Pan Metamorfoza
Biura i projekty wielofunkcyjneNathan North, „Eurobuild Central & Eastern Europe”: Pochodzi Pan z Kenii. W jaki sposób znalazł się Pan w Polsce i doszedł do zajmowanego dziś stanowiska?
Richard Aboo, chair of EMEA office agency, Cushman & Wakefield: Byłem jednym z nielicznych szczęściarzy, którzy otrzymali od rządu kenijskiego stypendium na studia w Polsce. Dziś mówię, że miałem szczęście, ale – szczerze mówiąc – wtedy tak nie sądziłem. To mój ojciec zaproponował, abym rozważył Polskę jako miejsce ewentualnych studiów. Ponieważ kilkakrotnie podróżował do tej części świata, obserwował zbliżające się zmiany i przeczuwał, że w Polsce i w całym regionie nastąpi transformacja. Oczywiście wówczas byłem zbyt młody i wiedziałem za mało, dlatego widziałem tylko smutny, szary i pogrążony w depresji naród… Wydawało mi się wtedy, że ojciec chce się mnie pozbyć!
Później uzyskał Pan stopień magistra ekonomii w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie, a dziś Pana zdjęcie widnieje na stronie internetowej uczelni wśród najbardziej wybitnych absolwentów. Czy zawsze chciał Pan zostać specjalistą od nieruchomości? I czy studia na SGH przygotowały Pana do tej pracy?
Odpowiedź na oba pytania brzmi: nie. SHG nie przygotowało mnie do tej pracy. W moim ówczesnym programie studiów nie było komponentu związanego z nieruchomościami – na ten akurat rynek wszedłem czystym przypadkiem.
A zatem prosto z uczelni trafił Pan do Cushman & Wakefield?
Niezupełnie. Firma, w której zaczynałem, była powiązana z Healey & Baker i funkcjonowała pod nazwą PSI, a jej założycielem był Richard Peterson. Dołączyłem do zespołu jako stażysta i przepracowałem w tej firmie około ośmiu miesięcy. Nie jestem pewien, co przyciągnęło mnie akurat tam, ponieważ większość kolegów ze studiów zdecydowała się na staż w dużych korporacjach, takich jak PwC, Procter & Gamble czy Johnson & Johnson. Możliwe, że skusiła mnie skromność anonsu, jaki zobaczyłem na uczelnianej tablicy ogłoszeń – był ukryty między mnóstwem dużych, agresywnych reklam korporacji. Nie miałem zupełnie pojęcia o nieruchomościach, ale kierowałem się inspirującą wizją Richarda odnośnie przyszłej transformacji rynku. Muszę powiedzieć, że – tak jak w przypadku sugestii ojca – postanowiłem po prostu zdać się na uśmiech losu.
Jaki był wtedy polski rynek nieruchomości? I jak ze stażysty stał się Pan stałym pracownikiem?
Gdy dziś spoglądam wstecz, trudno mi wyobrazić sobie, jak można było działać na tamtym rynku. Dane pochodzące z analiz rynku były ograniczone, wychodziła też tylko jedna gazeta dotycząca nieruchomości – „The Estates Gazette” – która bardziej przypominała nieruchomościowy tabloid niż rzetelne pismo informacyjne. Ale uczciwie mówiąc, nie było wtedy specjalnie o czym pisać, z wyjątkiem paru transakcji w segmencie nieruchomości przemysłowych lub gruntowych, może jeszcze o dziwnych plotkach z rynku. Gdy dołączyłem do zespołu jako pełnoetatowy pracownik, była zalewie garstka deweloperów. Rynek był bardzo ciasny i mimo tego, że działało na nim mniej agencji, konkurencja między nimi była bardzo zaciekła.
Przejście od praktycznie zerowego do dynamicznego rynku, jaki mamy dziś, bez jasno określonych zasad musiało oznaczać konieczność ich stworzenia.
Zdecydowanie nie było żadnych ustalonych zasad, a wiele narzędzi, z których korzystamy dziś (i w pewnym sensie uważamy za oczywistość) powstało właśnie wtedy. Oczywiście jestem dumny z tego, że uczestniczyłem w tworzeniu zasad i narzędzi rynkowych, z których korzystamy dziś, lecz również z tego, że pracowałem przy niektórych najważniejszych i charakterystycznych projektach biurowych w kraju. Można do nich zaliczyć Rondo 1, Metropolitan czy Warszawskie Centrum Finansowe, które wciąż zalicza się do atrakcyjnych projektów. Wspaniale jest również widzieć, że niektóre z budynków, nad którymi pracowałem, zaczynają drugie życie – mam tu na myśli na przykład Ilmet (zostanie zastąpiony przez Warsaw 1), Ochota Office Park (obecnie Adgar West) czy Mokotów Business Park (dziś Empark). Były to przecież jedne z pierwszych parków biznesowych w kraju i całym regionie!
