Trzeba zacząć od zera
Wyobraźmy sobie nasz codzienny poranek. Łazienka, spojrzenie w lustro, mycie zębów, potem poranna kawa, szukanie ubrań, buty na nogi i do pracy. Co jednak, jeśli budzimy się, a w łazience nie ma lustra ani szczoteczki, w kuchni kawy, kubka, a w przedpokoju pantofli? W ogóle nie ma łazienki, kuchni, nawet naszego łóżka! W takiej sytuacji znaleźli się mieszkańcy południowej Polski, którą w maju i czerwcu nawiedziła powódź. Stracili wszystko, co mieli. Teraz starają się wrócić do normalności. My staramy się – w miarę naszych możliwości – podać im rękę
Emil Górecki
W sierpniowym numerze naszego magazynu zaapelowaliśmy również do Państwa o pomoc dla rodzin z Zastowa Polanowskiego i okolicy, z którymi mamy kontakt. Miło nam w ich imieniu podziękować firmom RD bud oraz Virako, które przekazały pomoc pieniężną dla powodzian – pierwsza 10 tys. zł, a druga 5 tys. zł. Pieniądze trafiły do czterech rodzin. Natomiast dzięki producentowi mebli – firmie Nowy Styl – która skontaktowała się z nami przez warszawską Gminę Żydowską, kilka innych rodzin z okolicy będzie mogło, przynajmniej częściowo, wyposażyć swoje odnowione mieszkania w meble.
Wały ciągle dziurawe
W maju i czerwcu musieli stąd uciekać. Niektórzy zdążyli samochodami, inni na łodziach czy wojskowymi helikopterami. Choć woda opadła prawie pół roku temu, większość mieszkańców jeszcze nie może wrócić do swoich domów. Nie zależy to od zamożności gospodarzy, tylko od stopnia osuszenia ścian i podłóg. Wystarczy przejechać się przez Zastów Polanowski, Podgórz czy Zastów Karczmiski. Okna na parterach domów nie mają firanek, wewnątrz widać jeszcze trwające remonty i osuszanie. Kto ma dom piętrowy, zazwyczaj może mieszkać na górze, choć nie zawsze. Pozostali śpią w blaszanych kontenerach, pośpiesznie zaadaptowanych na mieszkania, niedużych pomieszczeniach gospodarczych czy jako-tako odświeżonych pojedynczych pokoikach zalanych domów.
Ludzie odtwarzają swój dobytek, ale z obawą obserwują postępy prac przy przerwanym wale, który nie zdołał zatrzymać wód Wisły. Widać go z niektórych podwórek. Załatano 400 metrów, kilka dni temu siali tam trawę. Do zrobienia zostały jeszcze 3 kilometry! – Sprzątamy podwórka, odnawiamy domy, robimy porządki na polach, ale co z tego? Wiosną woda w Wiśle się podniesie i znów nas zaleje – obawiają się mieszkańcy. Są już zmęczeni półrocznym koczowaniem. Nie śpią we własnych łóżkach, chodzą w cudzych ubraniach. Zaraz po powodzi mieli więcej energii i pozytywnego nastawienia. Teraz nie cieszy ich nawet to, że pewnie wkrótce wrócą do domów. Są już zmęczeni.
Superman ze Śląska
Krzysztof Moczko mieszka w gminie Wilków od czasu powodzi. Choć to tylko kilka miesięcy, doskonale wie, kto czego potrzebuje, jakie poniósł straty i jak sobie radzi. Orientuje się lepiej niż wójt i pracownicy opieki społecznej. To on codziennie odwiedza poszkodowanych, załatwia im potrzebne rzeczy, dystrybuuje dary przekazywane przez ludzi z całej Polski, a także z zagranicy. Wszyscy go tu dobrze znają. Obiecują, że kiedy już dokończą remont, to zaproszą go na obiad, komunię wnuczka czy inną rodzinną uroczystość. To właśnie do niego odesłano nas po informacje, gdy pytaliśmy, jak można pomóc. I to on był naszym przewodnikiem po gminie. Jest wolontariuszem lubelskiego Duszpasterstwa Akademickiego. Przyjechał tu ze Śląska i – jak sam mówi – pewnie już zostanie. Każde drzwi się przed nim otwierają. Jego telefon trzeba ładować ze dwa razy dziennie, bo ciągle ktoś dzwoni: a to, że jest 40 silników do kupienia po okazyjnej cenie w Warszawie, a to że starsza pani potrzebuje pralki, że przyjechała dziennikarka z radia i tak bez końca. – Mediom staram się poświęcać sporo czasu. Dopóki interesują się tym, co się tu dzieje, przyjeżdżają i pokazują sytuację tych ludzi, dopóty możemy liczyć na pomoc z całej Polski. Na razie przyjeżdżają tu wolontariusze, ciężarówki z darami, na konta wpływają datki. Są jeszcze środki z gminy, odszkodowania wypłacone przez państwo, finansowane przez gminę i urząd pracy roboty interwencyjne. Ale na wiosnę może być znacznie trudniej – martwi się Krzysztof Moczko.
Pomoc nadal potrzebna
Pieniądze, które przekazały firmy RD bud oraz Virako, trafiły na konta czterech rodzin, wskazanych przez Krzysztofa. Zostały przeznaczone głównie na materiały budowlane i wykończeniowe, a także wyposażenie domów i codzienne wydatki. To duża pomoc, bo z pieniędzy przekazanych przez państwo nie można kupić większości mebli, ubrań, środków czystości czy książek do szkoły. Poszkodowani w powodzi mają dość szczegółowy katalog tego, co mogą sfinansować za odszkodowanie i muszą przedstawić na te rzeczy faktury. A szafki na ubrania, czy buty na zimę są tym ludziom potrzebne tak samo, jak cement, gips, kaloryfery i nowe okna. Tutejsi ludzie stracili wszystko. Nawet ubrania, które teraz noszą, pochodzą z darów. Utrzymują się tradycyjnie z rolnictwa – z uprawy jabłek, malin i chmielu. Niżej położone plantacje wymarły. Trwa wyrywanie drzew. Na kolejne zbiory trzeba będzie poczekać dwa-trzy lata, a wcześniej zainwestować sporo pieniędzy i pracy. Do tej pory pola pokryte są szlamem i podsiąknięte wodą, mimo że jesień była dość łaskawa.
Mieszkańcy zalanych terenów dostają nadal sporą pomoc – także od Państwa i Państwa firm. Jednak nie wszyscy będą mogli spędzić święta przy choince we własnym domu. Część pozostanie w zimnych i wilgotnych kontenerach, za wynajem których będą musieli wkrótce zacząć płacić. Radzą sobie i nie oczekują, że ktoś naprawi ich domy i uporządkuje podwórka. Jednak każdy nasz gest solidarności oznacza, że na czyjejś choince pojawią się choćby cukierki, ubrania z darów będą miały szafkę, wigilijną zupę poda się w talerzach, a wiosną będzie można zasadzić nowe jabłonie. Jeś, oczywiście, woda nie wróci. My nadal apelujemy do Państwa o wsparcie dla mieszkańców Zastowa, Zakrzowa, Kępy Choteckiej, Szkucisk i innych miejscowości, dla których tegoroczne lato nie było czasem żniw.