EN

Człowiek, nie gospodarka

Nie była to prezydentura gospodarcza. Priorytetami Lecha Kaczyńskiego nie były sprawy polskiego biznesu, przedsiębiorców 
czy ekonomicznej kondycji kraju. Częściej bywał na rocznicowych uroczystościach niż na szczytach gospodarczych. Nie znaczy to jednak, że Prezydent w ogóle nie był zainteresowany tym środowiskiem. Nie myślał jednak kategoriami gospodarki, tylko kategoriami obywatela i człowieka

 

Emil Górecki

 

Lech Kaczyński nie popadał w hurraoptymizm. Doceniał siłę polskiej gospodarki, ale znał też koszty jej rozwoju. Zdawał sobie sprawę z tego, że za sukcesami przedsiębiorstw stoi ciężka praca zwykłych ludzi i że ludzie ci nie zawsze są odpowiednio wynagradzani. Był również przekonany, że małe rozwarstwienie społeczne jest gwarantem spokoju i solidarności społecznej. – Polska, chociaż w porównaniu z innymi [krajami] odnosi sukcesy, jest na poziomie rozwoju gospodarczego, który jeszcze bardzo odbiega od przeciętnej w Unii Europejskiej. (…) Każde trzy czy pięć procent [PKB] więcej jest ważne, bo to są konkretne, wymierne sumy liczone w miliardach złotych. Pamiętajmy, że jeden procent polskiego PKB to około 13 miliardów złotych; trzy procent to już prawie 40 miliardów. To są pieniądze, które nasi obywatele mogą przeznaczyć na lepsze życie, a państwo na te zadania, które powinno wykonywać – mówił w połowie lutego, wręczając nominacje trzem nowym członkom Rady Polityki Pieniężnej.

Ostrożności nie należy jednak mylić z negowaniem sukcesów, jakie odniosła młoda polska gospodarka. Oczywiście, jest ona – według Prezydenta – tylko narzędziem w rękach ludzi, które ma im służyć. – Myślę, że natura Polaków, natura indywidualistyczna, natura, która była bardzo niedostosowana do socjalizmu, jest dobrze dostosowana do gospodarki rynkowej. (…) Takiej właśnie gospodarki jestem zwolennikiem. Wierzę w wolną konkurencję – pod jednym warunkiem: że jest to wolna konkurencja uczciwa, a więc że wszyscy działają w takich samych warunkach. To warunek sukcesu takiego właśnie systemu – to fragment prezydenckiego wystąpienia ze styczniowej Gali Business Center Club. Lech Kaczyński był pierwszym Prezydentem, który skorzystał z zaproszenia na tę uroczystość. – W żadnym kraju na świecie wszyscy nie są przedsiębiorcami. W Polsce jest ich istotnie bardzo dużo, (…) ale nigdy nie będą stanowili większości. Potrzebna jest równowaga pomiędzy różnymi interesami społecznymi i ta równowaga jest gwarancją szybkiego i dobrego rozwoju. Ta równowaga jest potrzebna także dlatego, żebyście, Panie i Panowie, mogli działać w dobrych warunkach, w dobrym, spokojnym otoczeniu społecznym – dodawał.

W sprawach gospodarczych zarzucano Lechowi Kaczyńskiemu ignorancję. On sam nie wypowiadał się o gospodarce inaczej niż ogólnikami. Jako Prezydent nie miał ani faktycznych możliwości, ani zapędów, by prowadzić politykę gospodarczą. Miał jednak orientację w sprawach gospodarczo-społecznych (nie rozdzielał jednych od drugich), 
między innymi dzięki powołanej przez siebie Narodowej Radzie Rozwoju. Podczas ostatniego, marcowego, jej spotkania mówił o stanie finansów państwa. – Dynamika [wzrostu zadłużenia państwa] jest bardzo niepokojąca. I to jest nie tylko odczucie ekspertów, to jest także powszechne odczucie społeczne. (…) Proces zaradzania nie jest wolny od sprzeczności. Dlatego niezmiernie się cieszę, że zgromadziliśmy uczonych, praktyków, prezesów firm o bardzo różnej orientacji, jeśli chodzi o przekonania, bowiem sprawa, o której mówimy, wymaga dyskusji bez dogmatów.

Na tę dyskusję z Prezydentem Kaczyńskim zabrakło czasu.

Każdy polityk powinien mieć spójny program, dobry pomysł na Polskę. Ci, którzy go mają, należą jednak do wyjątków. Lech Kaczyński go miał. Jego pomysł był często odległy od życzeń przedsiębiorców, biznesmenów, elity gospodarczej, jak i od życzeń wielu innych Polaków. Jednak prawie pięć lat temu to właśnie jemu powierzyliśmy – my, Polacy – społeczny mandat do pełnienia funkcji. Nie przypuszczaliśmy, że aż do śmierci. ν

Kategorie