagi poprosić go o taki prezent. Moje najbardziej żywe wspomnienie świąteczne pochodzi z okresu, kiedy byłem starszy i mieszkałem w Hotelu El Dorado w Gwatemali, stolicy Gwatemali. Nagle hotel został otoczony przez gwatemalskich żołnierzy, ubranych tak jak żołnierze niemieccy i instalujących wokoło stanowiska karabinów maszynowych. Celem tych działań była ochrona hotelu w związku z konferencją głów państw środkowoamerykańskich. Zapytałem kierownictwo hotelu o możliwość organizacji jednodniowej wycieczki turystycznej, bym mógł odetchnąć od tej strasznej atmosfery i – na szczęście! – okazało się, że jest to realne! Wojsko występuje też w innym moim wspomnieniu z dzieciństwa. Gdy miałem około czterech lat, brałem udział w przyjęciu świątecznym dla dzieci wojskowych w Libii. Przyszedł Święty Mikołaj z workiem prezentów. Rzuciłem na niego okiem i wykrzyknąłem „to mój tata!”, po czym podszedłem i zerwałem mu brodę. To wtedy przestałem wierzyć w Świętego Mikołaja.


Sławomir Doliński
przewodniczący rady nadzorczej, spółka Dolcan

Święta Bożego Narodzenia od zawsze kojarzą mi się z ciepłem ogniska domowego, bliskością ukochanych osób, a także z komfortem, spokojem i smacznymi potrawami w Wigilię. Wyniesione z dziecięcych lat wspomnienia i tradycje staram się przenieść w dzisiejsze czasy, szczególnie jako głowa wieloosobowej rodziny – mąż i ojciec trójki dzieci. Teraz Boże Narodzenie jest zupełnie innym świętem niż w przeszłości. Inne jest także podejście do niego, co wynika nie tylko ze zmiany stylu życia, ale również z przeobrażeń „w skali makro” – mam chociażby na myśli komercjalizację tej tradycji na świecie. Dla mnie Święta są przede wszystkim okresem refleksji, odpoczynku i wspomnień. Szczególnie ciepło wspominam czasy, kiedy pełniłem rolę Świętego Mikołaja dla wszystkich dzieci w rodzinie oraz pociech sąsiadów. To wspaniałe uczucie, kiedy widzi się radosne oczy najmłodszych, z ufnością wpatrzone w Świętego i czekające na prezenty. Zawsze było wtedy wiele radości i śmiechu, ale również niepewności, gdy z worka wyciągałem rózgę i zastanawiałem się głośno, dla kogo jest przeznaczona. Na koniec wręczałem ją na ogół komuś z dorosłych, ku wielkiej uciesze dzieci.


Reinhard Schertler
dyrektor zarządzający, S+B Gruppe

W Austrii wierzymy w Christkind, który zgodnie z tradycją przynosi prezenty w Boże Narodzenie. Jest to dziecko-skrzat, zwykle przedstawiane z blond włosami i anielskimi skrzydłami. Wychowując się w górach, jako dziecko, przez długi czas wierzyłem w takie stare zwyczaje. Wydaje mi się, że przestałem wierzyć w tę postać około dwunastego roku życia. W naszej kulturze występuje także przeciwieństwo Świętego Mikołaja – Krampus, brzydka i włochata postać z piekła, której zadaniem jest karanie niegrzecznych dzieci. Krampus chodzi od domu do domu 5 grudnia, natomiast Święty Mikołaj przychodzi 6 grudnia. Staramy się ukryć przed Krampusem, nawet zabijamy drzwi deskami. Gdy chodziłem do przedszkola, co roku rodzice byli bardzo dumni, gdy brałem udział w jasełkach. W tym roku mój mały synek także będzie występował w przedstawieniu świątecznym i ja również jestem z niego bardzo dumny. Najlepszym prezentem świątecznym, jaki kiedykolwiek dostałem, jest możliwość spędzania Bożego Narodzenia z własnymi pociechami.


Sean J. Clifton
dyrektor, Jestico+Whiles

Gdy miałem sześć lat, w naszym domu rodzinnym tradycją stało się malowanie przeze mnie wielkiego obrazu świątecznego na oknie w salonie przy użyciu śniegu w sprayu. Zacząłem od bałwanków i płatków śniegu, a skończyłem malując całe zaśnieżone wioski. Już wtedy widać było, że mam skłonności w kierunku architektury. Pewnego razu, gdy siedzieliśmy na strychu naszego domu w Anglii, szukając świątecznych ozdób, zapytałem tatę, czy Święty Mikołaj naprawdę istnieje. Powiedział mi: obawiam się, że nie, mój synu. Tak naprawdę nie uwierzyłem mu. Nigdy nie przestałem wierzyć w Świętego Mikołaja, a teraz wiem, że w Czechach ma odpowiednika imieniem Ježíšek! Zawsze chciałem mieć konia, ponieważ mój dziadek był głównym inspektorem brytyjskich torów wyścigowych i często miałem okazję jeździć na słynnych koniach wyścigowych, takich jak na przykład Red Rum. Choć mama miała wątpliwości, czy jest to najlepszy pomysł, woziła mnie na lekcje jazdy konnej, gdzie zdarzało mi się spadać w ogromną kępę parzących pokrzyw! Jednak tym razem (co widzać na zdjęciu) udało mi się utrzymać w siodle przez całą przejażdżkę! Niestety, nigdy nie dostałem własnego konia, choć cały czas o nim marzę.


Holger Schmidtmayr
członek zarządu, Sparkassen Immobilien

Jako dziecko miałem setki marzeń, z których rzecz jasna nie wszystkie mogły zostać spełnione. Dorastanie często oznacza też, że nabieramy bardziej realistycznego i skromnego podejścia. Jest to cecha, którą doceniam również w biznesie w związku z zarządzaniem majątkiem innych osób. Oczywiście, nadal jest mnóstwo rzeczy, o których marzę, lecz większości z nich nie da się położyć pod choinką. Mam pięcioro dzieci, więc jest mnóstwo zabawnych historii, które mógłbym opowiedzieć. W ubiegłym roku mój 15-letni syn Patrick przebił wszystkich. Próbując zgasić świeczki, sam się zapalił. Nic mu się nie stało, lecz do dziś cała rodzina śmieje się, wspominając, jak skakał wokół choinki jak szalony. Gdy ja sam byłem dzieckiem, czwórka mojego starszego rodzeństwa świetnie zmyślała i utrzymywała tajemnicę na temat Świętego Mikołaja. Miałem dziewięć lat, gdy koledzy ze szkoły powiedzieli mi prawdę. Było to naprawdę wielkie rozczarowanie. Jednak nadal uważam, że nie ma w tym nic złego, jeżeli w Wigilię ktoś kładzie na parapecie kilka herbatników – w końcu nie wiadomo do końca, jak jest naprawdę, czyż nie?

Kategorie