EN

Po co nam drugi dom?!

Biura i projekty wielofunkcyjne
Praca jest kluczowa dla egzystencji człowieka. Dla naszego zdrowia psychicznego powinniśmy wykonywać ją w miejscu do tego przeznaczonym. Praca z domu na dłuższą metę przynosi więcej szkód niż pożytku – twierdzi w rozmowie z Eurobuild CEE prof. Andrzej Falkowski, kierownik Katedry Psychologii Ekonomicznej i Biznesu Uniwersytetu SWPS

Radosław Górecki, „Eurobuild”: Czy tzw. home office z psychologicznego punktu widzenia ma sens?

Andrzej Falkowski, kierownik Katedry Psychologii Ekonomicznej i Biznesu Uniwersytetu SWPS: Home office ma sens jedynie w szczególnych przypadkach. Dla matki z chorym dzieckiem praca z domu może być korzystna. Niektóre wolne zawody są wykonywane z domu. Ale to są bardzo szczególne przypadki.

Pandemia też była takim szczególnym przypadkiem…

Tak, ale dzięki technologii, tym wszystkim narzędziom, które powstały w ostatnim dziesięcioleciu, udało nam się ją przetrwać. Może nie bez strat, ale jednak w jakiś sposób mogliśmy funkcjonować.

I chyba się do tego przyzwyczailiśmy, bo większość ludzi nie chce wracać do biur. Rozmawiałem z wieloma menedżerami, którzy zastanawiają się, jak skłonić ludzi do powrotu do biura…

Pana opinia może wynikać z heurystyki reprezentatywności, która prowadzi do złudzeń poznawczych. Obserwacje z najbliższego otoczenia ekstrapoluje Pan na całą populację. Mechanizm ten świetnie opisał Daniel Kahneman. Rzeczywistość jest inna.

Nie chcemy siedzieć w domu? Przepraszam, pracować z domu?

Uważam, że zdecydowana większość ludzi wraca do biur, bo tego chce. Co oczywiście nie oznacza, że przestaniemy korzystać z technologii, które się upowszechniły w pandemii. Pracować zdalnie będziemy jedynie w sytuacjach szczególnych.

Dlaczego?

Praca jest kluczowa dla egzystencji człowieka. Ale pracę należy totalnie oddzielić od spraw domowych. Człowiek przetwarza informacje sekwencyjnie. Kiedy jestem w domu, to nie jestem w pracy. I na odwrót: kiedy jestem w pracy, to nie jestem w domu. Nie możemy przeskakiwać z domu na pracę, z pracy na dom w sposób nagły. Bo popadniemy w schizofrenię. Taka jest natura procesów poznawczych. Nie możemy być jednocześnie w dwóch różnych miejscach.

To co się dzieje, gdy permanentnie pracujemy z domu?

Spada wydajność, co prowadzi do rosnących kosztów pracy. Dodatkowo nie jesteśmy w stanie wytworzyć tzw. kultury organizacji. Bez fizycznych kontaktów jest to wręcz niemożliwe. Przeprowadzone badania wskazują, że pozbawienie pracowników bezpośrednich kontaktów z ludźmi i otoczeniem zawodowym prowadzi do mniejszej chęci do pracy i skłonności do jej polecania.

Ale mimo to niektóre firmy zapowiedziały, że ograniczą powierzchnię biurową. Bo nie będzie ona już potrzebna, skoro duża część pracowników pozostaje na home office. Kalkulują tak: zaoszczędzę na powierzchni biurowej i jednocześnie uszczęśliwię pracowników, bo pozwolę im zostać w domu.

Moim zdaniem takie organizacje nie mają szans na przetrwanie. Praca zdalna jako stałe rozwiązanie jest absurdalna z psychologicznego punktu widzenia.

W jednym z wystąpień skrytykował Pan pewien koncept coworkingowy, który chce przyciągnąć ludzi, reklamując się jako miejsce, w którym możemy „poczuć się jak w pracy i domu zarazem”.

Bo to również jest absurd. Nie możemy być jednocześnie w dwóch różnych miejscach. Próba łączenia dwóch odrębnych bytów nie sprawdzi się. Obserwuję, że część firm próbuje tworzyć takie przestrzenie, ale moim zdaniem to nie zadziała. Co innego tworzenie miejsc pracy z łatwo dostępnymi strefami dla relaksu. Biura, które oferują pracownikom dużo różnych stref, np. kuchnie przypominające kawiarenki czy nawet siłownie, mogą wpływać na poprawę wydajności. Strefy, w których się możemy zrelaksować, realizują bowiem potrzebę stymulacji bodźcowej. To powoduje odciążenie naszego umysłu. Nawet po krótkiej chwili przerwy w innym otoczeniu nasz umysł się oczyszcza i znacznie łatwiej wraca do pracy.

