EN

Eksperci kontra "eksperci"

Od redakcji
Z programów informacyjnych telewizji rządowej wiemy, że Polakom zazdrości cały świat, a wszystkie bez wyjątku narody głęboko nas podziwiają. Jesteśmy obiektem nieustannej uwagi i przedmiotem drobiazgowych analiz prowadzonych przez te gapowate kraje, którym nie wszystko idzie zgodnie z planem.

Nie bez powodu przewodzimy tej elicie – mamy przecież znikomą inflację, śmiesznie tanie paliwo oraz świeckie państwo z profesjonalnymi altruistami na kluczowych stanowiskach. Ale najbardziej zazdroszczą nam tego, że Polacy znają się na wszystkim. Wystarczy, że jedynie otrzemy się o jakiś temat i – przez właściwą wyłącznie naszej nacji osmozę – natychmiast nasiąkamy dowolną, komplementarną wiedzą. Przykład? Proszę bardzo. Ponieważ każdy gdzieś mieszka, mamy w Polsce jakieś 38 milionów ekspertów od rynku mieszkaniowego. Każdy kiedyś się przeziębił, więc medycyna nuklearna nie ma przed nami tajemnic. Niezależnie od tego, czy jesteś kierowcą dwudziestoletniego passata czy stałym pasażerem miejskiego autobusu, i tak będziesz miał w małym palcu całą inżynierię miejską, a obudzony w środku nocy bez zająknięcia wyrecytujesz wszystkie zalety silnika BlueMotion. Miałeś w podstawówce słabą trójkę z matmy i w zasadzie twoja edukacja matematyczna zakończyła się na tabliczce mnożenia do stu? To nie przeszkodzi ci w stworzeniu śmiałego planu rozwiązania wszystkich problemów ekonomicznych Trzeciego Świata, a także zbiciu fortuny (już w najbliższej przyszłości!) na rynku kryptowalut. Nie da się ukryć: być prawdziwym ekspertem w Polsce to bardzo niewdzięczne zajęcie. A nie daj Boże być ekspertem, który dzieli się swoją wiedzą w Internecie – to już prawdziwa golgota. Każdy wpis przyciąga błyskawicznie co najmniej tuzin anonimowych fachowców, którzy „zgłębiają temat od lat” i chętnie poświęcą pół dnia, aby napisać płomienną polemikę bazującą na półprawdach, niedomówieniach, fake newsach i zwyczajnych kłamstwach. A jeśli opadną ci ręce i uznasz, że nie ma sensu dyskutować, uznają się za dumnych zwycięzców.

Tym bardziej doceniamy odwagę tych prawdziwych ekspertów, którzy dzielą się swoją wiedzą z Czytelnikami w każdym numerze „Eurobuildu”. W edycji czerwcowej zaczynamy od analizy rynku PRS, który został niemal sparaliżowany masowym napływem klientów z Ukrainy. Branża skwapliwie unika słowa „kryzys”, ale realia rynku przypominają obecnie te, które zobaczyła Alicja, gdy już przeszła na drugą stronę lustra. Zaglądamy także za naszą południową granicę, skąd płynie do nas całkiem wartka rzeka kapitału – skąd się bierze ta czeska miłość (czyli česká láska) do polskiego rynku? Pukamy ponadto śmiało do działów HR firm z branży nieruchomości, by zapytać, czym wybrukowana jest kobieca droga do zarządów spółek i dzięki czemu kobiety osiągają sukces w tym męskim od zarania świecie. W numerze bierzemy też na spytki szefa polskiego Newmarku (primo voto: Cresa), który odsłania kulisy ostatnich zmian w firmie i prognozuje, co to będzie z tym rynkiem (uwaga, spoiler: będzie dobrze). Kontynuujemy także cykl „case study”, w którym prezentujemy najciekawsze i najbardziej unikalne polskie nieruchomości – tym razem mamy dla Państwa coś dla oka i ucha z Beskidu rodem.

Zapraszamy do lektury miesięcznika oraz naszych mediów społecznościowych, a przede wszystkim nowego kanału „Eurobuildu” na Telegramie (t.me/eurobuildcee). Będzie szybko, rzeczowo i po angielsku.

Miłej lektury!

Kategorie