Skok do bezpiecznej wody
Small talkTomasz Cudowski: Jakiś czas temu rynek obiegła informacja, że Budimex zamierza sprzedać swoją spółkę deweloperską, a dziś są już podobno pierwsi chętni na Budimex Nieruchomości…
Damian Kapitan, prezes zarządu, Budimex Nieruchomości: To prawda, nasz właściciel jest na etapie wyboru opcji strategicznej, kilka zainteresowanych instytucji prowadzi due dilligence.
Szukacie nabywcy na całą spółkę czy może tylko część?
Wariant bazowy to sprzedaż 100 proc. udziałów, ale nie wyklucza się też innego rozwiązania, jak sprzedaż części udziałów konkretnemu podmiotowi lub na giełdzie. Ostateczna decyzja zostanie podjęta zapewne na przełomie tego i kolejnego roku [rozmowę przeprowadzamy w połowie grudnia 2020 r. – przyp. red.].
Dlaczego Pana zdaniem spółka Budimex Nieruchomości jest warta zainteresowania inwestorów?
Bo to solidna i prężna firma, która działa w sektorze z jasną przyszłością. Zatrudniamy bezpośrednio ponad 150 profesjonalistów w pięciu miastach, a wyniki przedsprzedaży w roku 2019 mieliśmy rekordowe. Zakładamy, że te z roku 2020, który jest bardzo nietypowy, również będą świetne. Już teraz jestem pewien, że plany dotyczące wyników finansowych i poziomu sprzedaży mieszkań, które były przecież robione na długo przed pandemią, mają szansę na realizację. Chcemy, aby nasze hasło: „Dotrzymane obietnice” było nie tylko sloganem reklamowym, ale także wartością, którą się kierujemy na co dzień.
Jak spółka zareagowała na atak pandemii?
To nie pierwszy kryzys w historii branży i zawsze reagowaliśmy tak samo. Po pierwsze: trzeba było zadbać o ludzi i ich bezpieczeństwo, a po drugie: skupić się na kwestiach organizacyjnych. Po krótkim przestoju wróciliśmy do pracy (nasze budowy w ogóle nie stanęły), nawet przekazania mieszkań przebiegały bez większych perturbacji. Co najważniejsze, już w maju zdecydowaliśmy, że zgodnie z planem uruchomimy kolejne inwestycje, dzięki czemu od początku roku wprowadziliśmy do sprzedaży już około 1,4 tys. mieszkań, a do końca grudnia dodamy 500 kolejnych.
Co było dla Was największym wyzwaniem tej wiosny? Zamknięte na głucho urzędy?
Dokładnie, zresztą do dziś nic się nie zmieniło – nadal mamy quasilockdown. Problemem jest nie tylko wydawanie decyzji administracyjnych niezbędnych deweloperom do rozpoczęcia i zakończenia inwestycji, ale także kompletowanie przez obie strony dokumentów koniecznych do aktu notarialnego. Dziś przepisy utrudniają ich uzyskanie bez osobistego kontaktu z urzędnikami, a ten jest – jak wiadomo – ograniczony. Liczymy jednak, że sytuacja będzie się poprawiać.
Właśnie mija rok od momentu, gdy objął Pan stery spółki. Z jakiego osiągnięcia w tym czasie jest Pan szczególnie dumny?
Ze spółką Budimex Nieruchomości jestem związany od wielu lat, znam dobrze zespół, więc byłem pewien, że poradzimy sobie nawet w najtrudniejszej sytuacji. I nie pomyliłem się. Wiosna była dla nas okresem próby, można było wtedy popełnić wiele błędów, bo pandemia jest jednak wyjątkową, niespotykaną wcześniej odmianą kryzysu, jednak szybko odnaleźliśmy się w nowej rzeczywistości – chyba to właśnie uważam za największe osiągnięcie zespołu i swoje własne. Ten rok zapamiętamy jako bardzo trudny, ale jednocześnie taki, w którym zyskaliśmy pewność, że już chyba żaden kryzys nie będzie nam straszny.
A jak wygląda Pański wolny czas? Odpoczywa Pan biernie czy czynnie?
Zależy od pory roku, ale raczej czynnie. Część lata udało mi się spędzić z rodziną nad morzem, ale czekałem też na jesień, bo wreszcie mogłem zacząć… morsować.
O, a gdzie Pan morsuje?
Najczęściej w Pruszkowie, w akwenie tamtejszego parku Żbikowskiego. A dlaczego? Bo to świetna i zdrowa rozrywka, a poza tym spotyka się ludzi z rozmaitych środowisk – bardzo przyjacielskich i miłych.
Co poradziłby Pan komuś, kto nigdy nie próbował morsowania, a chciałby?
To proste: najważniejsze jest, aby na początku zrobić solidną rozgrzewkę. Potem pozostaje już tylko wejście do wody.