Jak zatem z PSI znalazł się Pan w C&W? I jak od tego czasu C&W zmieniło się w Polsce?
To zabawne: choć nigdy nie zmieniłem miejsca zatrudnienia, to czuję, jakbym pracował w czterech różnych firmach. Przeszedłem przez dwie fuzje i dwa przejęcia, które za każdym razem sprawiały wrażenie pracy w innej organizacji. Inna marka, inne strategie… Całkowitą metamorfozę przeszedł jednak cały rynek i zarówno Warszawa, jak i cały kraj w żaden sposób nie przypominają tego, jak wyglądały wtedy, kiedy zaczynałem pracę. Z podziwem wspominam prężność oraz ducha przedsiębiorczości Polaków, który pozwolił im sprawić, że kraj wygląda tak jak dziś. Wspaniale jest również widzieć, że Polska nie spoczęła na laurach – wciąż widać siłę i energię rynku.
A niedawno Pańskie stanowisko i zakres obowiązków uległy zmianie…
Do końca ubiegłego roku odpowiadałem za pośrednictwo w polskim segmencie biur, do niedawna pełniłem także rolę nadzorczą w odniesieniu do całego regionu Europy Środkowo-Wschodniej. To zaszczyt, iż stworzyłem i pracowałem ze wspaniałym zespołem utalentowanych specjalistów, który zostawiam w dobrych rękach Krzysztofa Misiaka, kierującego dziś działem pośrednictwa dla polskiego rynku biurowego. Od września moja rola ulega zmianie i będę odpowiedzialny za rynki biur w regionie EMEA. Odbieram to jako wyraz uznania dla świetnych wyników polskiego oddziału i jego działu biurowego, to także potwierdzenie wzrostu znaczenia regionu Europy Środkowo-Wschodniej.
Jaka była najtrudniejsza lub najbardziej interesująca transakcja, w którą był Pan zaangażowany?
Wśród najbardziej interesujących transakcji, przy których pracowałem, były projekty z nieżyjącym dziś Davidem Mitznerem, założycielem i współwłaścicielem spółki Apollo-Rida, które dotyczyły wynajmu powierzchni w jego biurowcu Warsaw Trade Tower i doprowadziły do korzystnej sprzedaży budynku. Ale wróćmy do 2003 roku – mieliśmy „kryzys dot-comów”, na rynku najmu panowała całkowita stagnacja, hotele były niemalże puste. Byliśmy zaangażowani w pierwszą transakcję związaną z WTT – budynkiem w bardzo dobrej lokalizacji, z bardzo wysokimi wówczas stawkami czynszu, którego problemem była jednak nienajlepsza reputacja. W spektakularny sposób udało mi się przekonać nieugiętego dyrektora do spraw nieruchomości pewnej firmy (początkowo nie chciał nawet oglądać budynku!) do podpisania pierwszego najmu, który pozycjonował cały budynek! Charyzma i niesamowita energia Davida Mitznera (wówczas 94-letniego) stały za sukcesem tego projektu. David wciąż jest jedną z najbardziej inspirujących osób, z którymi miałem zaszczyt pracować.
Czy zaskoczył Pana sposób, w jaki rynek przeszedł transformację i wciąż się zmienia? Czy cokolwiek na dzisiejszym rynku jest w stanie Pana zaskoczyć?
Na rynku zmieniło się praktycznie wszystko. Wystarczy pomyśleć, że kiedy po raz pierwszy przyjechałem do Polski, w sklepach nie było praktycznie nic, a dziś mamy rynek nasycony pełnymi towarów centrami handlowymi. Gdy ogląda się zdjęcia Warszawy z 1990 roku i te wykonane dziś, trudno uwierzyć, iż jest to jedno i to samo miasto. Wizja tego miasta w przyszłości, jaką podzielił się ze mną Richard Peterson, gdy przyszedłem do jego firmy, nie tylko spełniła się, lecz w rzeczywistości przerosła moje wszelkie oczekiwania. W Europie nie ma wielu miast, w których buduje się tak wiele biurowców jednocześnie, a jeżeli wiemy, że większość z nich posiada wstępne lub ostateczne umowy dotyczące wynajęcia całej ich powierzchni, to czasem po prostu trudno w to uwierzyć. Warszawa jest również miastem, które – jak żadna inna metropolia – łagodnie dostosowuje się do tych wszystkich zmian. Jest pełna życia, czysta i łatwo dostępna. Niegdyś uważana za brzydką, stała się świetnym miejscem do życia i pracy, umożliwiającym optymalny – moim zdaniem – balans między życiem prywatnym a zawodowym. Jakość warszawskich biurowców odpowiada standardom światowym, a tempo wdrażania innowacyjnych rozwiązań i realizacji powierzchni coworkingowych jest imponujące. Warszawa jest dziś czwartym pod względem wielkości rynkiem powierzchni coworkingowych, na którym popularność rozwiązań oferowanych przez np. WeWork rośnie z prędkością światła. To stało się w ciągu półtora roku, co potwierdza tempo zmian zachodzących w kraju.
