EN

Pora wyjaśnić Brexit…

Zagięta strona
Przyznanie obywatelom naszego kraju takiej swobody działania doprowadziło do powstania fali niezrozumiałej paniki wśród Anglików. Gdy postanowili odebrać drugiej stronie kontrolę, okazało się, że nie mają na to żadnego planu. Wynik wywołał wśród obywateli konsternację i szok

Myśleli, że pozbędą się tych Europejczyków, a tymczasem stali się pośmiewiskiem całego świata. Ich niedorzeczny, nadęty szowinizm, widoczny jeszcze kilka godzin wcześniej, przerodził się w pełną niepokoju introspekcję i wzajemne obwinianie się. W czasie konferencji prasowej, która odbyła się tuż po tym, gdy wynik stał się znany, ich lider – który stał na czele całego nieudanego przedsięwzięcia – postąpił przyzwoicie i podał się do dymisji, jednak nikt nie chciał przyjąć jego roli i posprzątać bałaganu, jaki po sobie zostawił. Ale dość już o meczu z Islandią. Chcę napisać o Brexicie.

Jako Brytyjczyk tkwiłem w dość optymistycznym przekonaniu, że w godzinie próby moi rodacy w obliczu stojącego przed nimi kryzysu dostrzegą kłamstwa, którymi od tak wielu lat karmiła ich zaciekle eurosceptyczna prasa i populistyczni politycy. Można zatem wyobrazić sobie moją konsternację, gdy w piątkowy poranek dowiedziałem się, że jednak tego nie uczynili – a ci, którzy głosowali za wyjściem z Unii, sami byli tak samo zaszokowani jak ja. Próbowałem zachować spokój, jednak moje uczucia można podsumować słowami wypowiedzianymi w końcowej scenie „Planety małp” przez postać graną przez Charltona Hestona: „W końcu naprawdę to zrobiliście… szaleńcy!! Wszystko zepsuliście! Do diabła z wami! Idźcie wszyscy do diabła!” – choć nie spoglądam na spalone pozostałości Statui Wolności, lecz na Big Bena z twarzą Nigela Farage’a na tarczy zegara.

Jak to wszystko pojąć? Choć łatwo jest zrzucić winę na poszczególne osoby takie, jak Cameron, Johnson, Farage, Corbyn czy Murdoch, to wydaje mi się, że w grę wchodzą też inne czynniki. Żyjemy w czasie, gdy – w następstwie kryzysu kredytowego – na całym świecie widać nieracjonalne wydarzenia; między tymi, którzy rządzą krajami a tymi, którzy ich wybierają zabrakło komunikacji. Jako jeden z liderów kampanii nawołującej do Brexitu, Michael Gove (który sam zadeklarował, że może zostać kolejnym premierem Wielkiej Brytanii, być może tylko dlatego, że wie, że to nierealne) w czasie kampanii przed referendum oświadczył: „Ludzie w tym kraju mają już dość ekspertów”. Nie ma już trzeźwej analizy, wkracza demagogia. Jak inaczej można tłumaczyć popularność Donalda Trumpa? Oczywiście sytuacja jest niebezpieczna nie tylko dla Wielkiej Brytanii, ale także dla USA, Polski, Austrii oraz innych krajów, które dotąd były wzorcami stabilnej i liberalnej demokracji. Być może potrzeba dużej wojny, aby uzmysłowić ludziom, co jest naprawdę ważne, aby uznali wartości demokracji i ponownie zaczęli odgrywać w niej aktywną i poważną rolę? Naturalnie, nie chcę, aby taka wojna miała miejsce, ale za każdym razem, gdy bufon twierdzący, że ma rozwiązanie wszystkich naszych problemów zostaje wybrany, ponieważ wykorzystuje nietolerancję i strach, taka wojna staje się trochę bardziej prawdopodobna.

Nie żyjemy jednak w latach 30. W odróżnieniu od tamtego ciemnego rozdziału historii, społeczność biznesowa Zachodu (do której zaliczam kraje dawnego bloku komunistycznego będące członkami UE oraz NATO) wydaje się stać w zdecydowanej opozycji do retoryki demagogów. To daje mi pewną nadzieję. Tak dojrzałe podejście społeczności biznesowej również musi znaleźć odzwierciedlenie w większej części populacji przed wyborami i referendami; aby tak się stało, ludzie – tak jak w biznesie – muszą być lepiej wykształceni w sprawach polityki oraz podejmować poważne decyzje na podstawie rzetelnych informacji. Jednak w odróżnieniu od ludzi biznesu, obywatele nie czują się udziałowcami demokratycznego przedsiębiorstwa, uważają, że ich głos nie ma znaczenia. Takie myślenie może stać się samospełniającą się przepowiednią. Politycy także powinni bardziej aktywnie angażować obywateli w demokratyczne procesy, a nie tylko mówić i robić cokolwiek, żeby tylko wygrać wybory.

Dzięki temu, że piszę dla magazynu skierowanego do sektora nieruchomości i mam kontakt z tymi z Was, którzy pracują w tej branży, odzyskałem wiarę w ludzkość, i za to Wam wszystkim dziękuję. A czekając na to, aż ludzie się opamiętają, nadal zamierzam udawać Australijczyka – do czasu, gdy zacznę trochę mniej wstydzić się bycia Anglikiem.

Kategorie