Pogoda na jutro
Zagięta stronaA może nigdy nawet nie zaczęli. Być może pogoda – w końcu córka klimatu umiarkowanego – była dla nich zwyczajnie zbyt akceptowalna i przewidywalna. Nie to co reszta. Nie ma przecież nic gorszego, niż nie odczuwać silnych emocji. Zwłaszcza w miejskim ścisku i przed pierwszą kawą. No chyba, że to nieznane, „o którym nie wiemy, że o nim nie wiemy”. Wtedy brak pobudzającego organizm strachu i oburzenia jest jeszcze do zniesienia. Jedno jest pewne – jeśli całe szczęście tego świata przeplata się z nieszczęściem według jakiegoś skomplikowanego wzoru, pozwalając na wyczerpującą, jednoznaczną i głośną ocenę bieżących wydarzeń, i jeśli ktokolwiek go zna, to są to na pewno pasażerowie stołecznej „33-ki”.
Lipiec 2014 był gorący. Nie tylko dosłownie. Na Ukrainie rozbił się Boeing 777 linii Malaysia Airlines, a rząd Arsenija Jaceniuka podał się do dymisji. ISIS zaczęło nazywać się Państwem Islamskim i poszerzać strefy wpływów. W zachodniej Afryce rozprzestrzeniała się Ebola (epidemia została opanowana dopiero teraz). W Brazylii trwał mundial (wygrały go Niemcy, ku rozpaczy Argentyny i kilku polskich kibiców), a w finale Wimbledonu Novak Doković pokonał Rogera Federera (6:7, 6:4, 7:6, 5:7, 6:4). Cała Polska (i „33”-ka) żyła aferą podsłuchową o lekkim zabarwieniu ornitologiczno-petrologicznym, budowa drugiej linii warszawskiego metra powoli (według „33-ki” zbyt powoli) dobiegała końca, a politycy i sadownicy nawoływali do ostentacyjnego jedzenia rodzimych jabłek („33-ka” nie słuchała). Dolar kosztował 3 zł, a litr benzyny – 5,5 zł. Nad Wisłę wchodził nieznany wtedy jeszcze szerzej w naszym kraju Uber i rozkręcał się (całkiem do niego podobny) Tinder. Mało kto słyszał o europośle Andrzeju Dudzie czy posłance Beacie Szydło. Na otwarcie szykował się gdański Teatr Szekspirowski. Ruszała budowa The Tides. Warsaw Spire sięgał zaledwie kilkunastu kondygnacji, a na budowie Q22 trwały prace podziemne. O nich „33-ka” jeszcze wtedy wymownie milczała. Od tego czasu trochę się zmieniło: tramwajowe "tu i teraz" i to, co za jakiś czas nim się stanie.
To był dobry moment, aby dołączyć do legendarnej redakcji „Eurobuild CEE”. Dziś niby wygląda tak samo jak w tamto lato, ale gdy się jej bliżej przyjrzeć – jednak nie całkiem. Rewolucje w życiach i na głowach widać gołym okiem. Archiwum jest grubsze o 18 kolejnych numerów, strona zasobniejsza o tysiące notek. Na dyskach niezliczona ilość zapisanych gigabajtów. W tym te o robotach z mocami obliczeniowymi, o których nie śniło się naszemu starszemu rodzeństwu, nie zawsze (jeszcze!) poważnie branej wirtualnej rzeczywistości i „aplikacjach o dziwnych nazwach”. Na ścianach, podłodze i suficie przybyło radosnych śladów eksploracji i eksploatacji. Za część z nich także – z przyjemnością – ponoszę odpowiedzialność. Pora na kolejny zawodowy przystanek.
Co – w skali makro i mikro – przyniosą kolejne dwa lata? Kto pojawi się na środkowoeuropejskim rynku, kto z niego zniknie? Gdzie i jak odnoszący sukcesy będą się dalej rozwijać, które rynki podbijać? Kto z kim połączy siły, a kto pójdzie na noże? Jakie projekty znajdą się na tapecie? Które z niej znikną? I czy bezpowrotnie? Podobno czeka nas kolejne upalne lato.