Odpowiedź jest bardzo prosta: oni po prostu poruszają się bardzo szybko. Ich celem jest nabrać głęboko powietrza, wbiec do hali sprzedażowej, złapać produkt (a najwyżej dwa) z grubsza przypominający pożądany towar, przemknąć przez kasę (najlepiej samoobsługową), by wreszcie wypaść na zewnątrz z wytrzeszczonymi oczami, łapiąc oddech. Dzieje się tak zawsze. Nie ma znaczenia, co taki mężczyzna chce kupić: karton maślanki, parę skarpet czy rozrusznik serca.
Wieczorem często podjeżdżamy z żoną do pobliskiego supermarketu, żeby zrobić tzw. szybkie zakupy. A szybkie zakupy to – jak wiadomo – zadanie dla prawdziwego mężczyzny. Mamy taką konkurencję: małżonka rozpiera się wygodnie w fotelu pasażera, wybiera z samochodowej płytoteki dowolny utwór i włącza go, a ja muszę wrócić do auta z pełnymi torbami, zanim piosenka się skończy. Jeśli zdążę, mogę wypić to, co kupiłem. Bo jeśli nie, to wiadomo, kto to wypije... Ale doty