Deklinacja okazuje się być największym, i chyba jedynym, problemem w prowadzeniu biznesu w tym kraju. Skala problemu nas przeraża, a zaciekłość walki ze strasznymi skutkami deklinacji i zasadami języka urzędowego – oszołamia. Co ciekawe, będąc medium obejmującym zasięgiem nie tylko Polskę, ale i kilka innych krajów, jakoś zasady innych języków daliśmy radę zastosować. W Rosji – o zgrozo! – przyjęto jakieś „inne literki”. I okazało się, że nazwa firmy czy marki w innym języku, zapisana znakami innego alfabetu, i to jeszcze w transkrypcji. Równie źle jest u kolegów Bałtów. Nie dość, że zapisują fonetycznie, dodają dziwne końcówki, to jeszcze mają dziwne literki. Džordžas Busžas nie wysłał za to na Litwę USAF-u. (Tak, skrótowce też się odmienia w języku polskim). Widocznie frustrację nabytą w innych krajach regionu firmy muszą odreagować w Polsce. I tutaj pytanie, dlaczego u nas? Bo można? To znaczy, że