Miasto moje, a w nim...
Warszawski rynek nieruchomości komercyjnych zdominowały międzynarodowe agencje.
Z szefami polskich firm rozmawiamy o przyczynach takiego stanu rzeczy i o tym co ich odróżnia od globalnych graczy
Siedziba Kancelarii Brochocki Nieruchomości znajduje się w kamienicy na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Samo biuro jest zaaranżowane dość awangardowo, pracownicy nie chodzą w białych koszulach i krawatach. To najbardziej widoczne różnice w stosunku do zachodnich firm nieruchomościowych, które w większości mieszczą się w nowoczesnych biurowcach, mają bardzo standardowe biura a ich pracownicy często ubierają się w ściśle określony sposób. Nawet latem obowiązują u nich koszule z długim rękawem i marynarki. - Nie jesteście kierowcami autobusów - mawia szef jednej z zagranicznej agencji do swoich pracowników.
Dzień dobry, nazywam się...
Andrzej Brochocki, szef Kancelarii Brochocki główne różnice widzi jednak
gdzie indziej. Jego zdaniem większość polskich agencji skupia się wciąż na
rynku mieszkaniowym, podczas gdy ,sieciówki" zajmują się prawie wyłącznie
powierzchniami komercyjnymi. Janusz Iracki, szef firmy Maxon Nieruchomości
zauważa
z kolei, że agencje zagraniczne zajmują się głównie obsługą nowopowstających
obiektów i inwestycji. - Trzeba przyznać, że gdy agencje międzynarodowe
pojawiły się w Polsce dysponowały od razu bardzo dużym doświadczeniem i
notesem pełnym kontaktów na całym świecie. Dzięki temu szybko zdominowały
dużą część rynku - konstatuje Janusz Iracki. Sebastian Proć, dyrektor
agencji Unikat Nieruchomości Komercyjne dodaje jeszcze jedną cechę. - Gdy w
Warszawie pojawia się np. jakaś angielska spółka, bardzo możliwe, że zna,
przynajmniej ze słyszenia, takie marki jak King Sturge czy Jones Lang LaSalle.
Skoro je zna, łatwiej przekona się do współpracy z nimi. Nas muszą poznawać
od początku.
Dawid i Goliat
Jak polskie firmy radzą sobie w konfrontacji z międzynarodowymi gigantami? I
czy w ogóle można mówić o konfrontacji skoro w polskich agencjach pracuje po
kilkanaście osób, podczas gdy w międzynarodowych korporacjach po kilkadziesiąt
tysięcy? Okazuje się, że ,lokalność" też ma swoje plusy.
Janusz Iracki z Maxon Nieruchomości twierdzi, że na rynku zdominowanym przez ,sieciówki"
polskie firmy powinny szukać dla siebie nisz. Jedną z nich jest rynek wtórny.
Nie oznacza to oczywiście braku zainteresowania rynkiem pierwotnym - Maxon obsługuje
np. warszawski biurowiec Warta Tower. - Trzeba sobie jednak zadać pytanie czy
warto walczyć w tak zatłoczonym segmencie rynku, skoro w innych, mniej
popularnych sektorach też jest sporo pracy - zastanawia się Janusz Iracki.
Lokalność swojej agencji ceni także Sebastian Proć, dyrektor Unikatu
Nieruchomości Komercyjnych. - W oczach zagranicznej firmy, która zamierza w
Warszawie zrealizować swój projekt, jesteśmy wiarygodnym partnerem właśnie
jako polska firma, doskonale znająca rynek. Być może konsekwencją naszej
"lokalności" jest także duża łatwość, z jaką współpracujemy z
rządową lub miejską administracją - przypuszcza Sebastian Proć. - Znaleźliśmy
m.in. siedziby dla Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych i dla Państwowego
Urzędu Nadzoru nad Ubezpieczeniami.