Czy – mimo tych wszystkich zmian – wszystko w Polsce unormowało się i ustabilizowało pod względem gospodarczym?
Obserwuję zjawisko „zmiany po zmianie” – choć przeszedłem przez kilka recesji, to nie były one w żaden sposób porównywalne z tym, co zobaczyłem przyjeżdżając do Polski. Nic nie mogło mnie przygotować na to, czego doświadczyłem podczas pierwszego pobytu: sklepy, oferujące wyłącznie chleb i ocet, punkty obuwnicze sprzedające setki butów wyglądających dokładnie tak samo, sklepy mięsne, w których można było kupić określoną ilość mięsa raz w miesiącu, a także wszechobecne kolejki: w banku, na poczcie, żeby opłacić rachunki, a nawet kupić podstawowe artykuły. Patrząc wstecz trudno nie cieszyć się z miejsca, w którym dziś znajduje się Polska – pod wieloma względami funkcjonuje ona lepiej niż niektóre kraje Zachodu. Gospodarka ma solidne podstawy, a stopa wzrostu jest stabilna i wynosi powyżej 3 proc. Polska jest dziś czwartą najszybciej rozwijającą się gospodarką świata, a jej PKB wynosi 600 mld dolarów. Przypomnijmy, że gdy przyjechałem tutaj w 1989 roku, jej PKB wynosiło zaledwie 67 mld dolarów! Był to najniższy poziom PKB na mieszkańca w całej Europie, niższy na przykład także od Gabonu!
Jak bardzo różni się tutejszy rynek od innych krajów, w których także nastąpił „zalew zmian”, a w których mógł Pan pracować?
Sporo podróżowałem po Europie Wschodniej. Polska naprawdę wyróżnia się w tym regionie i pod wieloma względami jest uważana za przykład do naśladowania! Lądując na Okęciu można dosłownie poczuć jej energię, dynamikę rynku oraz ducha przedsiębiorczości. Ten kraj naprawdę przeszedł taką metamorfozę, jak żadne inne znane mi państwo europejskie. Zmieniło się wszystko: gospodarka, infrastruktura, system bankowości, system prawny, a przede wszystkim mentalność ludzi – Polacy są wykształceni, obyci w świecie i otwarci na nowe idee i nowe technologie.
Czyli nie żałuje Pan tego, że rozwijał swoją karierę akurat nad Wisłą?
Dziś nie wybrałbym żadnego innego kraju. Byłem świadkiem przemiany państwa, gospodarki oraz ludzi z niemalże niczego do zdumiewającego poziomu i jestem dumny, że mogłem uczestniczyć choć w niewielkim stopniu w rozwoju Polski i osiągnięciu jej obecnej pozycji. Zdecydowanie mam poczucie spełnienia i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział w mojej karierze!
Siła transformacji
Richard Aboo dołączył do zespołu Cushman & Wakefield w 1996 roku, dziś piastuje funkcję chair of EMEA office agency (Europa Bliski Wschód i Afryka). Jego poprzednikiem na tym stanowisku był James Young, który został szefem działu usług dla inwestorów na region EMEA. W swojej nowej roli Richard będzie nadzorował 550 specjalistów ds. biur, którzy w ubiegłym roku doradzali w związku z transakcjami dotyczącymi 4 mln mkw. powierzchni w regionie EMEA. W 2015 roku Richard został szefem działu pośrednictwa C&W dla sektora biur na region Europy Środkowo-Wschodniej. Jest jednym z najbardziej doświadczonych pośredników w Europie Środkowo-Wschodniej. Roczna łączna wielkość transakcji związanych z powierzchniami biurowymi zawartych przez jego zespół przekroczyła 300 tys. mkw. Powierzchnie te znajdowały się m.in. w warszawskich obiektach: Metropolitan, Focus, Platinium Business Park, Sienna Center, Eurocentrum Office Complex, ArtN, Europejski czy Zebra Tower. Richard był również odpowiedzialny za korporacyjnych klientów C&W w Polsce i zarządzał grupą doradców specjalizujących się we współpracy z firmami z sektorów farmaceutycznego i bankowego w Europie Środkowej. Ma doświadczenie w pozyskiwaniu funduszy w postaci kredytów lub emisji obligacji mających na celu finansowanie projektów deweloperskich. Richard jest absolwentem Szkoły Głównej Handlowej, w której uzyskał dyplom magistra ekonomii.