Czyli różne strefy tak, ale biura udające mieszkania już nie?

Dokładnie! Biuro udające mieszkanie nie zadziała. My musimy mieć wyraźną granicę między miejscem pracy a domem. Uważam, że pracownicy nie chcą biura, które będzie przypominać im mieszkanie. Sam fakt wyjścia z domu i udania się do pracy jest realizowaniem naszych potrzeb psychologicznych. To też odpowiednio nas stymuluje. Zmiany środowiska są niezwykle istotne dla naszego zdrowia psychicznego. Jeżeli nie będziemy doświadczać zmian, nie będziemy w odpowiedni sposób stymulować mózgu, z naszym umysłem będą się działy złe rzeczy. W ostateczności mogą pojawić się halucynacje. Takie zaburzenia psychologiczne były obserwowane już wiele lat temu przez znanych psychologów, m.in. przez profesora Ernesta Hilgarda w jego badaniach nad deprywacją sensoryczną, polegającą na odcięciu człowieka od bodźców ze środowiska zewnętrznego.

A idea gabinetu w domu lub mieszkaniu? Może to jest rozwiązanie?

No to mamy powrót do PRL-u. Wtedy właśnie w mieszkaniach tworzono gabinety do pracy. Wydzielało się pokój na gabinet dentystyczny, gabinet dla prawnika. Ale jak tylko powstały nowoczesne, przystosowane do pracy biura i lokale użytkowe, to biznes opuścił mieszkania. Jeszcze raz podkreślę: z psychologicznego punktu widzenia nie ma miejsca na pracę w domu.

A co z pokoleniem najmłodszych pracowników? Oni nie chcą spędzać całego czasu w biurze, chcą podróżować, pracować z różnych zakątków świata. Często określa się ich współczesnymi nomadami.

To wciąż zjawisko dotyczące dość wąskiej grupy osób. Tacy udzie nie będą też wiecznie pracować w ten sposób. Na pewnym etapie życia praca np. z egzotycznych wysp stymuluje ich, ale oni potem wrócą. Taka sytuacja na stałe nie będzie możliwa.

Chce Pan powiedzieć, że jesteśmy istotami, które są przywiązane do jednego miejsca i musimy do niego wracać?

W pewien sposób tak. Ale gdy mówimy o najmłodszych, to oni są wysoko na poziomie tzw. „seeking sensation”, co chwilę zmieniają pracę, ciągle poszukują, są otwarci na doświadczenia. Jednak kiedy już są w pracy, to dla nich też jest istotne przywiązanie do miejsca. Oczywiście musimy cały czas pamiętać o tym, że zawsze pewien niewielki procent społeczeństwa zachowuje się inaczej. Podobnie jest z osobami, które nazywamy nomadami. To nie jest zjawisko normalne, nie stanie się normą. Natomiast pewne odchylenia mogą się zdarzać.

Z tego, co Pan mówi, wynika, że deweloperzy budujący biura nie mają się czego obawiać, że nie jest tak, jak wieszczyli niektórzy, że biurowce przestaną być potrzebne…

Absolutnie nie. Spójrzmy na Stany Zjednoczone, na te wszystkie olbrzymie biurowce. One cały czas tętnią życiem. Dla naszego zdrowia psychicznego musimy skutecznie oddzielać dom od pracy. Nikt nie zlikwiduje biurowców, bo one są nam potrzebne. Ograniczanie dostępu do biur jest bez sensu. Mam świadomość, że są takie firmy, ale one się z tego wycofają.

To jak stworzyć przestrzeń pracy, jak projektować biuro, żeby było z jednej strony atrakcyjne dla pracownika, a jednocześnie żeby nie obniżało efektywności?

Musimy dać pracownikom pewną swobodę w kształtowaniu biura, w którym przebywają. Nie możemy przeszkadzać im w urządzaniu swojego najbliższego otoczenia, zabraniać postawienia jakiś drobnych rzeczy na własnym biurku. Pracodawca powinien dać swoim pracownikom pewną namiastkę prywatności.

To ciekawe, co Pan mówi, bo wiele firm decyduje się na model, w którym nie posiadamy własnego biurka. Rzeczy trzyma się w szafkach i każdego dnia można zająć inne miejsce. Biurka są posprzątane i całkowicie pozbawione elementów prywatnych.

To jest tragedia, krótko mówiąc. Biznes robi to dla swojego własnego interesu, ale nie widzi potrzeb swoich pracowników. Biznes choruje na tzw. marketing myopia, czyli marketingową krótkowzroczność. Pozbawienie ludzi biurka jest działaniem przeciwko prywatności, która jest jedną z podstawowych potrzeb człowieka. Potrzeba prywatności tkwi w naszych głowach od pokoleń, jest wbudowana w nasz układ nerwowy. To, że nie mamy własnego biurka, że na miejscu, które postrzegamy jako własne, może usiąść ktokolwiek, to odbieranie nam możliwości realizacji fundamentalnych potrzeb, przede wszystkim potrzeby stałego miejsca.

Czyli my musimy mieć swoje terytorium? Nawet w biurze?

Tak. Musimy mieć w biurze swój kawałek terytorium, który choć w niewielkim stopniu możemy kształtować. Wychodząc z domu, musimy wiedzieć, co zastaniemy w pracy, co nas tam czeka, gdzie będziemy siedzieć. Bez tego poczucia prywatności, pewnej stałości będzie wzrastać poczucie stresu, a to z kolei przełoży się na mniejszą wydajność.

„U ludzi wzrasta chęć współpracy, gdy wiedzą, że ich zachowania są obserwowane przez innych” – tym stwierdzeniem skończył Pan prezentację podczas 13. Konferencji Polski Rynek Biurowy. Przywołał Pan tu eksperyment naukowców z Uniwersytetu w Newcastle. Polegał on na tym, że nad czajnikiem z herbatą, kawą i mlekiem naukowcy umieszczali plakaty: raz były to oczy, raz kwiaty. Każdy z plakatów wisiał przez tydzień. Korzystający z kawy i mleka mieli płacić niewielkie kwoty za napoje. Efekt: płacili więcej, gdy nad czajnikiem wisiał plakat przedstawiający oczy…

Bo jeżeli ktoś na mnie patrzy, to muszę pokazać się w dobrym świetle. Tu chodzi o reputację. U ludzi wzrasta chęć współpracy, kiedy wiedzą, że są obserwowani przez innych. To dokonuje się automatycznie. Osoby widzące plakat, na którym był wizerunek oczu, chciały być widoczne, chciały dobrze wypaść, ale był to proces podświadomy. To bardzo interesujące zjawisko, co ciekawe można taki eksperyment przeprowadzić samemu i zobaczyć, jak to działa.

Ale do tego jest potrzebna przestrzeń biurowa, bo tam dochodzi do interakcji między ludźmi…

Przestrzeń biurowa jest potrzebna do normalnego funkcjonowania, jest potrzebna do utrzymania zdrowia psychicznego.

Czyli śmierć biur została ogłoszona przedwcześnie?

Ja bym powiedział, że śmierć biur to śmierć człowieka. Praca jest podstawową rzeczą, do której jesteśmy zobligowani, a przestrzeń biurowa daje możliwość jej wykonywania w sposób efektywny i zapewniający zdrowie psychiczne.

***

Psycholog z biznesem za pan brat

Andrzej Falkowski, prof. dr hab., kierownik Katedry Psychologii Ekonomicznej i Biznesu Uniwersytetu SWPS w Warszawie. Członek International Society for Ecological Psychology i Association for Consumer Research, w latach 2011 – 2014 członek Komitetu Polityki Naukowej przy Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego, ponadto stypendysta Fundacji Fulbrighta. Ekspert sądowy w sprawach znaków towarowych, współpracuje z kancelariami adwokackimi w dziedzinie ochrony marki na rynku gospodarczym, m.in. dla takich firm, jak Maspex, Hortex, Reckitt Benckiser, E.Wedel, Fakro, FSO, British Petrol, Polkomtel, Polmos, Bakoma czy Broker FM. Jest autorem i współautorem kilkudziesięciu artykułów z zakresu psychologii poznawczej i psychologii stosowanej w dziedzinie zachowań konsumenckich, rynkowych i wyborczych, opublikowanych w najbardziej prestiżowych pismach na świecie.

Kategorie