Małe jest piękne
Polskie firmy nieruchomościowe działające na rynku powierzchni komercyjnych
nie są tak wszechstronne jak ich międzynarodowi konkurenci. Najczęściej
zajmują się tylko powierzchniami biurowymi i handlowymi. Oprócz tego, że mają
węższą specjalizację zajmują się też mniejszymi obiektami. Jeśli biura -
to niekoniecznie w wieżowcach, jeśli handel - to raczej nie w centrach
handlowych, lecz lokale przy handlowych ulicach. Na przykład Kancelaria
Brochocki znalazła lokal dla kilku warszawskich barów i restauracji np. Somy i
Szparki.
Agencje zagraniczne weszły na polski rynek wraz z zagranicznymi deweloperami.
Kiedy w Warszawie powstały pierwsze nowoczesne budynki to ci ostatni dyktowali
warunki. Głód dobrych powierzchni
i wielki popyt na nie sprawił, że międzynarodowe agencje, które najczęściej
miały wyłączność na nowe obiekty zarobiły krocie wynajmując wszystko
prawie na pniu. Dziś sytuacja na rynku zmieniła się diametralnie i -
paradoksalnie - korzystają na tym polskie agencje. - Mamy do czynienia z
rynkiem najemcy, który może przebierać w ofertach. Sporo firm oczekuje
niewysokiego czynszu i jest w stanie zgodzić się na starsze obiekty w klasach
B i C. Właśnie agencje polskie, które nieco odsunięte od nowych biurowców
zajmują się tymi starszymi są w stanie zaoferować klientom tańsze
powierzchnie - uważa Andrzej Brochocki.
Realistyczne żądania
Dobrym przykładem na to jest historia budynku Pagedu zlokalizowanego przy Placu
Trzech Krzyży w Warszawie. Przez długi czas bez sukcesu zajmowała się nim międzynarodowa
agencja. Od kilku tygodni najemców szuka Kancelaria Brochocki i już udało jej
się znaleźć cztery firmy: Still King Films, PPI, Eficom, Bridgings Polska.
Dlaczego nie udało się to zachodniej agencji? - Nie wiem, być może domagali
się zbyt wysokiej ceny? - zastanawia się Andrzej Brochocki. - My działamy
trochę jak agent, a trochę jako doradca: jeżeli nie jesteśmy w stanie dojść
porozumienia z klientem, rezygnujemy ze współpracy. Gdyby nie udało nam się
przekonać właściciela obiektu do ceny, którą teraz oferujemy najemcom (12
USD/mkw. i 3,5 USD/mkw. opłat eksploatacyjnych) pewnie byśmy się tym
budynkiem nie zajmowali. Bardzo możliwe, że poprzednia agencja namówiła właściciela
do żądania zbyt wygórowanego czynszu.
Targowisko próżności
Warszawskie filie międzynarodowych agencji nieruchomości przypominają nieco
Hollywood. Wszyscy się dobrze znają, pomiędzy firmami jest duża migracja
pracowników. Rzeczoznawca z agencji A, łatwo odnajduje się w agencji B.
Specjalistka od nieruchomości handlowych jednego dnia pracuje w firmie C, a
następnego już w D. Czy tendencja ta dotyczy także polskich agencji?
W Unikacie Nieruchomościach Komercyjnych zdarza się tak rzadko. Zdaniem
Sebastiana Procia do jego firmy przychodzą młodzi ludzie po wyższych
uczelniach, niekoniecznie z doświadczeniem w branży. Ci, którzy odchodzą
robią kariery w innych firmach: Jerzy Wysocki i Katarzyna Cieplak pracują dziś
w Knight Frank Nieruchomości, Bogusław Woźniak odszedł do Hinesa. - Co
kieruje tymi, którzy odchodzą? Nie sądzę by były to pieniądze. Myślę, że
decyduje tu chyba większy prestiż firm międzynarodowych - uważa szef Unikatu
Nieruchomości Komercyjnych. - Jeśli chodzi
o środowiskowe ,migracje", to możemy się poszczycić tym, że nasi
pracownicy odchodzą sporadycznie. Jeśli już, to nie do konkurencji, lecz do
deweloperów lub inwestorów - chwali się Janusz Iracki z Maxon Nieruchomości.