Narodowy Plac Dyskusyjny
ArchitekturaPrzez ostatnie dekady miejskie rynki i place w Polsce były porządkowane, odnawiane i remontowane, również dzięki potężnym dotacjom z funduszy unijnych. Perspektywa nabierała skali, niezakłócona przez drzewa. Brak zieleni, załamujące się pod samochodami płyty fontann i nieznośnie wysokie temperatury w trakcie upałów – to nie jedyne mankamenty polskich placów. Przyjazna, przyciągająca ludzi przestrzeń publiczna to suma wielu uzupełniających się składników.
Gorący klimat, gorący temat
Na plan pierwszy w dyskusjach o miejskich placach wysuwa się temat drzew. Za ich obecnością przemawiają argumenty wagi ciężkiej, bo klimatyczne. – Dotychczasowe spojrzenie na problemy, które pojawiały się podczas rozmów o roślinności miejskiej, należy odłożyć do lamusa. Zasłanianie widoku, konieczność uprzątania liści jesienią czy zacienianie przestrzeni – w obecnych realiach klimatycznych te niedogodności stają się nieważne. Rośliny w przestrzeniach miejskich są pierwszą i podstawową metodą ograniczania skutków globalnego ocieplenia. Dlatego też, chcąc żyć dobrze i wygodnie w miastach, musimy zacząć traktować roślinność jako sprzymierzeńca, a nie jako wroga – przekonuje dr inż. Wojciech Słomka, specjalista do spraw ochrony roślin i ochrony środowiska.
Miejskie wyspy ciepła to nie kwestia większych lub mniejszych uciążliwości, ale naszego zdrowia, a czasem również życia. – Na przeszkodzie przygotowaniu się do zmian klimatu stoi brak świadomości projektantów i miejskich władz, które w kierunku nowych rozwiązań zmierzają z bezwładem charakterystycznym dla wagonu z węglem – mówi dosadnie Paweł Mrozek, architekt z Mad Pracowni, społecznik i założyciel profilu Sto Lat Planowania. – Władze samorządowe są ciągle na etapie lat 90., kiedy to zachłyśnięto się amerykańskimi filmami z lat 70., a priorytetami społeczeństwa było betonowanie, budowanie dróg i kupowanie samochodów – przekonuje architekt.
Coś powoli jednak zmienia się w polskich głowach i w miejskim pejzażu. Są szanse, że drzewa pojawią się na gigantycznym, przegrzanym krakowskim rynku. Swój projekt placu Solidarności w Szczecinie modyfikuje Robert Konieczny, który razem z zespołem szuka miejsca dla drzew bez zmieniania funkcji tego miejsca. Na kieleckim rynku zielone zmiany szykuje pracownia mamArchitekci, która pracuje też m.in. nad zieloną koncepcją placu Dąbrowskiego w Łodzi (razem z A2P2). Na nowym warszawskim Placu Pięciu Rogów pojawiły się szpalery drzew – tej przestrzeni warto poświęcić parę słów, bo nieoczekiwanie zbiera ona więcej nagan niż pochwał.
Pięć Rogów i 22 klony
Przed przebudową, w miejscu Placu Pięciu Rogów było hałaśliwe skrzyżowanie, które przemierzały tysiące pieszych i samochodów. Konkurs na zagospodarowanie tej przestrzeni wygrała koncepcja autorstwa Kacpra Ludwiczaka, a ostateczny projekt przygotowała pracownia architektoniczna WXCA. – Plac Pięciu Rogów powstał w bardzo charakterystycznej przestrzeni urbanistycznej, która na tle innych miejsc w Warszawie wyróżnia się nietypowym lejkowatym kształtem. Tożsamość tego miejsca wynika również z historii i funkcji poszczególnych ulic – Chmielnej, Brackiej, Szpitalnej i Zgoda, które od ponad stu lat tworzą jedno z bardziej ruchliwych skrzyżowań w mieście, mocno zapisane w świadomości warszawiaków – opowiada Michał Kempiński, architekt, projektant placu.
Z placu niemal całkowicie zniknął ruch samochodowy, pojawiły się za to siedziska, sadzawka, nowa nawierzchnia i drzewa. Po oficjalnym zakończeniu prac wybuchła wielka awantura – warszawiacy narzekali na brak niskiej zieleni. Jak tłumaczyli to architekci? – Plac Pięciu Rogów jako przestrzeń publiczna jest przede wszystkim formą otwartą i uniwersalną. Ze względu na duży ruch w tym miejscu nie mogliśmy sobie pozwolić na rozległą łąkę kwietną czy trawnik. W publicznej dyskusji warto rozróżnić to, czym jest plac miejski, czym jest skwer, a czym jest park – przekonuje Michał Kempiński. – Potrzebna jest ocena i analiza, czego dana przestrzeń potrzebuje – dodaje Piotr Łosek, architekt i młodszy partner w pracowni WXCA, projektant Placu Pięciu Rogów. – Nie należy stawiać znaku równości pomiędzy dobrze zaprojektowanym miejscem a przestrzenią będącą łąką kwietną. Zagadnienie jest nieco bardziej złożone – wyjaśnia Piotr Łosek i przypomina, że przez Plac Pięciu Rogów przelewa się tysiące ludzi na godzinę – to jedna z zaledwie kilku tak intensywnie użytkowanych przestrzeni w Warszawie, stąd decyzja, aby postawić na zieleń wysoką, która w miejscu o takim charakterze sprawdzi się najlepiej.
W przypadku Placu Pięciu Rogów na założenia projektowe wpłynęły również kwestie związane z dojazdami do poszczególnych kamienic, wytyczeniem dróg pożarowych (jedna z nich prowadzi przez odporną na obciążenia sadzawkę!) czy dostępnością komunikacji miejskiej. Plac połączył dwie części deptaka na Chmielnej, jest elementem większej przestrzeni i miejscem, które będzie podlegać dalszym zmianom – już otwierają się tu nowe lokale, które będą mieć na placu swoje ogródki, a sklepy wydłużają godziny funkcjonowania. – Czekamy aż Plac Pięciu Rogów dostanie się do krwiobiegu miasta i ludzie zobaczą, że ta układanka z wielu elementów zaczyna działać – przekonuje Michał Kempiński. – Teraz dwa odcinki ulicy Chmielnej są ze sobą maksymalnie zespolone, a ciągłość przestrzeni publicznej w mieście jest czymś superważnym. Mamy nadzieję, że – zgodnie z zamierzeniami miasta – plac to dopiero początek zmian w tym rejonie – dodaje architekt.
Roślinne dziedzictwo i podziemne królestwo
Paweł Mrozek zwraca uwagę, że duża część projektów, nawet przy dobrej woli projektantów czy władz, jest ogałacana z zieleni przez konserwatorów zabytków. W doktrynie konserwatorskiej widać jednak istotne zmiany. Na przykład w lipcu 2021 roku Magdalena Gawin, wówczas podsekretarz stanu w Ministerstwie Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu, wystosowała do wojewódzkich konserwatorów pismo, w którym jednoznacznie opowiada się za pozostawianiem istniejącej zieleni oraz przeciwko działaniom, których efektem jest „betonowa płaszczyzna placu z parkingiem podziemnym i donicami zamiast starodrzewia”.
Paweł Mrozek wskazuje na jeszcze inną kwestię, która utrudnia zazielenianie miejskich placów. – Przeszkodą jest też królestwo projektowania instalacji podziemnych. Ta branża nie liczy się z nikim i z niczym, a jej projekty powstają w oderwaniu od planów zagospodarowania naziemnej infrastruktury. Gdy przychodzi do urządzenia terenu, nagle się okazuje, że jest poprzecinany w sposób najwygodniejszy dla instalacji i nie ma miejsca na bryłę korzeniową drzewa czy na bardziej zorganizowaną zieleń – ubolewa ekspert.
W przypadku Placu Pięciu Rogów każdy punkt, w którym miało znaleźć się drzewo, był analizowany pod kątem kolizji z instalacjami. – Z perspektywy czasu możemy ocenić, że posadzenie tylu drzew w tym miejscu można uznać za sukces. Roboty budowlane w zakresie sieci i prac poniżej poziomu terenu trwały długie miesiące, znacznie dłużej niż zakładano. Na początku prac koncepcyjnych mało kto wierzył, że w tak trudnej lokalizacji z ogromną ilością infrastruktury podziemnej uda się posadzić w gruncie tyle drzew. Uzgodnienia i skoordynowanie prac wymagały ogromnego wysiłku, kilkunastu miesięcy bardzo intensywnej pracy, negocjacji, dyskusji i niezliczonej ilości pism – opowiada Piotr Łosek.
Zieleń, ale jaka?
Jeszcze nie dojrzeliśmy w pełni do zieleni na miejskich placach, a już trzeba pamiętać, że znaczenie ma też jej rodzaj. – Na przestrzeń miast musimy spojrzeć na nowo, w zupełnie inny sposób – mówi Wojciech Słomka, specjalista do spraw ochrony roślin i ochrony środowiska. – Zmiany klimatu nie zachodzą liniowo, ale gwałtownie, w wielu sytuacjach wręcz niespodziewanie. W dzisiejszych czasach zjawiska pogodowe zaczynają opierać się na skrajnościach – z jednej strony mamy upały, z drugiej strony nawalne deszcze i wichury. W takich warunkach muszą przetrwać rośliny, które są nam niezbędne. Potrzebujemy roślin, które będą potrafiły wytrzymać długie i coraz bardziej dokuczliwe susze, a ponadto będą szybko magazynowały wodę. Roślin, które wytrzymają piekielną temperaturę latem i, jeśli trzeba, ekstremalny mróz zimą. Popularne do tej pory miejskie gatunki, np. lipy i platany, nie są odporne na takie ekstrema, bo rośliny w epoce zmian klimatu muszą cechować się dużymi zdolnościami regeneracyjnymi. Drzewa powinny tworzyć korony dające dużo cienia, a byliny i krzewy dobrze zadarniać płaskie powierzchnie – przekonuje ekspert. Wielu ludziom z pewnością niełatwo będzie pogodzić się z faktem, że estetyka zazieleniania już nie jest najważniejsza – teraz istotna jest sama obecność zieleni, a także fakt, by chroniła nas przed skutkami zmian klimatu. Drzewa na Placu Pięciu Rogów pojawiły się, choć do tej pory ich tu nigdy nie było. Co ważniejsze – zostały posadzone w gruncie, nie w donicach, więc powinny rosnąć bujnie, a ich korony coraz skuteczniej zacienią plac. – Pod ziemią są bardzo dobrze zaopiekowane, zostały wyposażone w system rur, które nawadniają i dotleniają bryłę korzeniową. Są tam również systemy antykompresyjne – specjalne podpory, które sprawiają, że grunt pod posadzką się nie ubija – wyjaśnia Piotr Łosek.
Plac dla ludzi
Oczywistym wydaje się, że mieszkańcy powinni mieć wpływ na projekt przestrzeni w swojej okolicy. Czy jednak w Polsce umiemy posługiwać się partycypacją? – Trzeba zmienić spojrzenie na to, czym jest partycypacja – tłumaczy Paweł Mrozek. – To nie zawsze musi być ściąganie ludzi na spotkanie, na którym mają rzucać pomysłami. To władze powinny mieć wizję, jak ma wyglądać dana przestrzeń, a ta koncepcja ma powstawać w oparciu o potrzeby mieszkańców. To właśnie zbadanie realnych potrzeb przy wsparciu ekspertów jest prawdziwą partycypacją. To ciągły proces, pozwalający na aktualizowanie wizji i celów miasta, dlatego przy projektowaniu placu idealnego warto pozostawić przestrzeń na zmiany, które niesie ze sobą życie – uważa ekspert. – W placach miejskich wyjątkowe jest to, że są czystą kartką, która pozwala na różne scenariusze w zależności od pory roku i dnia czy rodzaju wydarzeń, które mogą się tam odbywać – dodaje Piotr Łosek.
Architekci odpowiedzialni za projekt Placu Pięciu Rogów podkreślają też, że ich praca to tylko element układanki. – Stworzenie dobrej przestrzeni miejskiej to wspólny wysiłek – jego elementem może być np. rewitalizacja okolicznych budynków czy polityka lokalowa, która zakłada np. zniżki dla gastronomii. Z jednej strony mamy nasze, architektoniczne środki działania, ale to może być za mało, żeby miasta żyły. Z drugiej strony potrzeba profesjonalnego środowiska kompleksowo przygotowującego inwestycje w mieście – podsumowuje Michał Kempiński.