Nie można do końca życia gromadzić długów
Rynek inwestycyjny i finansowyAndrzej Olechowski, ekonomista i polityk: Rozpatrując tę sprawę w długim terminie, należy wziąć pod uwagę, że zmienił się model gospodarowania w Polsce, podejścia ludzi do gospodarki. Przez ostatnie dwie dekady mieliśmy model pośredni, coś między europejskim a amerykańskim – żeby przeżyć, trzeba było wykształcić się i pracować wydajnie, dużo więcej niż za granicą. Taki model powinien być w kraju na dorobku. Teraz pojawiły się na stałe bodźce do bierności. Przechodzimy na europejski model państwa dobrobytu, ale jeszcze nie osiągnęliśmy wystarczającego poziomu rozwoju. To jest już widoczne na rynku pracy. Mamy ujemny „przyrost” demograficzny. Powinniśmy to rekompensować zwiększoną aktywnością kobiet, ponieważ mężczyźni są już na rynku pracy dość aktywni. Nic nie jest jednak robione w tym kierunku, wprost przeciwnie – kobiety są raczej zniechęcane do pracy zawodowej. Innym rozwiązaniem jest poszukiwanie rąk do pracy za granicą i to robimy, ale nie stabilizujemy tych działań. Odbywa się to w sposób tymczasowy. W Polsce rodzi się też, niestety, złe nastawienie do cudzoziemców. W związku z tym będzie też presja, żeby nie wpuszczać obcokrajowców. Proszę również zauważyć, że w długim okresie stopa wzrostu gospodarczego równa się stopie przyrostu siły roboczej i stopie przyrostu inwestycji. Jeśli siła robocza nie rośnie, to musi bardzo rosnąć wydajność. Żeby rosła wydajność, muszą z kolei rosnąć inwestycje zarówno w infrastrukturę oraz maszyny, jak i w nowoczesne technologie. To jednak też nie rośnie. Dlatego oczekiwania co do stopy wzrostu są dość pesymistyczne – po przyszłym roku ustabilizuje się ona na poziomie 2 proc. rocznie. To oznacza, że będziemy tkwili w tzw. pułapce średniego dochodu.
Co po 2020 roku, gdy skończą się tak duże dopłaty z Unii Europejskiej?
To miejsce powinny zająć inwestycje prywatne. Pochodzą one z własnych oszczędności – a Polacy niechętnie oszczędzają i nie ma żadnych do tego bodźców, są za to bodźce do konsumpcji; powinny też wejść inwestycje zagraniczne – kraj robi się jednak nieprzyjazny dla zagranicy. Na razie nie w realnych działaniach, a w oświadczeniach politycznych – że zależy nam bardziej na polskim kapitale, a nie zagranicznym. To jednak zniechęca cudzoziemców do inwestowania w Polsce. Trudno więc oczekiwać, że nastąpi gwałtowny wzrost inwestycji zagranicznych, kompletnie nie liczyłbym też na wzrost inwestycji krajowych, co mogłoby wypełnić lukę po środkach z Unii Europejskiej.
Jak wzrost stóp procentowych w Polsce i w Unii Europejskiej może wpłynąć na finansowanie deficytu finansów publicznych oraz sytuację w polskiej gospodarce?
Jako były minister finansów mogę jedynie żałować, że w Polsce, w której udało się ustanowić kulturę dość dobrej dyscypliny finansów publicznych, nie mieliśmy ani jednego roku, w którym byłaby nadwyżka budżetowa. Utarł się natomiast paradygmat, że dobry budżet to taki, który ma mały deficyt. Tego normalny człowiek nie rozumie – nie można do końca życia gromadzić długów. Tymczasem dług nam cały czas rośnie, a koszty jego obsługi były bardzo ważną pozycją w budżecie i będą coraz ważniejszą, zwłaszcza że nabraliśmy sztywnych zobowiązań, takich jak dodatkowe emerytury, 500+ itd. W tym zakresie perspektywy nie są bardzo dobre. Zadłużanie się ma sens, jeśli pozyskane środki przeznaczane są na inwestycje, a nie na konsumpcję. Dzisiaj koszty obsługi długu są niewielkie, ale istotnie wzrosną, kiedy pojawi się inflacja. Europejski Bank Centralny na razie zastrzega, że w przyszłym roku raczej nie podniesie stóp i do tego czasu będzie względnie spokojnie. Wielka Brytania i USA podnoszą jednak stopy procentowe. Wiemy, co się wtedy dzieje. Jeśli kraj którejś z głównych walut, uważany za bardzo bezpieczny i stabilny, podwyższa stopy procentowe, to kapitał ucieka z bardziej ryzykownych rynków. Aby to zahamować, trzeba podnieść cenę, którą płacimy za kupno naszego długu. To z kolei prowadzi do wzrostu kosztów obsługi zadłużenia i bardzo poważnych problemów budżetowych. Z jednej strony mamy sztywne wydatki, z drugiej rosną koszty obsługi długu. Politycy nie kwapią się też, aby podnosić podatki, co z kolei spowolni wzrost. Można zwlekać, ale wtedy w skrajnym przypadku może to doprowadzić do sytuacji, jaką obserwujemy w Grecji.
Więcej o inflacji, stopach procentowych i inwestycjach w wywiadzie Eurobuild TV: